Artykuły

Z życia nastolatka

"Sam" w reż. Jakuba Krofty we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Grzegorz Chojnowski na swoim blogu.

Ciekawy plan na działalność w najbliższych latach ma Wrocławski Teatr Lalek. Artystycznie scena stawia na dramaturgiczne premiery, nowe sztuki polskich twórców, niekoniecznie chętnie u nas wystawiane. "Calineczka" to pewniak, a tekst współczesny jest zawsze znakiem zapytania. Nie wiadomo, jak się przyjmie. Szef artystyczny wrocławskich Lalek Jakub Krofta wraz z kierowniczką literacką Marią Wojtyszko udowadniają, że nowe może się publiczności spodobać. I to publiczności bardzo różnej: od parolatków do seniorów.

Z kilku spektakli, które przy pl. Teatralnym widziałem za rządów Krofty-Wojtyszko pod okiem szefa naczelnego Janusza Jasińskiego, "Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie" to przedstawienie najlepsze. Pomysłowo skonstruowane, sprytnie wymyślone, atrakcyjnie inscenizacyjnie i scenograficznie przerobione, nieźle zagrane (wyróżnia się Radosław Kasiukiewicz). Trzynastoletni Samuel Twardowski (takie nieszczęsne imię nadali bohaterowi intelektualni rodzice, ale z autorem"Nadobnej Paskwaliny" nic się poza tym nie łączy) nie dość, że wszedł w trudny okres dojrzewania, to musi się zmierzyć z rozwodem mamy z tatą. Aby uniknąć pułapki dydaktyzmu, twórcy zdecydowali się na komedię, i to komedię muzyczną (popowe piosenki Grzegorza Mazonia). Rozwód nie musi być przeżyciem wyłącznie traumatycznym, zdarza się, da się go przeżyć, a nowych partnerów rodziców zaakceptować przyjaźnie - kojące jest przesłanie tak zaplanowanego przedstawienia. Nawias pojawia się tu zresztą od startu, gdy grający rolę Sama trzydziestoletni Mazoń wprost zwraca się do widzów z retorycznym: Mam 13 lat, OK?

OK. Naturalnie adaptują się na scenie lalkowe chomiki symbolizujące anioła i diabła, podpowiadające Samowi, co robić. Rodzina rozwodząca się (klasyczne dziś 2 plus 1) zostaje skontrastowana z wielodzietną chrześcijańską oraz patologiczną, a koledzy bohaterowi dokuczają (jeden z nich łamie mu nawet nogę). Schematy, ale gatunek je dopuszcza. Mamy też wartościowy terapeutyczny fragment o tym, że dziecko wcale nie czuje się winne rozstaniu rodziców - to bezsens tak myśleć. Są dowcipy inteligentne, są płaskie (jak ten z 10 złotymi) - jak to w komedii. Widownia się śmieje, zadowolona wychodzi z teatru. Zaprzyjaźniony trzydziestolatek z podobnym rozwodowym doświadczeniem z dzieciństwa: Bardzo mi się podobało, zobaczyłem siebie. Jednym słowem: sukces. Premierowe oklaski (przeważnie starszej widowni) grzmiały na stojąco.

Nie zmienia to wszystko faktu, że spektakle wrocławskich Lalek skierowane do nastolatków i dorosłych (takie jak oglądane przeze mnie: TAKAJA, Z DOCIEKÓW NA ŻYCIEM PŁCIOWEM czy właśnie SAM) grzeszą powierzchownością, umownością, trącą retro czy - po prostu - teatrem dziecięcym. Wprawdzie oferują jakąś rozrywkę, lecz brakuje w nich iskry, która dopala przyzwoitą sztukę, doprawia przeciętny teatr. Ani na wzruszenia, ani na poruszenia przy okazji najnowszej premiery w Lalkach nie liczcie. Głównym tego powodem jest wybór konwencji, pociągający za sobą konieczność stworzenia jednowymiarowych, grubszą kreską machniętych postaci. Coś za coś.

PS Kogo plakat do tego spektaklu ma zachęcić do wizyty w teatrze? a/dzieci do lat 10 b/dorosłych 60 plus c/ gimnazjalistów

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji