Artykuły

Pijana Marusia, czyli stypa po ideałach

"Pancerni" w reż. Konrada Dworakowskiego w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Wyobraźcie sobie alternatywną historię "Czterech pancernych". Słodka Marusia upija się i gania w czerwonych rajstopach bez spódnicy. Rudy flaczeje, bo był tylko napompowany. Nawiedzony Sowiet kręci baśń o umarłej armii. Gustlik wygląda jakby się urwał z wojny z Wietkongiem. A widz co i rusz dostaje emocjonalną fangę w nos: już nie wie, czy ma się śmiać czy płakać...

Świetny spektakl dyplomowy serwują studenci IV roku Akademii Teatralnej - to "Pancerni" w reż. Konrada Dworakowskiego według również znakomitego tekstu Pawła Demirskiego "Niech żyje wojna!!!". Ci jednak, którzy - sugerując się kilkoma zdaniami powyżej - myślą, że ponad dwugodzinne przedstawienie to wyłącznie jajcarska zabawa - srodze się mylą. To bowiem spektakl z gatunku tych, co śmieszą i kłują jednocześnie, wywołując ambiwalentne uczucia - od oczyszczającego chichotu, po pewien rodzaj zażenowania. Śmiech w jednej chwili cichnie, więźnie w gardle, by za moment, gdy scena dramatyczna zamieni się w surrealistyczną - znów wyrywa się i przebiega po sali, chcąc nie chcąc.

Rudy flaczeje

Nieustanne przełamywanie nastroju to podstawa konstrukcji całego spektaklu, a jego istota to przede wszystkim wiwisekcja wszelkich polskich -izmów: heroizmu, patriotyzmu, historyzmu, itp.

Demirski w swoim tekście nie pozostawia suchej nitki na nikim: i na tych, co żarliwie bronią sensu heroicznej straceńczej walki (choćby idei powstania warszawskiego), i na partyjnych propagandzistach PRL-u, którzy za jedyny słuszny heroizm uważali ten spod znaku "Czterech pancernych", czyli chłopców, których historia ustawiła z trochę innej strony barykady.

Przez całe dekady piosenka "Do domu wrócimy, tylko zwyciężymy" sączyła się z telewizorów, przygody sympatycznych czołgistów były jedynie obowiązującą oficjalnie wersją mitu o bohaterskich polskich żołnierzach. O tych, którzy już od dawna leżeli w ziemi, choćby w Katyniu, nie mówił nikt.

I oto mija 25 lat bez cenzury, mówi się o różnych wariantach patriotyzmu, toczą się boje, spory o sens, o cel, o to, czy w rocznice zatrzymywać się na skrzyżowaniach, czy nie, i tak dalej, i dalej... I co w związku z tym? Jaki w końcu jest ten nasz patriotyzm? Co z tej kotłowaniny w głowie zostawić, co odrzucić? Co jest czyjeś, co narzucone? Gdzie jest cudze wzruszenie, gdzie moje?

I choć mamy wolność - wcale nie jest prościej. Społeczeństwo, jak wiadomo, polaryzuje się w tej kwestii ostro, konflikty rodzą się nieustannie, nieustannie ktoś stawia pytanie: kto jest prawdziwym bohaterem?

Demirski w tekście ową sieczkę przedstawia szalenie błyskotliwie, ale też wszystko obraca w karykaturę: i ziemiańskie mity, i peerelowską propagandę. Nic nie jest takie, jakie się mogło wydawać, bo tak naprawdę każdy mit w sobie coś z fałszu i kiczu. Spektakl obnaża te wszystkie słabe strony - to już nie bezpieczny pastisz, to prawdziwa puszka Pandory, w której ożywcza żonglerka mitami zbliża się niebezpiecznie do granicy żartu, nie każdemu się spodoba, oj nie.

Flaczejący dmuchany czołg Rudy to świetna metafora tego, co nieustannie w spektaklu się dzieje: twórcy spektaklu przekłuwają balon martyrologicznego zadęcia i hulają na całego.

Monolog supermena

Mieszają się czasy i perspektywy, krzyżują warianty życiorysów, bohaterowie raz są w roku '44, za chwilę w '68, i czasach całkiem współczesnych. Na froncie, w zaciszu gabinetów, w bloku, w którym mieszkają już nowi napływowi mieszkańcy Warszawy, bo starych zabito.

Martwi żołnierze wstają ("Ja nie chcę leżeć w ziemi w Katyniu, ja też chcę iść na Berlin"). Stanisław Mikołajczyk u Stalina straceńczo negocjuje wschodnie granice, miotając się z herbatą. Janek zaczyna monolog supermena i skończyć nie może, bo sernik mu się ciągle odbija. Gustlik ciągle coś o bluesie. Czereśniak ciągle coś o krowie. Jakże to tak, płacze martwy Olgierd - przecież właśnie fortepiany rąbane, porcelana obsikana przez Hunów ze Wschodu, świat (jakiś) najwyraźniej się kończy, nastaje drugi... Na zapleczu frontu z kolei Marusia, co ma wiele twarzy, i z niejednego pieca chleb jadła, teraz pijana i cyniczna plącze się w czerwonych szpilkach i samych rajstopach. Bohaterscy czołgiści odstawiają zaś taniec, jakiego nawet chippendales by się nie powstydzili. A wszystko to (w końcu na oczach tworzy się nam alternatywna historia filmowa) nieustannie uwiecznia sowiecki wizjoner-filmowiec...

Całkowite pomieszanie z poplątaniem. Ale w tym (świetnie zagranym) chaosie jest metoda. Pokawałkowanie historii, przemieszanie wątków, alternatywnych losów, przesunięcie akcentów, nagle pokazuje nam historię w innym świetle, w której najwyraźniej jesteśmy tylko statystami.

Trzy Lidki

Cały spektakl zresztą tak właśnie jest ustawiony - jakbyśmy byli na wielkim planie filmowym, na którym poplątały się różne historie i dekoracje; wszędzie mnóstwo telewizorów i bezpośrednich projekcji z rzutnika. Mikołajczyk siedzi razem z Jankiem przed Stalinem - wielkim reżyserem, jakby właśnie negocjowali kontrakt filmowy ("Cicho, cicho, to są ważni ludzie w tej branży" - szepcze Janek do zdezorientowanego premiera). Lidka (a właściwie trzy Lidki, bo trzy aktorki odgrywają jej rolę, każda inaczej i każda świetnie) opowiada o swoim alternatywnym trudnym życiu w latach 60., choć zatrzymała się 20 lat wcześniej. Po skończeniu bardzo dramatycznej opowieści samotnej kobiety nagle - pstryk!... i okazuje się, że to tylko aktorskie wcielenie, aktorka strzepuje z siebie ćwiczoną przed chwilą rolę jak niewidoczny pyłek. Tylko przymiarka do wyciskacza łez.

Grigorij wygląda jakby w czasy "Czterech pancernych" przeniósł się z wietnamskiej dżungli, a więc z przyszłości. W to wszystko wrzucić można też Jeremy'ego Ironsa, a nawet Toma Hanksa, a jakże! Stąd już blisko do "Szeregowca Ryana", czyli bohaterstwa w wersji amerykańskiej.

Czereśniak chce krowę

Mnóstwo tu nieustannych kontrastów i zderzeń w karykaturalnej formie pokazujących podział Polski. Jest zgrzyt "narracji ziemiańskiej z prymitywizmem". Są zastępy Czereśniaków przeciw Olgierdom (a każdy wykłada swoje racje - pierwszy chce krowy, drugi - starej Europy). Są oszalałe z tęsknoty matki, czekające na synów, którzy nie wrócili z powstania; po 20 latach od wojny syczą, że nienawidzą tej wprowadzającej się za ścianę "hordy ruskich żydów chłopskich z kurami". Są frontowe zabawne opowieści, są drastyczne historie, w których biegnie się z bronią po ludzkich jelitach, gwałci, strzela w tył głowy.

Nic nie jest czarne ani białe, za to mnóstwo odcieni szarości, obficie zlanej krwią. Czerwień jest tu zresztą wszędzie - na sowieckim otoku, na ścianie, na kitlu, rozmazana na twarzach. Czerwone są też policzki Grigorija/Stalina, stanik, rajstopy i szpilki Marusi. Nawet taki szczegół jak narysowany kredą kształt martwego człowieka, przykryty dywanem, wydaje się tu być symboliczny.

Przede wszystkim - to świetnie zagrany (i zaśpiewany) spektakl. Tu każdy z aktorów ma swoją rolę do wygrania, i właściwie każdy wypada naprawdę dobrze - zarówno w wersji komicznej, jak i dramatycznej. Czy to rumiany Sowiet, czy cyniczna Marusia, Janek - pancerny supermen, czy nawet Szarik, nieustępliwie broniący heroicznej wizji historii.

Taką stypę po ideałach trzeba umieć zagrać. Im się to udało.

Kiedy pójść

Najbliższe spektakle: w Akademii Teatralnej (ul. Sienkiewicza 14) : 27-28 marca, godz. 19, 29-30 marca, godz. 18.

Spektakl grany 27 marca odbędzie się w ramach ogólnopolskiej akcji "Dotknij Teatru". Wejściówki na ten dzień, w cenie 5 zł, można rezerwować telefonicznie pod numerem 85 7435453 lub bezpośrednio na portierni Wydziału. Jako że Wydział Sztuki Lalkarskiej nawiązał w tym roku współpracę z Fundacją "Mam marzenie", dochód z jednego ze spektakli zostanie przeznaczony na cele Fundacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji