Artykuły

Nie uznaję powrotów

Rozmowa z KARLEM SOLLAKIEM dyrygentem

- Jako chłopiec śpiewał pan w dawnym chórze chłopięcym "Wiener Sängerknaben". Na ile ta przygoda zaważyła na dalszym pańskim życiu?

- Rzeczywiście, to był bardzo ważny okres w moim życiu. Śpiewanie w chórze uczy na zawsze dyscypliny, wyposaża człowieka w umiejętność gotowości do pracy w danym momencie i akceptowania ograniczeń, na przykład, że nie można trzy godziny przed występem pójść sobie na piwo.

- Wrócił pan do tego chóru jako dyrygent?

- Nie. Od momentu, kiedy przestałem śpiewać w chórze "Wiener Sängerknaben", nie spotkałem się z nim na płaszczyźnie artystycznej, zawodowej. Zamykając jakiś okres w życiu, robię tak, jakbym zamknął książkę po jej przeczytaniu i nie wracam. Zarówno w życiu artystycznym, jak i prywatnym, nie uznaję powrotów. Nie wierzę w ich sens.

- Cztery miesiące temu poprowadził pan koncert sylwestrowy w Poznaniu. Co sprawiło, że przyjął pan zaproszenie, by przygotować premierę baletową w Teatrze Wielkim?

- Wiele jest powodów. Zaprosił mnie Sławomir Pietras, którego cenię, że jest dyrektorem-wizjonerem. On potrafi zadbać o teatr, a w teatrze potrzebujemy wizjonerów. Poza tym bardzo chętnie przyjeżdżam do Polski, ponieważ Polacy są sympatyczni, a ja w życzliwym otoczeniu dobrze się czuję. Ponadto mam wielki szacunek dla historii Polski, dla tego, co zrobiliście w walce o wolność, w przezwyciężaniu pewnych uzależnień nie nazywając tego po imieniu. Uważam, że Polacy są odważni, a Polska zawsze w walkach wolnościowych była pierwsza. Przy okazji koncertu sylwestrowego pracowałem z orkiestrą, teraz pracuję z zespołem baletowym. Latem prawdopodobnie będę miał okazję spotkać się jeszcze z chórem i niektórymi solistami. I tak właśnie tworzy się teatr. Wracając do baletu. Jest to grupa, którą bardzo poważam w teatrze.

- Po premierze baletowej będzie pan przygotowywał w Poznaniu premierę "Carmen". Czy to zapowiada ściślejszy kontakt na przyszłość z poznańskim teatrem?

- Zobaczymy. Wiele zależy od dyrektora Pietrasa.

- Czy jak większość dyrygentów, wiedzie pan życie na walizkach?

- Tak, ale nie jestem człowiekiem, który każdego dnia dyryguje gdzie indziej. Staram się zatrzymywać na dłużej w jednym miejscu. Chętnie rozmawiam z ludźmi, poznaję miasta, spaceruję... Poza tym potrzebuję przerw na czytanie nowych partytur. Tego nie można robić pomiędzy próbami. Kiedy się przygotowuję do jakiejś premiery, zdarza mi się odwiedzać miejsca związane z tą sztuką. Trudno dyrygować kompozycjami Brucknera, jeśli nie widziało się gór, jak dyrygować "Morzem" Debussy'ego - nie poznawszy morza.

- Przed nami premiera "Hommage a Niżyński". Czy propozycje choreograficzne sprzed kilkudziesięciu lat nie zwietrzały?

- Nie potrafię autorytatywnie odpowiedzieć na to pytanie. Ale z wielką sztuką jest tak, że opiera się czasowi. My Europejczycy mamy bogactwo długowiecznej tradycji i jeśli nie zadbamy o to bogactwo, to stracimy kulturę bezpowrotnie, nie rozwiniemy się...

Rozmawiał Stefan Drajewski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji