Artykuły

Sobotnie południe bezsilnych

Krakowski Salon Poezji. Szopka wg tekstów przez Tadeusza i Stanisława Estreicherów opracowana. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

ON... Ponoć mówił jak z nut... Ponoć zwali Go, zwą Go, mistrzem, a nawet arcymistrzem słowa żywego, gadanego, z ust do ucha sączonego bez zapośredniczeń... Czyli powietrze mu wystarczało - to coś, co fale dźwiękowe przenosi, było wszystkim, żeby... I ponoć jedyną frazą, którą zapisał, były słowa na piasku patykiem wyszemrane...

Czy tak?... Jeśli tak, jeśli to prawda, to i tak było, musiało być przecież tak, że Ojciec Jego piaskowe wersy Syna wiatrem rozwiał w mgnieniu oka, bo któż, jeśli nie Ojciec?... Ojciec albo nie Ojciec?... Ojciec?... A może róża wiatrów?... A skądżeby róża wiatrów bez Ojca?... Bez jego Ojca?... Ojca tego syna?... Syna?... Gdzie dobre są wielkie litery?... Gdzie litery małe są na miejscu?... O cóż chodzi, Panie Boże?... O naszą bezradność coroczną?... O bezradność w nazywaniu Tajemnicy?...

No pewnie, że o bezradność w nazywaniu, poszukiwaniu sentencji definitywnie uspokajających, o ten powyższy bełkot słówek, zdań, pytań wykropkowanych. I po raz kolejny okazuje się, w najlepszym, najpokorniejszym tych słów znaczeniu okazuje się, że lepiej nie pytać. Lepiej niech Tajemnica powtórzy się - bez pytań. Niech ktoś zwyczajnie kolejny raz opowie tamto poczęcie niepojęte, tamte narodziny. Niech się to, co i tak się powtarza - właśnie tak się powtarza.

Naiwnie. Stajenka, królowie, truchlejąca noc i moc - niechaj będą jak historia miłości rycerza i księżniczki, historia, co się ucieleśnia, gdyż dla bawiącego się w rycerskość chłopczyka patyk staje się mieczem, a okutany słomą krzew - zawstydzoną białogłową. Tak, tajemnica Bożego Narodzenia lepiej niech pozostanie uroczą bezradnością podwórkowych teatrzyków naszych, jasełek. Te diobły, widły, żłóbek i inne Herody. Ich numery, te od wieków niezmienne numery jarmarczne, tak samo w tym samym czasie odgrywane, przed tymi samymi chałupami, bramami, oknami. Niech wracają.

Kolosalna, chyba trzymetrowa, migotliwie odpustowa, ale i piękna szopka na dużej scenie Teatru Słowackiego. Teksty odwieczne, przez Tadeusza i Stanisława Estreicherów opracowane. I w słowach tych - diobły, widły, Herod, stajenka, cała reszta. I aktorzy, świetnie, lekko tę niepojętą dziecinadę czytający. Wyjątkowy nastrój, westchnienia klasyczne. Halina Jarczyk - szefowa muzyków - w świetnej formie. Krzysztof Orzechowski - tak samo. Wszystko i wszyscy w bardzo daleko idącym związku zgody. Kojący był ostatni w tym roku Salon Poezji. Południe uśmiechniętych bezsilnych, zasłuchanych w stareńką tajemnicę, śpiewających kolędy...

Zostańcie w zdrowiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji