Artykuły

Gra niewesoła, lecz pochłaniająca

Tyle się teraz u nas mówi i pisze o kryzysie i komercjalizacji teatru a nadal wszystko to zdaje się raczej pozostawać w sferze złych proroctw niż konkretnej już dziś rzeczywistości. Bo tak naprawdę kryzys ten jeszcze się nie zaczął. Teatry w każdym razie nie poddają się i ani myślą też do­stosowywać się do twardych reguł gry rynkowej. Nadal więc królują w nich nie tanie komedie i farsy, lecz pozycje nad wyraz ambitne, przygo­towywane dla honoru domu. A jedną z nich jest właśnie najnowsza kaliska "Iwona, księżniczka Burgunda" Wi­tolda Gombrowicza.

Na ile przedstawień może liczyć Gombrowicz w Kaliszu ? Optymiści twierdzą, że na kilkanaście, pesymiści podejrzewają, że nie więcej niż dzie­sięć. A jednak teatr kaliski podjął to ogromne, tak finansowo jak i artysty­cznie ryzyko. I w sumie od strony teatralnej kaliska "Iwona" broni się. Na premierę do Kalisza jechałem, mając w pamięci niedawny dość ko­szmarny spektakl Gombrowicza w Gnieźnie oraz daleką od precyzji aktorskiej kaliską "Zemstę", pełen jak najgorszych przeczuć. Ale - nie. Złe przeczucia nie potwierdziły się. Teatr kaliski wystawił "Iwonę" w sposób może nadto uproszczony, a jednak profesjonalny. Z dużym rozmachem i niewątpliwą znajomością zasad tea­tralnego rzemiosła. Kiedy kurtyna idzie w górę mamy przed sobą, usytu­owane po obu stronach sceny za okalającą ją drucianą siatką, zastygłe w martwych pozach i gestach po­stacie. Po chwili muzyka je ożywia i barwny korowód dworskich, mocno podszytych groteską, postaci długą pantomimiczną sceną rozpoczyna przedstawienie. Efektowne wizual­nie, bogate kolorystycznie i świetnie od strony ruchu i przestrzenie scenicznej zakomponowane.

Kaliska "Iwona" niemal bez reszty podporządkowana jest jednemu wszystko wyjaśniającemu pomysło­wi. Jest to więc tutaj historia buntu młodego pełnego przekory księcia, absolutnie znudzonego pustką mart­wego dworskiego ceremoniału. Za­mieszczony w programie do przed­stawienia cytat z La Bruyere'a: "Życie dworskie to gra prowadzona serio, gra niewesoła a pochłaniająca po­twierdza taki właśnie trop interpreta­cji. Czy trafne jest takie odczytanie Gombrowicza? Przedstawienie Anny Augustynowicz potencjalnych możli­wości sztuki z całą pewnością nie wykorzystuje. Pokazuje jedną tylko z możliwości interpretacyjnych, być może nawet nie najistotniejszą, ale koncepcję tą realizuje nader konsek­wentnie. Bądźmy tu jednak absolut­nie szczerzy. Kiedy milkną dźwięki muzyki i zamiera korowód dworskich postaci, a aktorzy skazani zostają na prowadzenie typowo salonowych dialogów, atmosfera na sali i widowni zaczyna być nużąca. I z całą pewnoś­cią większa odwaga w dokonywaniu skrótów nadałaby przedstawieniu, le­psze tempo i ów - tak postulowany przez Ryszarda Bienieckiego w pro­gramie do przedstawienia - bardziej komediowo-farsowy wymiar spekta­klu.

Od strony aktorskiej nie jest to zły spektakl. Interesująco prowadzą swą grę obaj młodzi, rozpoczynający do­piero swą karierę sceniczną aktorzy: Grzegorz Forysiak - Książę Filip i Adam Kowalski - Cyryl. Kultury aktorskiej nie sposób odmówić także Beacie Kolak w roli Izy oraz Irenie Rybickiej - Królowej Małgorzacie. W pamięci widza pozostaje też z wiel­ką werwą sceniczną pokazana przez Kazimierę Starzycką-Kubalską - Ciotka Iwony, a także wdzięczna teatralnie muzyka oraz efektowna wi­zualnie oprawa plastyczna spektaklu.

Kaliska "Iwona" nie pokazała wszystkich tych, tak charakterystycz­nych dla Gombrowicza ambiwalencji odczuć, jakie budzą w nas postacie niezdarne i prymitywne, tak bezlitośnie obnażające naszą wobec nich bezradność. Ale ów bunt młodości wobec konwenansów pokazała za to niemal znakomicie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji