Artykuły

Miłośc, kariera, szczaw i frytki

"Szczaw, frytki" w reż. Piotra Kaźmierczaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Ewelina Szczepanik w serwisie Teatr dla Was.

Zoltan Egressy, węgierski dramaturg, popularność na świecie zdobył między innymi dzięki sztuce "Szczaw, frytki" - opowieści prosto z szatni sędziów piłkarskich. Ta uznana na świecie pozycja niedawno miała swoją prapremierę i w Polsce, w poznańskim Teatrze Polskim. Reżyserii podjął się Piotr Kaźmierczak - aktor tegoż teatru - w ramach Pracowni Inicjatyw Aktorskich, działającej od tego roku w teatrze Pawła Szkotaka.

"Szczaw, frytki" przedstawia historie trzech mężczyzn, które łączy funkcja - wszyscy są sędziami piłkarskimi. Jednemu drugi odbił żonę, trzeci natomiast niedawno został zdegradowany w wyniku intryg drugiego z mężczyzn. Trzeci z nich, posługujący się ksywką Mydło, szuka możliwości zemsty i ta nadarza się przy okazji meczu ligowego, od którego zależy awans zawodowy sędziego głównego. Bezzasadne jest streszczenie całej tej intrygi, ponieważ jest ona dość zaskakująca. Warto jednak zwrócić uwagę na grę i na to, jak aktorzy radzą sobie z tym nieomal farsowym przedstawieniem.

Otóż Piotr Kaźmierczak, równocześnie reżyser "Szczawiu", wypada dosyć przeciętnie, bo też jego kreacja jako osoby dwulicowej i "śliskiej" nie jest specjalnie przekonywująca. Jego przeciwieństwem jest Mariusz Adamski w roli Andrzeja vel. Smutasa - ambitnego, karierowicza, z trudem maskującego stres. Kontrast intryganta, nie przejmującego się zasadami fair-play, z osobowością perfekcyjnego sędziego głównego jest podstawowym źródłem komizmu spektaklu. Najtrudniejsze zadanie aktorskie stało jednak przed Jakubem Papugą w roli Artysty - ten złamany życiem mężczyzna nie dba o rozwój zawodowy, o powierzchowność czy nawet o swoje obowiązki, tęskni za to do kobiety, która od niego odeszła. Przez to popada w alkoholizm. Papudze udało się uniknąć "karykaturalizacji" postaci, a podniosłe, poetyckie zdania w jego interpretacji nie są wyłącznie zabawne, choć tworzą oczywisty dysonans z krótkimi, zwięzłymi wypowiedziami pozostałej dwójki. Całość jest dosyć dynamiczna, bo oparta na konflikcie trzech postaci, jednak gdy wszyscy trzej sędziowie wychodzą na murawę, stają się zespołem - i prawdę tę oddaje choreografia Iwony Pasińskiej.

"Szczaw, frytki" to rzecz o piłce nożnej i jako taka fanom futbolu powinna się szalenie spodobać - wszak wszystkie fascynujące nas sprawy oglądane od kuchni są jeszcze ciekawsze. W spektaklu tym nie brakuje specjalistycznego języka, kilku ciekawostek o piłce nożnej, mamy jedyną być może okazję zajrzenia do szatni sędziowskiej. O tym, że to przedstawienie przede wszystkim o piłce, przekonuje nas także oprawa dźwiękowa - okrzyki kibiców Lecha Poznań czy hymn Legii Warszawa ("Sen o Warszawie" Niemena). Zabrakło jednak oczywistej - przynajmniej dla mnie, laika w kwestiach futbolu i sportu w ogóle - metaforyzacji. Napięcia rodzące się między trzema dojrzałymi mężczyznami, połączonymi więzami emocjonalnymi i zależnością zawodową, mogłyby z łatwością być zilustrowane sytuacją panującą na boisku, a nawet podbramkową. Widz może jednak mieć wrażenie, że cały ten piłkarski anturaż jest w istocie dodatkiem czy pretekstem; ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę gdziekolwiek indziej.

Nie brak za to humoru, niekiedy dosyć rubasznego i szowinistycznego, czasem lokującego się w wyższych rejestrach. I to dlatego poznańska publiczność ciągnie tłumnie na "Szczaw, frytki", a owacje po spektaklu długo nie milkną. To pewien fenomen w poznańskim świecie teatralnym - dawno nie widziałam tak żywiołowej, spontanicznie radosnej reakcji widzów. To na pewno będzie na długo mocna pozycja w repertuarze Polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji