Artykuły

Feminizmem w przedszkolaka

"Skarperty i papiloty" w reż. Tomasz Mana we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Iwona Szajner w portalu kulturaonline.pl.

Wrzeszczące dzieci, mąż z ciągłymi pretensjami i próbująca ogarnąć wszystko zarobiona matka. Zwyczajne życie przeciętnej rodziny? Nie, scena wyjściowa najnowszej sztuki Wrocławskiego Teatru Lalek "Skarpety i papiloty" autorstwa Julii Holewińskiej. Może nie byłoby w tym nic kontrowersyjnego, gdyby nie: po pierwsze fakt, że przedstawienie jest skierowane do dzieci w wieku przedszkolnym, po drugie padają w nim hasła: feminizm, równouprawnienie i szowinizm.

Rzecz dzieje się w lisiej norze. Poranek w rodzinie lisków - jej głowa to Tatalis (bardzo sugestywny Tomasz Maśląkowski; oj, z początku naprawdę trudno polubić tego gościa): Jestem zmęczony. Podgrzej obiad! Muszę trochę odpocząć. Gdzie moje kapcie? Gdzie moje skarpety? Gdzie moja gazeta? Jak ty wyglądasz? Cały dzień siedzisz w domu, to byś chociaż jakieś papiloty zakręciła. Dzieci to: Natalis (Aleksandra Mazoń) pyskata i złośliwa kilkulatka (do brata: Matołku, zamknij się!) i Bobolis (Radosław Kasiukiewicz) -ledwo chodzący berbeć. Obydwoje rozpieszczeni. I wreszcie młoda mama - Mamalis (Kamila Chruściel), która ma cały dom na głowie. Skarpety zacerowane, mieszkanie posprzątane, gazety poskładane, pranie posegregowane a ja? Na nutę piosenki Lombardu wykrzykuje: Mam dość! I postanawia iść do pracy. Niech chociaż jedne dzień Tatalis wszystkim się zajmie. Czy podoła? To sztuka dla dzieci, więc wszystko musi dobrze się skończyć. Choć wcześniej coś się spali, coś tylko przypali, ktoś ulegnie wypadkowi, a ktoś się zagubi.

Wyszłam z teatru z mieszanymi odczuciami. Trudno było mi określić, dla kogo tak naprawdę była ta sztuka. Czy mały widz oprócz zabawy (miejscami naprawdę świetnej, np. scena w kurniku) ma wynieść jakąś naukę? Czy dorosłego pobudzi do refleksji, albo chociaż zastanowi? Niby na koniec wszyscy się dogadują i dzielą obowiązki między siebie. Jednak obawiam się, że dziecko raczej zapamięta to, co działo się przedtem. Dlaczego? Bo te sceny rodzinnej "dysfunkcji" były dużo mocniejsze, ostrzejsze i bardziej zaakcentowane.

Na pewno w pamięci zostanie i wpadająca w ucho muzyka autorstwa Marka Otwinowskiego i kreacje aktorskie. Zresztą artyści WTL nie raz już udowodnili, że są na równi świetnymi animatorami lalek, co aktorami.

Autorka tekstu Julia Holewińska i reżyser Tomasz Man po raz pierwszy robili spektakl dla dzieci. Aż korci napisać, że to widać. Chyba za dużo było w nim "puszczania oka" do dorosłego. A poza tym, czy przedszkolak naprawdę musi znać terminy feminizm i równouprawnienie? Może lepiej, żeby widział w swojej rodzinie szacunek, miłość i akceptację.

PS.

Spektakl ma ładną oprawę plastyczną - plakat i książkę. Autorem ciepłych i przyjaznych ilustracji jest Robert Romanowicz. Książka zawiera tekst sztuki rozpisany na role, tak aby dzieci mogły same pobawić się w teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji