Artykuły

Il papa tedesco

Tak nazywano we Włoszech Piusa XII, co oznacza: papież niemiecki. Pius XII Niemcem nie był, na przydomek musiał pracować. Il papa tedesco stał się bohaterem najgłośniejszej sztuki niemieckiej ostatnich lat, "Namiestnika" Rolfa Hochhutha. Sztukę zagrano i w Polsce, ściślej w Teatrze Narodowym w Warszawie, w reżyserii Kazimierza Dejmka, w świetnej - jak twierdzą zgodnie recenzenci i krytycy obsadzie aktorskiej. Polska premiera "Namiestnika" nie pozostała bez echa również w prasie Niemiec Federalnych. "Bayern Kurier" z 8 maja br. zamieszcza następującą wypowiedź Alfonsa Dalma: "Hochhuth nie powinien był wyrazić zgody na wystawienie swej sztuki w Warszawie.".

W czasie, gdy rząd boński występuje ze swymi inicjatywami, które nazywa pokojowymi, kiedy zastępcy publicystów zachodnioniemieckich boleją nad odprawą udzieloną inicjatywie bońskiej przez Warszawę, która to odprawa - ich zdaniem - utrudnia dialog, zbliżenie i przyjaźń z Polską, której rzekomo pragną nieomal wszyscy obywatele NRF - "Bayern Kurier" ma za złe Hochhuthowi, że się zgodził. Na co? A no, na nic innego, jak na zbliżenie. Bo wymiana kulturalna jest także zbliżeniem. Czort swoje, pop swoje - jak powiedziano by za Bugiem.

Alfons Dalma powiada dalej: "Swój honor" mógłby on (Hoch­huth) uratować jedynie w ten sposób gdyby swoje polskie tan­tiemy oraz znaczna sumę honorariów zarobionych w twardych dewizach kosztem pamięci Piusa XII, przekazał kardynałowi Wyszyńskiemu na potrzeby katolickich instytucji dobroczynnych w Polsce. W przeciwnym razie staje się winnym takiego samego czynu, jaki sam - niesprawiedliwie - zarzuca wielkiemu pa­pieżowi: poparcia totalitarnego reżimu przemocy. Mocno powiedziane. Reżim przemocy to - oczywiście - nasz socjalistyczny ustrój. Hochhuth, jeśli nie odda pieniędzy Wyszyńskiemu a sam je "skonsumuje", winien będzie poparcia komunizmu. Hochhuth nadto niesprawiedliwie oskarża Piusa XII o popieranie Hitlera, choć cały świat wie, że "Namiestnik" jest scenicznym reportażem, opartym na autentycznych fak­tach, źródłowo udokumentowanych. Znamienne, że sąd nad Hochhuthem odbywa się w ramach publikacji pt. "Polska wio­sna 1966, naród w pielgrzymce", poświęconej rzekomym prze­śladowaniom chrześcijaństwa w Polsce.

Wydawać by się mogło, że to "poparcie dla reżimu Warsza­wy" ze strony Hochhutha zostanie w tejże Warszawie i w ogóle w Polsce w jej "ujarzmonej, reżimowej" prasie przyjęte gromkimi brawami. Tymczasem - nic podobnego. To co dla wielu ludzi na zachodzie było rewelacją, dla nas rewelacją nie jest. Nie ze względów "reżimowych" bynajmniej. Na odwagę krytykowania papieży sami zdobywalismy się o wiek wcześniej, Mickiewicz czy Słowacki nie byli żadnymi reżimowcami. Dlatego Hochhuth nie jest w stanie zaimponować nam swoją odwagą w demaskowaniu ojców świętych, którze swoje interesy i sympatie polityczne przedkładali ponad zasady chrześcijańskiej moralności. Jesteśmy po prostu bardziej wymagający dlatego, że bardziej doświadczeni. Posłuchajmy co mówi o sztuce Hohchutha czołowy polski krytyk teatralny Zygmunt Greń (Życie Literackie nr 744): "Napisał, że Niemcy czekali na głos papieża, aby potępić Hitlera za jego zbrodnie. Niemcy protestanckie, to ciekawe. Cały świat cywilizowany walczył w koalicji przeciw Hitlerowi (...) a Niemcy czekali na głos papieża, bo tylko za tym głosem mogliby, jak pokorne owieczki, wrócić na drogę cnoty i prawdy. I Hitlera, ideologa nowoczesnego pogaństwa, tylko głos papieża potrafiłby oprzytomnić. Naiwność to, czy cynizm?"

Osobiście nie wierzę w cynizm autora "Namiestnika", który część winy za uległość Niemców przypisuje Piusowi XII. Jest prawem każdego uczciwego Niemca szukanie prawdy o swoim narodzie, także prawdy usprawiedliwiającej. Bo przecież Hochhuth nie zaprzecza, nie usiłuje zapomnieć, usiłuje co najwyżej usprawiedliwić częściowo Niemców poparciem dla Hitlera samego papieża, co zgodne jest z prawdą. Inna sprawa, że rola Hohchutha nie jest do pozazdroszczenia. jego ziomkowie ciskają nań gromy, uważają go za zdrajcę, bądź bluźniercę popierającego komunizm, każą mu honoraria przelewać na konto polskiego Episkopatu. W Polsce jego swoista historiozofia nie robi furory, jako, że Polacy wiedzą, że Pius XII, owszem, milczał lub błogosławił, ale Oświęcim budowali Niemcy, nie Watykan. A co najważniejsze, i przy okazji premiery warszawskiego "namiestnika" okazało się najbardziej oczywiste - że Polacy nie szukają wszędzie i za wszelką cenę sojuszników przeciw Watykanowi - że szukają prawdy o II wojnie, tylko prawdy i niczego więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji