Artykuły

Z dawnego Muranowa

"Koszałki opałki" w reż. Pawła Paszty w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Katarzyna Prędotka w Dzienniku Teatralnym.

Trochę ustronnie, trochę tajemniczo. Na pewno ciekawie i niepowtarzalnie. Każdej sztuce Teatru Żydowskiego towarzyszy niespotykany nigdzie indziej klimat. Kto raz odwiedzi to miejsce, na pewno powróci tam ponownie.

Ten właśnie klimat towarzyszył sztuce Pawła Paszty (autor scenariusza, reżyser ) "Koszałki Opałki". Przedstawiono zbiór zróżnicowanych tematycznie tekstów Janusza Korczaka, które subtelnie i płynnie przeplatały się ze sobą. Dobra aranżacja pozwoliła wydobyć z tych utworów dodatkowe walory. Owe walory dopełnili aktorzy, będący tego wieczoru rozmaitymi postaciami, o różnorodnych temperamentach, w najrozmaitszych sytuacjach. Smutek, dowcip, ironia, rozczarowanie, jednym słowem: paleta najróżniejszych emocji i odczuć. Oprócz rozmów i monologów, widzowie mogli usłyszeć starsze, ale nadal aktualne warszawskie piosenki (Między innymi "Chodź na Pragę", "Słomiany wdowiec"). Ich "nie tutejszy" klimat pokazany w nowej odsłonie był wzbogacony nieodpartym urokiem osobistym śpiewających .

W spektaklu wystąpiło czworo aktorów: Ewa Greś, Ernesta Winnicka, Konrad Darocha i Michał Żerucha. Obsada odnalazł się w szybkim tempie zmian fabuły sztuki. Każdy z histrionów prezentował wysoki poziom. Mężczyźni oczarowywali, damy porywały serca.

Honorata Dziadosz i Dorota Pabel (scenografia) stworzyły w foyer Teatru Żydowskiego pełne melancholii miejsce, w którym kabaretowe teksty Janusza Korczaka bardzo szybko się zadomowiły. Elementami scenerii była ławka, podest na którym znajdowały się mikrofony i zmieniające swoje położenie krzesła. Jednak główną rolę dekoracji odgrywało światło, które będąc w bardzo okrojonej ilości zdawało się wodzirejem sztuki. Natomiast nienachalny akompaniament pianina był dopełnieniem spektaklu.

Każdy z tych krótkich tekstów otwierał przed widzem inną rzeczywistość, pozwalając na refleksje i zapomnienie o tym, co zostało za drzwiami Teatru. Nie był to ckliwy obraz przeszłość, ale raczej możliwość przeżycia spaceru wspomnień tamtych lat. Może za dużo jest teraz opowieści o tym co minęło, przede wszystkim za dużo w nich patosu. Trudno dziś znaleźć historię o tamtych latach, opowiedzianą tak po prostu. Dlatego można śmiało powiedzieć, że na Placu Grzybowskim odnaleźć można perełkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji