Artykuły

Stosy palą się także dzisiaj

Pod Pegazem zrealizowano świetne i ważne przedstawienie. "Diabły z Loudun" Krzysztofa Pendereckiego w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego to fascynujące widowisko teatralne, piękne od strony plastycznej, mądrze zainscenizowane i bardzo dobrze przygotowane muzycznie.

Kanwę fabularną "Diabłów" stanowią autentyczne wydarzenia, jakie miały miejsce we Francji w I połowie XVII wieku za panowania Ludwika XII i kardynała Richelieu.

Stos i antynomie

Ojciec Grandier z kościoła św. Piotra w Loudun staje przed sądem inkwizycji. Oskarżonemu zarzuca się, iż jest narzędziem w ręku Szatana. Wedle zeznań przeoryszy ss. urszulanek - Matki Joanny od Aniołów - to za sprawą Ojca Grandier ona i pozostałe mniszki wpadły w diabelskie opętanie, w zbiorową erotyczną obsesję. Proces zakończony zostaje wyrokiem śmierci - Grandier ginie spalony na stosie w roku 1634.

Historia ta, bardzo dramatyczna, ale i drastyczna, inspirowała artystów z różnych dziedzin sztuki. Powstały utwory literackie - powieść Huxleya, opowiadanie Iwaszkiewicza, dramat Whitinga, także filmy Kawalerowicza i Russella oraz opera Pendereckiego. Wszystkich tych twórców interesował przede wszystkim uniwersalny wymiar historii sprzed wieków, poruszający człowieka współczesnego. Przecież także dzisiaj nasze myśli kierujemy w stronę fundamentalnych kwestii moralnych. Aktualne są odwieczne antynomie, takie jak: Bóg - Szatan, Grzech - Kara, Religia - Herezja, Dobro - Zło, Wolność - Zniewolenie, Miłość - Zmysłowość.

Wspólne egzorcyzmy

W poznańskiej realizacji "Diabłów z Loudun (reżyseria Marek Weiss-Grzesiński, scenografia Paweł Dobrzycki) siła magii teatralnej jest tak duża, iż dylematy moralne głównych postaci stają się naszymi problemami. Uczestniczymy w niepokornym, bluźnierczym życiu księdza Grandier, wraz z zakonnicami poddajemy się kuszącemu urokowi diabła, cierpimy w czasie egzorcyzmów, doznajemy bólu na torturach, unicestwia nas ogień płonącego stosu.

Wszystkie płaszczyzny przedstawienia, wyjątkowo spójne i dopełniające się, służą owemu współuczestniczeniu. Scenę wypełnia strzeliste, gotyckie wnętrze świątyni, której mury, w kolorze spopielałego gruzu, niejako przygotowują końcowe autodafe. Olbrzymia, realistyczna postać Ukrzyżowanego, do którego bohaterowie modlą się i któremu urągają, to mistyczny symbol duchowości, daleki, obojętny, nieosiągalny. Sprzęty kościelne, takie jak konfesjonał czy ołtarz, służą nie tylko sakramentowi pokuty i ofierze mszy św., ale także czynom nierządnym opętanych przez demony ludzi.

Niezwykle nośne plastycznie są przepiękne kostiumy. Na tle ciemnego, ponurego kościoła jaśnieją nieskalaną bielą habity i komże, mienią się pastele mieszczańskich surdutów, pysznią czerwienie kardynalskich sukni, porażają bogactwem ozdób królewskie szaty i budzą grozę czernie strażników inkwizycji. Rozplanowanie przestrzenne i koloryt niektórych scen dają wrażenie ożywionych obrazów Rembrandta czy van Dycka, np. scena tortur, wejście żołnierzy.

Jednocześnie przerysowanie czy wręcz karykaturalne ukazanie niektórych postaci kojarzyć się może ze średniowiecznym teatrem misteryjnym, gdzie Osoby-Symbole prezentują swoje racje moralne. A operowanie tłumem opętanych zakonnic i ulegających im egzorcystów ma w sobie coś z piekielnego sabatu czarownic, coś z Faustowskiej nocy Walpuigii.

Dystyngowany ksiądz

Na tle robiących ogromne wrażenie, wstrząsających scen zbiorowych dosyć blado wypadają najważniejsze osoby dramatu. Grandier Jerzego Mechlińskiego jest, moim zdaniem, w niezgodzie z graną przez siebie postacią, zbyt dystyngowany i elegancki, zbyt spokojny. Nie przekonuje jako uosobienie zła czy niesłusznie oskarżona ofiara spisku. Matka Joanna Ewy Iżykowskiej biernie poddaje się kusicielskiej mocy, nie walczy ze swoimi demonami, nie jest ani bardzo grzeszna, ani bardzo nieszczęśliwa. Muzyka Pendereckiego ze względu na jej ilustracyjny charakter i fragmentaryczność czy segmentowość kojarzyła mi się raczej ze ścieżką dźwiękową, a nie autonomicznym elementem dzieła operowego. Dla wykonawców jest bardzo trudna. Od śpiewaków wymaga zróżnicowanych środków - od szeptu, poprzez śpiewną recytację, do dramatycznego krzyku. Chór i orkiestra muszą brzmieć silnie i ekspresyjnie. Strona muzyczna wypadła bardzo dobrze, solidnie przygotowana przez doświadczonego w prowadzeniu tego dzieła Andrzeja Straszyńskiego i jak zwykle niezawodną Jolantę Dota-Komorowską (przygotowanie chóru). Spośród solistów szczególnie pięknie i postaciowe, i wokalnie zaprezentowała się Agnieszka Dondajewska (Philippe). Podobali się też Piotr Friebe (Baron), Janusz Temnicki (Gubernator), Wojciech Maciejowski (Aptekarz) i Andrzej Ogórkiewicz (Lekarz).

Egzekucja w środku miasta

Kiedy przy akompaniamencie końcowych fragmentów muzyki scena pustoszeje, a inkwizytorzy, żołnierze, siostry zakonne i księża towarzyszą skazańcowi - Ojcu Grandier, publiczność włącza się do żałobnego orszaku. Egzekucja dokonuje się na zewnątrz budynku Opery. Stos płonie w środku miasta. Patrzą na to i widzowie spektaklu, i ludzie przypadkowo przechodzący ulicą Fredry. Kto z nich jest Katem? Kto Ofiarą?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji