Renesans Pirandella?
E. Mounier powiedział: człowiek to świat człowieka. Luigi Pirandello w dramacie "Żeby wszystko było jak należy" z gorzką ironią weryfikuje tę myśl; świat człowieka - to człowiek. Osobowość ludzka składa się według niego z szeregu obrazów, wizji jakie mają o nas inni. Każdy z nas postępuje inaczej w różnych momentach swego życia i dla każdego z kim przychodzi mu obcować jest inny. Wśród fałszu i pozorów szarego, codziennego życia czasami w porywie buntu usiłujemy zerwać ową maskę i pokazać nasze prawdziwe oblicze. Jednak powiedzenie prawdy o sobie jak i pełne poznanie bliskiego nam nawet człowieka to według Pirandella mrzonka. Oto co mówi główny bohater "Żeby wszystko było jak należy": "...wystarczy dowiedzieć się jednej rzeczy a zaraz wszystko ulega zmianie. Kilka godzin temu byłem taki jak Ty. Uważałem się za Twojego ojca a Tyś mną pogardzała, gdyż wiedziałaś, że nim nie jestem. Teraz przeciwnie Ty zaczynasz wierzyć, że jesteś moją córką i odnosisz się do mnie inaczej a ja nie mogę porwać Cię w ramiona, gdyż wiem, że nie jesteś moją córką, gdyż odgrywam komedię przed Nim (senatorem Manfronim - przyp. autora) przed Twoim mężem i przed Tobą".
"Żeby wszystko było jak należy" to dramat człowieka skazanego na "podwójne życie". Życie dla siebie i życie "poza" sobą. Ale nie M. Lori - jako konkretna postać jest tu bohaterem (jak tego chce L. Rene) ale mechanizm działań innych ludzi, w który wpisany jest każdy człowiek. Przecież wszyscy bohaterowie sztuki Pirandella grają wobec wszystkich. I to jak! Palma jest czułą żoną wobec męża, Barbetti gra rolę "światowej" babki wobec senatora. Nawet Panna Cei dama do towarzystwa jest dzieńcem, senator Salvo Manfroni udaje przyjaciela M. Loriego, ten zaś w scenie finałowej zaczyna grać komedię zemsty i zadośćuczynienia wobec senatora. Nawet Panna Cei dama do towarzystwa jest inna dla Palmy, inna dla Loriego a jeszcze inna dla senatora. C`est la vie - zdaje się mówić Pirandello. Cała akcja dramatu to jakby algebraiczny wzór na życie: żeby było wszystko jak należy to trzeba być A wobec rodziców, B wobec przyjaciół, C wobec znajomych itd... W tym wzorze nieistotne są litery, istotny jest sam wzór. Pirandello stwierdza istnienie i funkcjonowanie tego modelu w społeczeństwie. Stąd gorzki, z lekka katastroficzny ton jego utworu. Oczywiście w inscenizacji wobec takiej filozofii można zająć stanowisko aprobujące, negujące lub obojętne ale nie można tego problemu ominąć.
Tymczasem L. Rene proponuje inscenizację, w której oglądamy dramat konkretnego człowieka uwikłanego w sieć nader skomplikowanych stosunków rodzinno-towarzyskich. Ot, perypetie pana Kowalskiego z Marszałkowskiej, który do końca nie wie czy jest ojcem swojej córki czy nie i który to nawet przeżywa. Prawdą jest, że taka interpretacja daje olbrzymie możliwości "wygrania się" głównemu bohaterowi jakim jest M. Lori - G. Holoubek ale mnie osobiście dramat radcy stanu niewiele obchodzi. Tym bardziej, iż rzecz rozgrywa się w tzw. wyższych sferach, do których autor żyjąc w Polsce Ludowej nie ma dostępu. Rozumiem, że nie wolno mieszać scenicznej postaci dramatu z samym dramatem ale w końcu przychodzimy do teatru nie tylko po to, żeby zobaczyć jak się gra ale i co się gra... warstwa intelektualna warszawskiej inscenizacji została zubożona na rzecz efektownej i momentami chwytającej ale w gruncie rzeczy pustej gry aktorskiej. W pierwszym akcie scenerii przestronnego i ze smakiem udekorowanego salonu widzimy na scenie autentyczną farsę. Gra się "pod publiczkę". Takie gierki aktorskie jak wypychanie (dosłownie!) gości z salonu ku uciesze widowni były zbędne. Łuczycka i Damięcki operowali karykaturalnym gestem i słowem. Na zasadzie płynnego kontrastu zostały zbudowane role senatora Manfroniego i radcy stanu Loriego. O ile Lori Holoubka w trakcie widowiska jest postacią dynamiczną, przeistaczającą się, o tyle Manfroni Szczepkowskiego to osobowość statyczna by nie rzec posągowa. Lori Holoubka reaguje na każdą zmianę w jego otoczeniu zarówno spojrzeniem jak i gestem. Postać Loriego jest pełna, bo znaczą u niego nie tylko słowa ale i małe zdawałoby się niedostrzegalne ruchy, które zdradzają stan psychiczny bohatera. Zdarzają się także potknięcia i to dość poważne. Np. w dialogu z Palmą Holoubek zbyt teatralnie przeżywa swą rozpacz. Za dużo tu patosu i egzaltacji, chociaż jest to egzaltacja elegancka i niemal dyskretna. Natomiast A. Szczepkowski gra senatora, który wobec wszystkich zachowuje ton protekcjonalności polityka. Taki jest w dialogach z Lorim, markizem, hrabią. I ta protekcjonalność, mimo że dyskretna, zbyt szybko narzuca widzowi ocenę charakteru osobowości Manfroniego. Brakuje u Szczepkowskiego "nasycenia roli" tj. pokazania bogatszego wnętrza postaci senatora, który ma przecież na sumieniu wiele rzeczy, wobec których nie może jako człowiek przejść obojętnie. Może co najwyżej tę obojętność okazywać na zewnątrz.
Gdyby spojrzeć na inscenizację dramatu L. Pirandella "Żeby wszystko było jak należy" pod kątem treści, jaką proponuje widzowi poprzez pryzmat odtwarzanych przez aktorów postaci, to okazałoby się, że inscenizacja ta okazji do refleksji daje widzowi niewiele. Postacie z wyjątkiem może Loriego-Holoubka są określonymi przejrzystymi charakterami, typami. I nie są to charaktery bynajmniej złożone. Zaś na scenie widzimy w pierwszym akcie farsę (nieprzewidziany i niepożądany przyjazd babki Palmy z nieokrzesanym synem powoduje konsternację wśród gości weselnych) a w akcie II mamy kapitalny, skomponowany melodramat rodzinno-towarzyski pełen tajemnic i niespodzianek, rozgrywający się pod hasłem: kto jest ojcem Palmy? Konwencja "realizmu scenicznego", w jakiej utrzymany jest spektakl, powoduje eksponowanie postaci a nie problemu. Stąd wartość "Żeby wszystko było jak należy" L. Pirandella w Teatrze Dramatycznym M. St. Warszawy wydaje mi się dyskusyjna. Farsa i rodzinno-towarzyski melodramat rozdzielone antraktem c'est tout (jak mówią Francuzi) co zostało z Pirandella. I dlatego wcale się nie dziwię, że co poniektórzy recenzenci (vide Trybuna Robotnicza z dnia 9. 11 .br.) po obejrzeniu spektaklu wzdychali: jakże się nam ten Pirandello zestarzał!