Artykuły

Werter w spódnicy

KATOWICE w osobie dyr. Ro­mana Zawistowskiego zyska­ły znakomitego fredrologa. Nie trzeba było długo czekać i oto mamy już Fredrę na scenie. "Wychowanka" należy do utwo­rów mniej, można powiedzieć, że nawet mało znanych. W szkole jej się nie wałkuje i nie bez ra­cji. Smak prawdziwego Fredry poznaje się na "Ślubach panień­skich" i "Zemście". Wywodząc się z pośmiertnej spuścizny nasze­go poety, "Wychowanka" nosi ślady rozgoryczenia, spowodowa­nego długim i uraźliwym milcze­niem. Fredro usiłuje tutaj na se­rio kompromitować i czynić różne zasadnicze rozrachunki ze swoją epoką, przez co popada nawet w ponury ton. Rodzinka, jaką nam przedstawił, składa się z samych osobliwych typków - wszyscy czyhają tylko na pieniądze i dla pieniędzy nie cofną się przed naj­gorszym świństwem. Jedynie Zo­sia, przybrana córka Morderskich, odbija się od tego otoczenia ucz­ciwym postępowaniem. Ale dla­tego jest nieszczęśliwa.

W zetknięciu z dzisiejszą rzeczy­wistością ów porachunek rodzin­ny nie zachowuje już ani krzty dramatycznego ujęcia. Już zresztą sam Fredro zdawał się mieć dla niego wyrozumienie. Pozostała do wygrania komedia.

Ale Roman Zawistowski prag­nął uratować wydźwięk społeczny sztuki. Postawił na komedię - ale Zosię, jej starego opiekuna Szy­mona i częściowo dziedzica Morderskiego uchronił od kpiny i pa­rodii. Szymon (Piotr Połoński) wzrusza się tak szczerze niefor­tunną odmianą losu Zosi, że na­prawdę płacze. Piękna Zosia w wykonaniu Mirosławy Krajewskiej przypomina swym nieustannym smutkiem Wertera. Szlachetny jest to smutek, ale nieprawdziwy przecież. Wolimy dlatego słuchać jej pięknego wiersza. Podobnie Stanisław Winczewski jako pan Morderski nie mógł się zdecydo­wać, czy mrużyć oko, czy dosłow­nie zająć się swoim tekstem. Rola ta zresztą nie została trafnie obsa­dzona.

Reszta osób, która nie miała już tego dylematu, wypadła dlatego bez zastrzeżeń i świetnie nas ba­wiła. Odnosi się to zarówno do pań - Janiny Morskiej i Ma­nuelu Kiernikówny w rolach jadowitych intrygantek, oraz Zofii Michalskiej, niesamowicie wygadanej i przezabawnej pani Szczekalskiej - jak i panów, przede wszystkim Mieczysława Ziobrowskiego w roli ćwierćinteligenta Narcyza i Adama Kwiatkowskie­go jako podrywacza z tamtych czasów. Sympatyczny w swej lek­kiej ironii był Bogdan Zieliński lako ten, który na całym zamieszaniu najlepiej wyszedł.

Melodramatyczne skłonności "Wy­chowanki" zdezorientowały pu­bliczność: co się zdecydowała na wesołość, to ją gaszono.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji