Artykuły

Ostatni krzyk Iwony

"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Agaty Dudy-Gracz w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

W ostatnim dwudziestoleciu zdecydowanie większą popularnością cieszą się powieści Gombrowicza. Znajdują odbiorców jako samodzielne dzieła, ale i to one są najczęściej kanwą adaptacji filmowych czy teatralnych. Na dużym ekranie pojawiła się "Pornografia", ten sam tytuł miał potem swoją premierę w warszawskim Teatrze Powszechnym. Jerzy Jarocki zainscenizował "Kosmos" oraz niektóre fragmenty prozy (spektakl "Błądzenie"). Dramaty pojawiają się rzadziej, w każdym bądź razie ich wystawienia zdobywają mniejszy rozgłos. W bydgoskim Teatrze Polskim Paweł Wodziński wziął na warsztat "Ślub", zaś w Katowicach "Iwonę" wyreżyserował węgierski twórca Attila Keresztes.

Być może problemem jest fakt, że sztuki Gombrowicza mają trudniejszą konstrukcję niż jego formy prozatorskie. Przywykliśmy nazywać ,,Witka" awangardystą, chociaż w przypadku jego utworów scenicznych w żadnym razie nie można mówić o natłoku, tak charakterystycznym chociażby dla Witkacego. Gombrowicz nadał swoim utworom wycyzelowaną strukturę, o czym pamiętał m.in. Jerzy Grzegorzewski w "Operetce", zrealizowanej w Teatrze Narodowym. Bez zrozumienia subtelności sztuk twórcy "Ferdydurke" łatwo o uproszczenia i efekciarstwo.

Łódzki spektakl zdaje się wychodzić z nieco innych założeń. Tekst Gombrowicza pozostaje tutaj integralną całością, ale jednocześnie zostaje poddany zbyt dowolnej interpretacji. Twórcy bardzo dokładnie określają punkt wyjścia: przedstawiony w dramacie dwór staje się w Jaraczu domem mody. Król Ignacy nosi wielobarwny szlafrok z grubego materiału, Królowa za ciasną, satynową sukienkę, książę Filip i jego dworzanie ekstrawaganckie ,,koszule", z których zostały jedynie kołnierz i rękawy. Jest wreszcie Szambelan, odziany w różowaty włochaty sweterek. Nawet proscenium wybiega daleko w publiczność niczym wybieg dla modeli.

Jak ma się do tego Iwona? Otóż ona jako jedyna ubrana jest w bluzę z kapturem i dresowe spodnie. Jej przeciętność stoi w kontraście z wymyślnymi strojami dworu. Bardzo wyraźnie zostaje zarysowany podstawowy konflikt: Iwona jest wyjątkowa przez swoją przeciętność. I taką właśnie zwykłą dziewczyną jest postać Iwony (sic!) Dróżdż-Rybińskiej. Duda-Gracz wprowadza do przedstawienia ciekawy zabieg. Protagonistka żyje bowiem w dwóch rzeczywistościach. Jedna z nich, ta ,,prawdziwa", to świat, w którym matka (postać stworzona z połączenia Ciotek) robi rudowłosej córce ciągłe wyrzuty. Przypomina w tym nadgorliwe rodzicielki, które chciałyby wypromować swoje dzieci na modelki - ale nie dla nich samych, tylko dla siebie.

Nakaz: "uśmiechaj się ładnie", staje się rozkazem istnienia w świecie naszpikowanym modą. I to właśnie jest ten drugi świat. Twórcy próbują naprowadzić widzów na trop, wedle którego wszystkie wydarzenia w przedstawieniu są projekcją Iwony. Dziewczyna obserwuje wzorce z telewizji i gazet, musi wysłuchiwać wrzasków matki, aż zaczyna sobie wyobrażać tę "idealną rzeczywistość". To w końcu jej klaśnięcia stają się swoistą uwerturą dla poszczególnych scen, to one w ogóle otwierają i zamykają akcję. Oba światy, "domowy" i "medialny", zlewają się w końcu w jedno.

Ale to "realne wyobrażenie" okazuje się być nowym piekłem. Duda-Gracz demaskuje ludzkie marzenia o bogactwie, podążaniu za modą, nieskazitelnym ciele. Paniczna reakcja Króla na obecność Iwony jest świadectwem lęku przed zwyczajnością. Reżyserka zderza sztuczne zmanierowanie Ignacego w towarzystwie, z jego histerycznymi reakcjami gdy jest sam na sam z małżonką. Postacie Izy i innych dam dworu są kreowane przez mężczyzn, dworzan Filipa. Są oni zniewieściałymi chłoptasiami z damskim makijażem i takimi samymi ruchami. Mężczyzna przebrany za kobietę zawsze wygląda dość karykaturalnie, czasem wręcz odrzucająco. Dlatego też panowie zaczynają umizgiwać się do siebie nawzajem, zakochani we własnych wyobrażeniach "piękna". Zarzucają Iwonie brak sex appealu, chociaż sami są jego totalnym zaprzeczeniem. Zazdrośni o Filipa, upokarzają Iwonę przez pobicie i gwałt. Sam książę zaleca się do Iwony wyłącznie z nudów. Jego późniejsze zakochanie okazuje się być tylko maską. Jedynym momentem zbliżenia jest stosunek seksualny.

Upadek złudzeń młodej dziewczyny pozostaje tylko z jednym wątków przedstawienia. Drugim jest wątek ludzkiej seksualności. Pod bluzą i spodniami chowa Iwona swoje ciało okryte prześwitującą koszulą nocną. Tak podkreślona czystość zostaje w końcu zbrukana. Seksualność zostaje całkowicie uprzedmiotowiona. I do takiego stanu rzeczy próbuje się podejść z ironią. Królowa komentuje pseudoerotyczny taniec damy (czy raczej ,,pana") dworu słowami: ,,Przestań się mizdrzyć". Duda-Gracz brutalnie podsumowuje nasze oczekiwania i marzenia o idealnym świecie z telewizji. Obrazki nagich ciał, modnych (w danej chwili) ubrań, cielesnego tzw. ,,piękna" okazują się zwykłą tandetą, wyreżyserowaną przez media. Brakuje w spektaklu jeszcze mocniejszej diagnozy - czy ludzki zachwyt nad gwiazdami, bożyszczami, nie jest po prostu wyrazem tęsknoty za lepszym światem?  Może dlatego jedynie Iwona potrafi cieszyć się czymś takim, jak prosta miłość. Problem w tym, że tylko ona potrafi ją dać.

Pojęcie Formy w łódzkiej "Iwonie" ulega paradoksalnemu przekształceniu. Najgorszą z Form staje się "bezformie". Można zapytać, jakie normy ma obalać milcząca bohaterka, skoro już nie ma czego burzyć? I tutaj dochodzimy do sedna - Duda-Gracz umiejętnie wykorzystuje tekst Gombrowicza do opowiedzenia swojej historii o podłym świecie nękającym młode dziewczyny. Ten temat w pewien sposób bardzo pięknie tutaj wybrzmiewa. Ale reżyserce to nie wystarcza,  postanawia dowalić jeszcze mocniej i to z grubej rury. I robi to zupełnie niepotrzebnie. Liczne sceny seksualnej przemocy (ze sceną gwałtu Filipa na Izie-mężczyźnie na czele) są totalnym zaprzeczeniem gombrowiczowskiej litery. Gdy w "Ferdydurke" Józio zachwycał się "łydką" Zuty, to tym samym jego fascynacja nie była opowiedziana wprost. Tutaj zainteresowanie drugą osobą od razu przeradza się w konieczność brutalnego zgwałcenia jej.

Dramat Gombrowicza w konsekwencji pozbawiony zostaje jakiejkolwiek dawki erotyzmu. A przecież ten ostatni, jako niewypowiadany wprost, jest integralną częścią każdego niemal utworu twórcy "Kosmosu". Typowo gombrowiczowskimi scenami były w łódzkim spektaklu tylko te z udziałem Szambelana i pary królewskiej. Operowanie aluzjami, półsłówkami i ironią pozwala na puszczanie oka do widza. Niestety, Duda-Gracz robi na ogół z tych sekwencji farsę małżeńską. I nie pomaga tutaj znakomita rola Mariusza Jakusa jako Szambelana, łączącego w sobie konformistę z makiawelicznym politykiem.

Spektakl w pewnym momencie wchodzi na mieliznę. Osobisty konflikt Iwony jest znany, co zatem z konfliktem świata przedstawionego? Wygląda to tak, jakby Duda-Gracz podporządkowała całą fabułą samej Iwonie. Intencje i czyny pozostałych postaci zostają niestety sprowadzone do biologicznych odruchów. (Podobną wymowę miało bydgoskie Wesele w reżyserii Marcina Libera). Ostra diagnoza medialnego świata zbyt często opiera się na banałach, chociaż sama koncepcja przedstawienia niosła nadzieje na ciekawe odczytanie dramatu. Swojego wytłumaczenia nie znajduje wiele zabiegów, jak choćby zamiana damskich postaci na męskie, czy wspomniana przemoc. Oczywiście walnięcie z grubej rury zawsze jest efektowne. Pozostaje pytanie, czy paniczny krzyk protagonistki spektaklu nie jest zarazem ostatnim krzykiem mody w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji