Król IV czyli dziś
Trzeba przyznać, że nie mógł lepiej trafić teatr, który pragnie dać widzowi treści współbrzmiące z przeżywanymi przez społeczeństwo dylematami. Już podnosiły się głosy, iż nasze sceny przechodzą obok tego, co się w kraju dzieje, czasem tylko udają w artystycznym grymasie, iż coś zauważyły. I oto mamy w Teatrze Powszechnym sztukę Stanisława Grochowiaka "Król IV", opublikowaną po raz pierwszy w 1962 roku. Zadziwiająca jest jej aktualność, ba, miejscami wręcz dosłowna aluzyjność, a przecież chodzi o utwór o najwyższych walorach artystycznych, nie zaś o płaską, okazjonalną literaturkę. Rzecz w tym, że autor, wybitny poeta i dramatopisarz, zmarły w 1976 roku, napisał dzieło sceniczne podejmujące odwieczny temat stosunków, zachodzących między władzą a społeczeństwem.
Grochowiaka interesuje sytuacja konfliktowa, moment, w którym dochodzi do buntu, przewrotu, gwałtownej zmiany sytuacji. Cała finezja jego sztuki polega na tym, iż autor odwołuje się do doświadczenia historycznego, widzianego w perspektywie jego odwzorowań w wielkiej klasycznej literaturze z jednej strony, z drugiej zaś do konkretnych wydarzeń z historii najnowszej. Ale te odwołania spełniają tylko rolę pewnego pretekstu, stanowią materiał wyjściowy do refleksji o wysokim stopniu uogólnienia. Powstała ni to baśń, ni to przypowieść, funkcjonująca poza czasem i przestrzenią, a przecież oddająca w swej paradoksalnej i nie pozbawionej ironii formie istotę mechanizmów społecznych.
Już sam tytuł "Król IV" daje wiele do myślenia, jakby wykłada ideę zawartą w tekście, iż władza i władcy przemijają, że po tym królu będzie następny. Ale czy świat się zmieni? Czy ludzie będą inni?
Osnową fabularną sztuki Grochowiaka jest historia zamachu na króla, spisku, szukania pomocy z zewnątrz, intrygi, przełamywanie się postaw ludzkich, zdrada. A gdzieś poza sceną, salami pałaców, komnatami spiskowców, hotelowymi pokojami tajemnych uciech jest lud, społeczeństwo, o którego prawach i sile zwyciężeni i pokonani dowiadują się w stosownej chwili.
Tak w ogromnym uproszczeniu, z pominięciem wielu wątków i motywów, przedstawia się sztuka, napisana pięknym językiem, o dialogu skrzącym się paradoksami i dowcipem, niezwykle zwarta w swej kompozycji i gęsta od znaczeń.
Z uznaniem muszę się odnieść do koncepcji reżyserskiej przedstawienia pokazanego w Teatrze Powszechnym. Struktura sztuki mogła skłonić realizatora do stworzenia "efektownego" spektaklu, skrzącego się lekkością i dowcipem, zmierzającego ku grotesce tak chętnie, w teatrze kreowanej, gdy idzie o tego rodzaju literaturę. Tymczasem Jerzy Hoffmann potraktował przypowieść Grochowiaka z powagą i umiarem, pozwolił istnieć tekstowi jako samoistnej wartości. A przecież nie zrobił solennego i ociężałego widowiska, jakiejś tam historyczno-filozoficznej dramy. Ironia i wieloznaczność każdej sytuacji, została celnie wypunktowana; publiczność w lot chwyta każde takie miejsce. Przedstawienie ma zwartą, logiczną konstrukcję, dobre tempo, swój wewnętrzny rytm.
Jego zaletą jest też wyrównane aktorstwo na dobrym poziomie, widać dbałość reżysera o postawienie każdej roli, o osiągnięcie ważnej tutaj harmonii. Tytułową postać gra doskonale JÓZEF ZBIRÓG rozumiejąc, że Król IV nie jest konkretną osobą, ale symboliczną figurą, śmieszną i tragiczną jednocześnie, jeśli spojrzeć na nią z dystansu. Fascynującym Fartynbrasem był JANUSZ MAZANEK, nestor Teatru Powszechnego, pokazujący tę, o szekspirowskie proweniencji i wymiarze postać z jakąś ponadczasową mądrością.
TADEUSZ SABARA ze słusznym umiarem pokazał dwuznacznego i nieco operetkowego Generała. Wyraziście został przedstawiony przez MICHAŁA SZEWCZYKA Minister wewnętrzny. "Wieczną kobiecość", niewieści wdzięk i rzeczowość reprezentowała w starannie przemyślanej i z temperamentem odtworzonej roli Woźnej - BARBARA POŁOMSKA. Sugestywna postać Atilatiki zawdzięczamy WIESŁAWIE GROCHOWSKIEJ.
Dobra scenografia i interesujące opracowanie muzyczne dopełnia całości przedstawienia, które można zaliczyć do ciekawszych w tym sezonie teatralnym.