Artykuły

Trzeba mieć determinację

Krzysztof Pastor, dyrektor Polskiego Baletu Narodowego zamiast jubileuszowych podsumowań mówi w Rzeczpospolitej o tym, jakie ma plany dla zespołu na przyszłość.

Jacek Marczyński: Pięć lat temu został pan dyrektorem Polskiego Baletu Narodowego. Szybko minęło? Krzysztof Pastor: Bardzo. Tak szybko, że czasami żal, iż czas wręcz pędzi. Nie ma dnia, żeby nie działo się coś istotnego. A ja lubię czasami się nudzić, bo nuda może być kreatywna. Człowiek wtedy zaczyna marzyć, śnić, snuć nowe projekty. W natłoku zajęć bywa to trudne. -Jakiego bilansu dokonuje pan z okazji tego pięciolecia? - Przychodząc do Teatru Wielkiego - Opery Narodowej, rzeczywiście zapowiadałem, że daję sobie pięć lat na zrealizowanie pewnych zamierzeń, ale teraz nie dostrzegam specjalnej potrzeby podsumowań.

Spróbuję pana do nich skłonić. Stworzył pan markę. Polski Balet Narodowy stał się zespołem rozpoznawalnym.

- To prawda i bardzo się z tego cieszę. Nie mówię, że jest już super dobrze, trzeba jeszcze wiele zrobić i zawsze tak będzie, ale udało się zaznaczyć obecność Polskiego Baletu Narodowego w Europie. Świadczy o tym chociażby fakt, że do Warszawy przyjeżdżają tancerze z różnych krajów i tu chcą pracować. Interesuje ich nasz zróżnicowany repertuar, od klasyki do choreografii współczesnych.

Spodziewał się pan, że praca będzie przebiegać bez kłopotów?

- Nie mogę powiedzieć, że jest bezproblemowo. Mam dni, kiedy wydaje mi się, że osiągnąłem więcej, niż zamierzałem, ale nie jest to uczucie, które mi stale towarzyszy. A jeśli media mówią o nas dobrze, to wiem, że kiedyś może się to zmienić. Nikt nie ma patentu na doskonałość, każdy choreograf i dyrektor miewa rzeczy mniej udane.

Czego panu się nie udało?

- Przeprowadzić pewnych spraw administracyjnych, mówię choćby o systemie, który pozwoliłby tancerzom łagodniej odchodzić z zawodu. W zespole powinien być krwioobieg, ułatwiający przepływ ludzi. Moment odejścia bywa dla tancerzy bardzo trudny, choć przecież nieuchronny. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy poza teatrem czeka na nich tylko próżnia. Pracujemy nad tym, ale nie wszystko od nas zależy.

Opowiadał pan kiedyś o swojej pierwszej pracy w Polsce. W 1994 roku w Teatrze Wielkim przygotowywał pan balet do "III Symfonii" Góreckiego. Wtedy tancerze rozglądali się, jakby z próby wyrwać się na papierosa. Teraz jest inaczej?

- Zdecydowanie tak, ale wówczas, gdy tancerzom zaszczepiło się entuzjazm, przestawali patrzeć na zegar w sali prób. Oczywiście łatwiej wyzwolić zapał choreografowi, który przyjeżdża gościnnie, niż dyrektorowi, który na co dzień musi radzić sobie z rozmaitymi administracyjnymi i osobistymi problemami członków zespołu. Łączenie dwóch funkcji jest niesamowicie trudne, bo administrator jest właściwie zaprzeczeniem artysty.

Ale nawet jako choreograf w pewnym momencie zostanie pan rozszyfrowany przez członków własnego zespołu.

- Myślę, że wciąż jestem w stanie ich zaskoczyć. Oczywiście po dłuższym okresie pracy tancerze znają już mój język choreograficzny, co niesie niebezpieczeństwo rutyny, dlatego muszę działać rozważnie. W pewnych momentach należy wykorzystywać swoje doświadczenie, bo wtedy praca idzie dużo szybciej. Kiedy indziej trzeba zaś pobudzać tancerzy, by zrobili coś inaczej niż dotychczas. Dla mnie samego jest ważne, abym nie powtarzał się jako choreograf. Oczywiście, nie da się za każdym razem stworzyć baletu całkowicie odmiennego od wcześniejszych, ale należy szukać nowych pomysłów. W tym zespole jest grupa tancerzy inspirujących choreografa i potrafiących pracować na wysokim artystycznie poziomie.

Zdradzi pan, czym jest pan w stanie zaskoczyć tancerzy Polskiego Baletu Narodowego?

- Mogę to zrobić nawet przedstawieniami, które zrealizowałem wcześniej gdzieś w świecie. Oni nie znają wszystkich moich prac. "Romeo i Julia", nad którym obecnie pracujemy, jest pierwszym naszym dramatem psychologicznym, pokazującym relacje między konkretnymi postaciami. To nie może więc być spektakl wyłącznie ładnie zatańczony.

Jakich kandydatów szuka pan dla zespołu?

- Chciałbym mieć tancerzy o pięknych sylwetkach, sportowców, którzy potrafią być artystami, znających technikę klasyczną, ale z drugiej strony uniwersalnych. Chciałbym ponadto, żeby w sali prób wytrzymywali półtorej godziny w pełnej koncentracji. To nie jest łatwe, ale możliwe. Czasami też trudno nowego tancerza poznać po jednej audycji. Angażuję go, a potem okazuje się, że nasza współpraca nie wychodzi. Wtedy trzeba przeprowadzić trudną rozmowę i ewentualnie się rozstać. Mam jednak grupę solistów, którym chciałbym dawać okazję jak najczęstszego pokazania się na scenie, choć już obecnie niektórzy z nich tańczą około 50 przedstawień w sezonie. To liczba porównywalna z tym, co oferują solistom zespoły na świecie.

Wśród pierwszoplanowych nazwisk Polskiego Baletu Narodowego nie ma wielkich roszad. A przecież przez lata tancerz, który osiągnął coś w Warszawie, natychmiast starał się zaangażować do zespołu na zachodzie Europy.

- Mam grupę, która jest, i wierzę, że pozostanie. Oczywiście działamy w wolnym kraju i każdy może odejść. Niedawno uczynił to w połowie sezonu nasz solista Sergey Popov. Dużo tancerzy jest jednak z nami przez pięć lat. Byłbym szczęśliwy, gdyby polskie szkoły dostarczały więcej świetnych absolwentów. Pojawił się np. bardzo uzdolniony Patryk Walczak, który znakomicie pracuje. Takie talenty trzeba umieć prowadzić, by mogły się rozwijać w odpowiednim tempie.

Pięć lat temu powiedział pan, że jeśli objawi się dwóch-trzech młodych choreografów, będzie to ogromny sukces.

- Rezultat poszukiwań wręcz przekroczył moje oczekiwania. Już po pierwszych dwóch warsztatach "Kreacje" wykrystalizowała się pewna grupa choreografów, w tym roku zaprezentuje się ich ponad dziesięciu. Oczywiście w jednych wierzę bardziej, w innych mniej, ale coś się dzieje. Pojawiły się osoby zasługujące na indywidualny debiut. To niesłychane, że udało się polski balet wyrwać z choreograficznego uśpienia.

Jest pan z tego dumny?

- Z wielu innych rzeczy też. Miałem momenty, gdy naprawdę byłem bardzo szczęśliwy, choćby oglądając nasz spektakl "Echa czasu", ze sceny emanowała energia i nowa jakość. Widzę poprawę etyki pracy, radość sprawia śledzenie losów niektórych młodych choreografów. Podoba mi się to, jak działa Robert Bondara, który po trzech autorskich spektaklach w Bydgoszczy, Warszawie i Wilnie znów przygotowuje etiudę na "Kreacje". W tym zawodzie trzeba mieć determinację, samemu szukać pracy, umieć przekonać innych, że to, co się da, będzie dobre.

Ma pan plan na kolejnych pięć lat?

- Zespół należy prowadzić z pewną perspektywą, ale nie należy niczego ujawniać zbyt wcześnie. Chciałbym, żeby uznani choreografowie stworzyli jakieś nowe balety właśnie dla naszego zespołu, ale to bardzo trudne pod wieloma względami. Dużo łatwiej jest sprowadzić artystę, by odtworzył którąś ze swoich wcześniejszych realizacji, ale należy próbować. Przez pięć lat staraliśmy się stworzyć pewien kanon tytułów i dziś, jeśli w świat idzie informacja, że Polski Balet Narodowy ma w repertuarze "Święto wiosny" Béjarta czy "Artifact Suite" Forsythe'a, jest to także informacja o poziomie zespołu. Następnym etapem powinien być rozwój jego kreatywności.

Co chciałby pan dodać do repertuarowego zestawu?

- Na pewno "Jezioro łabędzie", ale wciąż nie mam pewności, czy już jesteśmy na to gotowi. Widziałem realizacje, w których adagio Odetty w II akcie wywarło na mnie niezwykłe wrażenie. Nie mogłem oderwać oczu, choć zdecydowanie bardziej wolę balet współczesny. Takie "Jezioro łabędzie" chciałbym obejrzeć na tej scenie. Oprócz marzeń są realia, małe mamy szanse na przykład na kolejną współpracę z Johnem Neumeierem, który jest niezwykle zajęty. A przecież chciałbym pozyskać dla zespołu jego "Damę kameliową" z muzyką Chopina. Jest jednak grupa choreografów, która będzie u nas pracować, są i tacy, których chciałbym zaprosić, jak Wayne McGregor czy niezwykle obecnie popularny Alexei Ratmansky. Z wielkiej klasyki pojawi się niebawem "Don Kichot", w przyszłym sezonie ważnymi premierami będą na pewno: "Zielony stół" Kurta Joossa, "Msza polowa" Kyliána i nowa choreografia Roberta

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji