Artykuły

Pierwsze wtajemniczenie

"Pchła Szachrajka" w reż. Anny Seniuk w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Dzieciom da "Pchła Szachrajka" Anny Seniuk w warszawskim Teatrze Narodowym godzinę znakomitej zabawy z klasyczną bajką Jana Brzechwy. Starszym - godzinę doskonałego teatru w czystej formie.

Może coś przekręcam, bo pamięć lubi płatać figle, ale przypominam sobie rozmowę z Anną Seniuk, w której zapytano wybitną aktorkę o jej rolę życia. Artystka zamyśliła się, po czym odpowiedziała - Pchła Szachrajka. Dodała, że koleżanki w takich sytuacjach wymieniają różne Marie Stuart, a ona psotnicę z dziecięcej bajki. Tak wyszło.

Pchła rzeczywiście zrosła się z aktorską biografią Anny Seniuk. W 1979 roku zagrała ją po raz pierwszy w spektaklu "Brzechwa - dzieciom" w inscenizacji Macieja Wojtyszki. 21 lat później zrealizowała "Pchłę Szachrajkę" jako bajkę muzyczną z kompozycjami Macieja Małeckiego w Teatrze Polskiego Radia. Od tamtej pory teatralna "Pchła..." stała się własnością tria Brzechwa - Seniuk - Małecki. Podobnie jest i z wersją pokazywaną na Scenie Studio Teatru Narodowego.

W innym wywiadzie Seniuk wspominała, że nie wierzyła, iż kiedykolwiek znajdzie aktorkę, która zagra Pchłę lepiej niż ona sama. Aż trafiła na Ewę Konstancję Bułhak. Ze swoją uczennicą z warszawskiej PWST znalazła od początku wyjątkowe porozumienie. Relacja mistrz - uczeń przetrwała i po szkole, pani profesor uczyniła młodą aktorkę swoją kontynuatorką w najlepszym tego słowa rozumieniu. Przedstawienie w Narodowym jest tej relacji wyjątkowym ucieleśnieniem.

Ewa Konstancja Bułhak gra Szachrajkę genialnie. Ma w sobie żywy, nieokiełznany żart, fantastyczną muzykalność, która pozwala jej większość roli wyśpiewać, przekorę. W jej interpretacji - to już czytanie raczej dla dorosłych - Pchła jest współczesną, do cna wyemancypowaną młodą kobietą rzucającą wyzwanie zdominowanemu przez mężczyzn światu. Na koniec zaś niczym Kasia z komedii Szekspira pozwala się poskromić i odnajduje szczęście w domu z pięcioma tysiącami dzieci. I żyje długo bardzo z siebie zadowolona.

Anna Seniuk nie idzie drogą proponowaną przez autorów polskich ścieżek dialogowych popularnych kreskówek, chętnie przemycających doń zrozumiałe jedynie dla dorosłych aluzje. Ową quasi-genderową interpretację spektaklu należy traktować z przymrużeniem oka, nawet jeżeli coś w niej jest. Pierwszymi odbiorcami jej przedstawienia są dzieci, dla których będzie ono doskonałym, być może pierwszym wtajemniczeniem w teatr. Przekonają się, jak wiele zależy od wyobraźni, skoro Pchłą jest Ewa Bułhak, a trąba Słonia (debiutujący Paweł Piksa) zrobiona jest z jego szalika. Dadzą się ponieść dowcipom i rytmicznej muzyce Małeckiego. Stwierdzą, że teatr nie ma w sobie dosłowności telewizyjnej papki, ale jest doskonałą zabawą. Sprawdziłem na własnych dzieciach - były zachwycone. Zabrały też z sobą świetnie wydany program. Można w nim "Pchłę Szachrajkę" Brzechwy samemu sobie przeczytać i własnoręcznie narysować.

Starsi zobaczą w "Pchle Szachrajce" to samo, a jednak trochę inaczej. Dostaną dzięki niej godzinę wyrwaną z codziennej bieganiny, a przeznaczoną na bezinteresowną dziecięcą przyjemność. Docenią precyzyjną pracę całego zespołu młodych wykonawców, którzy przednio się bawią, co chwilę zmieniając role. Zachwycą się tym, jak wiele można zbudować z umownych dekoracji (scenografia Anny Sekuły) i w każdym drobiazgu opracowanego ruchu (choreografia Weroniki Pelczyńskiej). Na koniec zaś - sprawdziłem na sobie - znajdą i w sobie dziecko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji