Artykuły

Spowiedź na granicy rozpaczy

"Nastazja Filipowna" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Marcin Dorociński i Grzegorz Damięcki zagrali w kolejnej inscenizacji "Idioty" Fiodora Dostojewskiego.

"Nastazja Filipowna", spektakl oparty na końcowej części "Idioty" Dostojewskiego, obrosło legendą dzięki niezapomnianej inscenizacji Andrzeja Wajdy i kreacjom aktorskim Jana Nowickiego i Jerzego Radziwiłowicza jako Rogożyna i Myszkina. Po niemal 40 latach od tamtej premiery w Starym Teatrze do pomysłu Wajdy postanowił powrócić Andrzej Domalik, powierzając w warszawskim Ateneum role dwóch bohaterów Marcinowi Dorocińskiemu i Grzegorzowi Damięckiemu.

Według koncepcji Wajdy cała opowieść rozgrywa się po zabójstwie tytułowej bohaterki. Nieobecna na scenie Filipowna powinna więc objawić się w tym, co dzieje się między Myszkinem a Rogożynem. Wyłonić z ich wzajemnych relacji, opowiadań, zwierzeń. Zestawienie obu bohaterów to jednocześnie przeciwstawienie dwóch różnych postaw, dwóch psychik ludzkich ukazanych w niemal ewangelicznym wymiarze.

Nowatorstwo krakowskiego przedstawienia Wajdy polegało nie tylko na nieobecności na scenie obiektu pożądania Rogożyna i Myszkina, ale też formie prezentacji spektaklu. Widzowie, kupując bilet, oglądali nie premierę, ale proces dochodzenia do niej rozpisany na niemal 30 otwartych prób. Wsłuchiwali się w uwagi reżysera, obserwowali wzajemne relacje nie tylko bohaterów, ale też ich odtwórców.

Z pomysłu otwartych prób Dostojewskiego skorzystał niedawno Janusz Opryński, realizując w Prowizorium znakomitych "Braci Karamazow". Publicznym czytaniom fragmentów utworu towarzyszyły oblegane nie tylko przez studentów wykłady prof. Cezarego Wodzińskiego, który przygotował nowe tłumaczenie powieści Dostojewskiego.

W Ateneum nie mamy już podobnego "celebrowania" premiery. Domalik dokonał też pewnych odstępstw od wersji Wajdy.

Przez niemal półtorej godziny na spowitej mrokiem Scenie 61 jesteśmy świadkami zmagania się dwóch ludzi będących na granicy rozpaczy i szaleństwa. Marcin Dorociński jako nieokiełznany Rogożyn i Grzegorz Damięcki jako szlachetny Myszkin. W Ateneum to spotkanie mrocznego pokalanego złem mordercy z nadwrażliwcem, który wprawdzie zabić nie potrafi, ale jako chodząca doskonałość jest daleki od realnego życia.

Grzegorz Damięcki kreśli portret Myszkina z wielką finezją. Pamiętając o wrażliwości swego bohatera, nie zapomina, że gra nie symbol, ale człowieka. Jest w tej postaci i subtelny apostoł, i święty Franciszek, i rosyjski jurodiwy, ale jest też współczesny facet, który wierzy w siłę miłości i mądrość przebaczenia. On też zdaje sobie sprawę, że nawet w najbardziej mrocznej rzeczywistości można znaleźć ratunek, skoro w każdym człowieku jest cząstka Boga, to zasługuje on na zbawienie.

Rola Rogożyna w ujęciu Marcina Dorocińskiego wydaje się jeszcze nie całkiem dopracowana. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, że grając twardego, bezwzględnego, dość mrocznego człowieka, trzeba charczeć, chrząkać i sapać, i to w sposób tak teatralny, że odgłosy te wypełniłyby dużą salę Teatru Polskiego, a nie kameralną scenę Ateneum, gdzie widzowie są na odległość oddechu. Myślę, że Dorociński, mimo długiej przerwy w graniu w teatrze, jest w stanie znaleźć odpowiednie środki, by ten owładnięty namiętnością kochanek nie stał się tak mało wyrafinowany i był bardziej ludzki. Tekst Dostojewskiego zachęca każdego do zajrzenia w mroki własnej duszy, gdzie zawsze można znaleźć coś inspirującego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji