Artykuły

Elektroniczne oko ironii

Niewielki plakat spektaklu przedstawia Egipt, taki, jak na starych pocztówkach: piramidy, palmy, sfinks, u stóp sfinksa turystka przed staroświeckim aparatem fotograficznym na statywie; fotograf jak prestidigitator czy mistrz ceremonii, uwiecznia obrazek-pamiątkę z egzotycznej wycieczki. W postaciach turystki i fotografa bez trudu rozpoznajemy twórców obecnego spektaklu. Później widzimy ich na scenie, wśród mnóstwa wyrafinowanej aparatury elektronicznej.

Są tu wideokamery, ekrany, monitory powielające w licznych odmianach obraz postaci aktorki, a nawet - dzięki precyzyjnej synchronizacji - zdolne "rozmawiać" ze sobą. Niektóre z nich ustawiono zwyczajnie, niektóre - oprawione zostały przez scenografa w rzeźbiarskie formy ni to pionowych, kamiennych słupów-pylonów, ni to sarkofagów mumii, z ekranem w miejscu, gdzie na sarkofagu wyobrażano zazwyczaj twarz zmarłego. Jeden z monitorów umieszczony jest nawet w stopach leżącego sarkofagu i oglądamy w nim... podeszwy stóp ludzkich. Dość to bezceremonialne, lecz czy nie tak postępuje najczęściej nasza cywilizacja wobec przeszłości? Piotr Lachmann krząta się po scenie z podobnie namaszczonym skupieniem, jak ów staroświecki fotograf z plakatu. Przestawia kamery, reguluje obraz: odprawia nabożeństwo uwieczniania chwili, zatrzymywania czasu. I nie możemy nie zadać sobie pytania: czym różni się charakter tego nowoczesnego obrzędu od fotografowania wspomnianego wyżej egzotycznego obrazka z podróży?

Elektroniczne media, służące zatrzymywaniu chwili, zapanowaniu nad upływającym czasem, odgrywają zatem wiodącą rolę w spektaklu. Są jego głównym aktorem, a zarazem -symbolem naszej kultury. Kultury, której podstawowym lękiem, lecz też i motorem, był zawsze lęk przed przemijaniem. Przez kilka tysięcy lat naszej zapisanej historii przewija się wciąż ów lejtmotyw lęku przed unicestwieniem życia jednostki. Jednostki, nie zaś tylko zbiorowości - anonimowej, zwierzęcej - gatunku.

Jedną z pierwszych cywilizacji, gdzie owe indywidualne obawy - lecz i nadzieje - zostały zapisane i po dziś dzień brzmią nam w uszach jak własne, była cywilizacja Egiptu. Egipskie "księgi umarłych" były pierwszymi znanymi nam przewodnikami, jakie otrzymywali zmarli na dalsze swe życie po śmierci. Były zarazem poradnikami "jak zmartwychwstać" po wiekach. Bogato rozwinięta ikonografia i pismo Egiptu od początku miały służyć zapewnieniu nieśmiertelności. Wiara, iż "nie wszystek umrę" - dociera do nas z egipskich papirusów. Czy cokolwiek innego obiecują nam dzisiejsze media?

I taki był punkt wyjścia autorów spektaklu. Pomysł zrodził się z inspiracji staroegipskim papirusem "Księgi umarłych piastunki Kai", przechowywanym w warszawskim Muzeum Narodowym. Lecz tylko punkt wyjścia. Bo przecież nie o Egipt tu chodzi. Poetycki tekst Lachmanna, wieloznaczny, bogaty w asocjacje, mówi o nas, o naszej dzisiejszej cywilizacji i o jej losie. Mówi o jej umieraniu i zagładzie, o pogoni za ułudą elektronicznych obrazów - fantomów rzeczywistego, cielesnego, ludzkiego życia które tak łatwo dziś zniszczyć lub zafałszować. Mówi o hekatombach ofiar. O tęsknocie za ponownym "odzyskaniem ciała", ponieważ żyć, być indywidualnym istnieniem - to wciąż dla nas znaczy: móc jeść, konsumować, pożerać, pochłaniać...

Nieoczekiwana, ironiczna gra słów sprawia, iż odwieczne pytanie: "czym JEST czas?", zmienione nieco dziecinnie i kapryśnie, brzmi nagle: "czym JEŚĆ czas?" I oto dzięki cennej wartości ironii znajdujemy się w samym sednie rzeczy. Nasze życie związane jest - choć może nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę -z rytuałem konsumpcji czasu". Od dawna mówimy o "spędzaniu czasu", o "zabijaniu czasu". A zabiwszy - pożeramy go łapczywie. Nasze elektroniczne media również są go wiecznie głodne, wiecznie spragnione.

Mogłoby się wydać paradoksem, iż spektakl mówi nam o tym wszystkim za pośrednictwem właśnie owych pozornie zimnych, nienasyconych mediów, tych samych, których rolę poddaje surowej analizie i krytyce. Lecz dwuznaczność, która w ten sposób się pojawia, i tutaj wnosi kolejną warstwę ironii. W ogóle spektakl ten żyje i oddycha ironia; przewija się ona jak linia kontrapunktu w stosunku do eschatologicznych i egzystencjalnych treści jego przesłania, pozwala ocenić to przesłanie z dystansem, i dzięki temu wczuć się w nie lepiej, z większym zrozumieniem. Pozwala spojrzeć chłodnym okiem kamery na nasz własny, osobisty stosunek do upływającego czasu i na nasze pytania o własną tożsamość w świecie migotliwych, elektronicznych obrazków, w którym tak łatwo o zagubienie osobowości, zafałszowanie jej i utratę. I jasne się staje, iż to dzięki wpisanej w spektakl ironii, wyrafinowana technologia zaczyna służyć głęboko humanistycznym celom.

Nie trzeba przypominać, iż ironia nie oznacza łatwej drwiny. Oznacza jedynie wyostrzenie perspektywy. Spektakl jest skupiony i surowy w klimacie. Poprzedza go rodzaj "uwertury" podczas której na ekranach widzimy zmienne kształty i formy, towarzyszące śpiewanej, nagranej przez Jadwigę Rappé, opowieści o oderwaniu się duszy od ciała i jej przejściu w elektroniczny "stan zawieszenia".

Przejmująca jest scena, w której sama Jolanta Lothe oraz kilka jej elektronicznych sobowtórów, wiodą zacięty spór o to, kto jest kim: kto żyje naprawdę, a kto jest tylko fałszywą repliką. - Ja tu jestem! - powiada jeden z monitorów. A z drugiego, a potem trzeciego, wciąż ta sama twarz, zapytuje: - A ja to kto?

Barokowo stylizowana sekwencja z wspaniałą muzyką Piotra Mossa, śpiewana przez trzech kontratenorów z towarzyszeniem pomortu, zaczyna się od słów "Ludzki gatunek zginie i cały czas przeminie...", by już w następnych słowach zaskoczyć nas ironicznym rymem: "...zostanie głos nagranie i śpiewać nie przestanie".

I wreszcie ostatnia scena, może w nieco naiwny sposób kojarząca się z nie tak dawno modnymi w sztuce "ambalażami", tu jednak pełniąca z gruntu inną, uzasadnioną funkcję: Piotr Lachmann owija długą wstęgą całą scenę wraz z baterią jej elektronicznego oprzyrządowania. Balsamowanie mumii. Po to, by kiedyś mogła zmartwychwstać?

Trudno w gazecie codziennej zmieścić obszerniejsze omówienie poszczególnych elementów tego pełnego wewnętrznych napięć, bogatego w znaczenia spektaklu. Nie wątpię, iż jego poszczególne elementy wielokrotnie zostaną zanalizowane.

Tu chciałbym tylko podkreślić raz jeszcze: mamy do czynienia z udaną i budzącą nadzieję propozycją humanizowania" współczesnej technologii, wbrew powątpiewaniom, czy to będzie kiedykolwiek możliwe.

Kiedyś fotografowie próbowali dzieciom wmawiać, że ze szklanego oka obiektywu kamery naprawdę wyfrunie żywy ptaszek. Nie wyfrunie. Chodzi jednak nie o to, by ożywić kawałek szkła, lecz o to, by uratować nasze własne, żywe oko przed roztopieniem się w bezkształtnym migocie. By umiało rozróżnić rzeczywistość od złudy, nie rezygnując z tego, co nam ofiarowuje świat dzisiejszy.

KaBaKai/Re-animacje - Prapremiera na zamku w Reszlu 18 grudnia 1993.

Układ tekstu i wykonanie: Jolanta Lothe

Obrazy, tekst i reżyseria: Piotr Lachmann

Montaż i efekty cyfrowe: LLT

Scenografia: Bożenna Biskupska

Muzyka: Piotr Moss

Śpiewacy: Jadwiga Rappe - alt, Mariusz Gebel, Robert Lawaty, Artur Stefanowicz - kontratenorzy,

pomort: Jacek Urbaniak

Egipski taniec z laską: Anna Lachmann

Wcześniejsze dokonania LLT to między innymi:

- "Akt-orka" na motywach dramatów Helmuta Kajzara (kilka wersji zrealizowanych w latach 1985-1990)

- "Operacja Alkestis" (1992, Nagroda "Fringe First" na festiwalu teatralnym w Edynburgu)

Jak już pisaliśmy, aktorka Jolanta Lotne (do 1982 r. w Teatrze Narodowym w Warszawie) i poeta oraz tłumacz Piotr Lachmann (autor m.in. tomików poezji "Niewolnicy wolności" i "Mniejsze zło") przez trzy miesiące pracowali na zamku w Reszlu nad przygotowaniem spektaklu "KaBaKai/Re-Inkarnacje", kolejnej prezentacji wideoteatru "Poza" (zwanego też Lothe-Lachmann Teatr, LLT) założonego w roku 1985 i znanego z wielu ciekawych dokonań w dziedzinie sztuki multimedialnej. Towarzyszyła im ekipa telewizji, rejestrująca kolejne stadia realizacji tego nowego projektu. Powstał 40-minutowy film, który niebawem będziemy mogli obejrzeć w telewizji. Natomiast sam spektakl "KaBaKai", trzykrotnie przedstawiony w grudniu na zamku w Reszlu, od lutego będzie prezentowany w Pałacu Szustra w Warszawie, potem zaś ruszy w objazd po Europie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji