Artykuły

Święto wiosny jesiennie

"Święto wiosny" w choreografii Angelin Perljocaj z Kieleckiego Teatru Tańca na XVII Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca w Lublinie. Pisze Daria Bełch w Teatraliach.

Kielecki Teatr Tańca, w podskokach do muzyki Igora Strawińskiego, obchodzi "Święto wiosny" na 17 Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca, odbywających się w Lublinie. Przewrotowe i wstrząsające dzieło, które powstało sto lat temu w wyniku współpracy Wacława Niżyńskiego oraz rosyjskiego kompozytora, dało kolejnym artystom, choreografom i tancerzom świetny materiał, który często "brali na warsztat". Deformowali, zmieniając ruch (jak Daniel Leville), interpretację (Pina Bausch, Xavier Le Roy), a nawet muzykę (Karole Armitage). Próbowali dokonać osobistej filtracji, która odnosiła się zarówno do aktualnych problemów, jak i do nurtujących pytań egzystencjalnych. Podobnego zadania podjął się Angelin Preljocaj. Swój pomysł i choreografię, zatańczoną po raz pierwszy w 2001 roku przez tancerzy z Baletu Preljocaj oraz Staatsballett Berlin, przywiózł do Polski i przekazał artystom Kieleckiego Teatru Tańca.

Oscylujące między powrotem do natury a teraźniejszością obrazy ukazują jednostkę na tle grupy. Pokazują jej agresję, napastliwość, zwierzęce i niepohamowane instynkty, relację pomiędzy człowiekiem a człowiekiem. Dzieło stwarzające tak wiele możliwości, dające bardzo szerokie pole do popisu spadło na barki zespołu. Czy zwinność i siła tancerzy, przy współpracy z bardzo dobrym i wielokrotnie nagradzanym choreografem pozwoliła im unieść ten ciężar? Czy tematyka i interpretacja nie przerosła ich możliwości?

Scenografia bardzo prosta: faliste, ruchome podesty, które, tańcząc wraz z aktorami, tworzą i określają przestrzeń. Poszerzają ją lub zawężają. Uwypuklają (scena, gdzie dziewczyny stoją na pojedynczych kawałkach i niczym torreadorzy wymachują męskimi koszulami), a czasami odsuwają się na bok, sprowadzając tym samym całą akcję do parteru. Podobnie jest ze światłem, które naznacza, piętnuje, łagodzi i podkreśla wszystkie działania. Kostiumy tancerzy są współczesne, odbiegające od pierwotnej wersji haftowanych, ciężkich, w rosyjskie wzory. Kuse spódniczki, ściągane majtki i szybko - jak w niejednym filmie o miłości - rozpinane koszule. Całość na tle zielonej ściany, która wraz z trawą na podestach dobitnie daje znać, że to, co się dzieje, ma nierozerwalny związek z naturą.

Kiedy padają pierwsze dźwięki, kocimi ruchami wchodzą na scenę dziewczęta. Z pewną dozą nawiedzenia na twarzy ściągają z siebie dolną część bielizny, która zatrzymuje się w kostkach, tworząc idealnego partnera do tańca, co jest całkiem ciekawym zamysłem. Będący w cieniu mężczyźni spokojnie obserwują zalotne działania, by niebawem ruszyć do akcji. W ukazywanych obrazach pojawia się wiele utartych klisz, sztampy i schematów - seks, gwałt, cierpienie, złość i frustracja dziewczyn, zaloty mężczyzn. Wszystko ukazane bardzo wprost. Na twarzach zamiast zmieniających się emocji gości ciągły wyraz cierpienia, a może cierpiętnnictwa? Czyżby zaproponowana przez Claudie de Smet, pomocniczkę Angelin Preljocaja, choreografia była za trudna? Czasami odnosi się takie wrażenie, patrząc na oblicza tancerek, kiedy mają podnieść nogę albo swoje ciała z parteru. Przepływ powietrza, tak mocno związany z naturą, tutaj ginie. W ruchach brakuje przestrzeni i miejsca na oddech, przez to cała agresywność obrazu zostaje stłumiona. Pojawiają się wirujące partnerowania, z którymi najlepiej radzą sobie mężczyźni. Nie brakuje także tchnących energią i skomplikowanych układów grupowych, w których niestety wielokrotnie szwankuje synchronizacja. Spektakl kończy i zaczyna powtarzający się lejtmotyw ściągania bielizny. Tyle tylko, że dziewczyna, która początkowo kokietuje i prowokuje mężczyzn w krótkiej spódniczce, na końcu walczy już naga o samą siebie - odarta przez społeczność z ubrania, człowieczeństwa Ukazuje się jej drapieżność: z zawzięciem uderza o nogi, odważnie patrząc w oczy Gromady. Pokazuje ciałem: "jestem mocna, dam radę. Możecie uderzać, kopać, niszczyć. Spójrzcie! Mam bardzo dużo siły, nie poddam się" Bieg wokół to ostateczna próba przeciwstawienia się grupie, szukania ratunku. Aleksandrze Zatorskiej, która wiernie wcieliła się w postać Wybranej, należą się duże brawa za świetną interpretację i odważne jej wykonanie. W przypadku tego "Święta Wiosny" użycie tu nagości jest celowym zabiegiem. Mimo iż powoduje poruszenie i podszepty na widowni, doskonale wpasowuje się w ideę ukazania człowieka tak bardzo bliskiego naturze i dalekiego od ucywilizowania.

Spektakl jest ciekawą interpretacją francuskiego choreografa ukazującą jednostkę, która we współczesnym świecie tak często musi walczyć o samą siebie, o swój godny byt. Tym samym przypomina człowieka pierwotnego, a nie świadomego i rozwiniętego obywatela Ziemi XXI wieku. Choreografia interesująca, wymagające fizycznie chóry ruchowe i działanie w grupie, świetna solówka na końcu. Widoczna jest inspiracja Piną Bausch i jej umiłowaniem do takich tematów jak cierpienie, samotność, a także próba poradzenia sobie z nimi. Dodatkowo genialna i zachwycająca muzyka, która tuszuje niekiedy drobne wpadki tancerzy. Całość utrzymana w przyjemnej konwencji, jednak ukazana zbyt bezpośrednio i tendencyjnie. Dodatkowo cały efekt psuje brak synchronizacji, współpracy i wolności w ruchach tancerzy. Może jednak Święto wiosny powinno być tańczone tylko na wiosnę? Wtedy wszystko wykonuje się bardziej żywiołowo, powietrze tchnie świeżością, a świat nabiera energii do działania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji