Artykuły

Skandal na premierze! Aktorowi pękły spodnie

"Twardy gnat, martwy świat" w reż. Evy Rysovej w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agnieszka Gołębiowska w Gazecie Wyborczej - Kielce.

Czysty wygłup, patchwork z cudzych kawałków, mylenie tropów i wpuszczanie w maliny. A z drugiej strony farsa o Hiobie XXI wieku, rzecz o pysze, krzywym zwierciadle mediów i wyśmiewaniu "gorszego". Od soboty w Teatrze im. Żeromskiego zobaczyć można "Twardy gnat, martwy świat" kielczanina Mateusza Pakuły w reżyserii Czeszki Evy Rysovej.

Spektakl jest buntem autora przeciwko wymaganiom odbiorców sztuki teatralnej w Polsce, którzy chcą Wielkiego Tematu i Ważnej Sprawy. - Celowo, manifestująco proponuję sztukę jako czysty, radosny wygłup - mówi Pakuła.

Ale Rysova tłumaczy, że woli pracować nad Wisłą nie tylko dlatego, że polski teatr jest jednym z najlepszych w Europie, ale także z tego powodu, że u Czechów nic nie jest na serio. I przestrzega, że spektakl jest tylko pozornie o niczym.

Faktycznie: możemy tu znaleźć nawet refleksję nad neokolonializmem w Afryce. A z drugiej strony dostajemy muzyków przebranych za lokatorów lodówki (brawa dla Justyny Elminowskiej za scenografię). Grający głównego bohatera aktor niby wychodzi z roli, żeby ponarzekać, bo wolałby grać Raskolnikowa, choćby i po nowemu w dresach, niż "tego debila", który za moment dostanie ataku padaczki. Andrzej Plata, bo o nim mowa, jest w swoim monologu Hansa Klopsa vel Boba świetny. Na premierze nie zbiły go z pantałyku ani dochodzące zza okna okrzyki maszerujących narodowców, ani pęknięcie tkaniny spodni w miejscu, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Wręcz przeciwnie, zgrabnie wplótł je w akcję. - Tak to jest, jak się po kosztach garniaki kupuje - skomentował.

Kreowana przez niego postać to człowiek prawy, "naiwnie piękny", który wyznaje Wartości, nawet gdy Bóg odbiera mu wszystko, co kochał. Twórcy spektaklu zdają się pytać: Czy możemy śmiać się z niego, bo o swoim cierpieniu mówi pokracznymi zdaniami i jest "banalny jak Paulo Coelho"? Czy możemy szydzić z "anonimowego autora ze wsi", którego okradł Pakuła, przerabiając jego grafomańską powieść zgodnie z zasadą "bad writing - good art"?

- To, co zrobiłem, jest nowoczesne, bo jest podejrzane etycznie - powtarza ze sceny jak mantrę Dawid Żłobiński grający Mateusza Pakułę. Dlaczego lepsza jest hipsterska czapka i dresowe spodnie z krokiem w kolanach nagradzanego dramaturga, od czapki zrobionej przez babcię i dresowych spodni z krokiem w kroku okradzionego grafomana (Wojciech Niemczyk)?

Literaci nie tylko walczą, ale też próbują dobić targu w scenie będącej parodią "Samotności pól bawełnianych" Radosława Rychcika. Bo Pakuła kradnie nie tylko złe dzieła, bywalcy kieleckiej sceny znajdą inne tropy.

Przepiękny jest język sztuki: "nie mogłem zebrać do kupy myśli, mimo że się przewietrzyłem trochę po domu", "ciągle czułem, jak obszywają mnie dreszcze", "razem marzyliśmy o niebyciu wojen na świecie", "co pan czuł podczas słyszenia tych śmiechów". Aż by się chciało polecić spektakl nauczycielom w ramach nadchodzącego Tygodnia Kultury Języka Polskiego. Można przecież ogłosić konkurs dla młodzieży pod hasłem: kto wychwyci najwięcej błędów językowych. Gdyby nie te brzydkie wyrazy...

Dramatopisarz utrzymuje, że autor ze Zgorzelca, któremu tekst ukradł, jest postacią realną. Nie wiem, czy mu wierzyć. Skoro Czesi wymyślili sobie własnego geniusza na miarę Leonarda da Vinci, czyli Jarę Cimrmana, to może powinniśmy sobie stworzyć - dla zrównoważenie naszej mani wielkości - bohatera-nieudacznika.

Na koniec spieszę z wyjaśnieniem, o co chodzi w tytule. Otóż dałam się wpuścić w maliny i uległam namowom twórców, by zastosować "bad recenzing". Ciekawa jestem, ile osób nie przeczyta tego tekstu z powodu brukowego tytułu...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji