Artykuły

Zgoda w rękach widzów

"Zemsta" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Choć "Zemsta" wystawiana jest w podniosłej atmosferze 130-lecia Teatru Polskiego, Piotr Cieplak zdejmuje sztandarową polską komedię z koturnów. Wdzięk sztubackiego wygłupu to i walor, i słabość tego przedstawienia.

Cieplak potraktował "Zemstę" tak, jakby ją na powrót oddawał widzom - do śmiechu i do refleksji. Dowcipnie i z czułością. Aktorzy Teatru Polskiego grają bez kontuszów, szabel i wąsów. Papkin zamiast słynną Artemizą wywija kijem bejsbolowym i śpiewa songi na rockową nutę, Rejent używa do pisania swoich pomówień laptopa, a Wacław płaci za milczenie szeleszczącymi setkami zamiast brzęczącym złotem.

Na szczęście wszystkie te zabiegi nie są nachalne - raczej uniwersalizują spektakl niż go na siłę uwspółcześniają. Kostiumy - wyjąwszy papuziego Papkina - są stonowane, zwyczajne, codzienne. To ludzie tacy jak my, tyle że mówią wierszem. Trzeba przyznać, że przychodzi im to dość naturalnie (czasem aż za bardzo, bo tracą rytm i wdzięk strofy). Klara tupie szczupłymi nogami widocznymi spod bardzo kusej sukienki, Wacław trzyma ręce w kieszeniach bojówek. W scenograficznym bałaganie wszystkie te brewerie uchodzą bezkarnie, choć aż się prosi o nieco więcej precyzji. Jeśli scena u Rejenta oparta jest na udanym gagu z automatycznie zamykanymi drzwiami, to szkoda, że drzwi u Cześnika (niewidoczne, ale trzaskające tak, że aż tynk leci z sufitu) nie działają na podobnej, rytmizującej zasadzie.

Są w tym przedstawieniu aktorskie perełki zgrabnie oprawione w muzykę Kormoranów. Piotr Kaźmierczak (solidnie postarzony) buduje postać Rejenta z usztywnionych póz i palców układanych w nienaturalne sploty. Klasą sam dla siebie jest Dyndalski (Włodzimierz Kłopocki). To schowany za sługalczymi ukłonami tetryk, który swoje wie, ale nie powie. A Papkin (Piotr Łukawski) zręcznie balansuje na granicy śmieszności i tragizmu.

Scenograf Andrzej Witkowski powtórzył na scenie charakterystyczne loże z widowni, dając sygnał, że wnętrze teatru odwraca o 180 stopni. Trochę to dosłowne. Ale już finałowy zabieg reżyserski to ładna, pełna czułości metafora. Zgoda panuje na scenie, a Papkin puszcza do widzów papierowy samolocik. Ten kołysze się nad ich głowami na cieniutkiej niteczce. Spadnie czy nie spadnie? Wszystko w naszych rękach. Po spektaklu na foyer pojednania i waśnie rozważano przede wszystkim w kategoriach politycznych. Ale ta złożona w trójkąt karteczka ma zdecydowanie więcej znaczeń. I większą wartość.

Na zdjęciu: Wojciech Kalwat, Włodzimierz Kłopocki, Piotr Łukawski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji