Artykuły

Milczenie, które wstrząsnęło światem

Sztuka Rolfa Hochhuta "Namiestnik" należy do rzędu tych nielicznycih utwo­rów, które poruszają opinię publiczną, które wymykają się profesjonalnym dyskusjom prowadzonym na łamach czasopism kulturalnych i wszelkim ocenom dokonywanym wyłącznie z punktu widzenia walorów artystycz­nych.

W ciągu trzech lat, które minęły od premiery sztuki na scenie Volksbuhne w Berlinie zachodnim, trwa nieustają­ca, żarliwa polemika z autorem, pole­mika świadcząca o żywotności i wadze podjętego problemu.

W NRF, Belgii, we Włoszech i Fran­cji "Namiestnik" siał się powodem in­terpelacji parlamentarnych. Na jego temat wypowiadali się ludzie o znanych nazwiskach, publicyści, duchowni, politycy. Co więcej, sztuka doczekała się aż dwóch replik scenicznych, oświetla­jących problem z innego punktu widze­nia. W ostatnich zaś dniach w Norym­berdze odbyła się specjalna sesja na­ukowa, której celem było między in­nymi udzielenie odpowiedzi Rolfowi Hochhutowi.

Skąd to zainteresowanie, skąd tyle pasji i zacietrzewienia w dyskusjach? Hochhut podejmuje jeden z najtrud­niejszych, a dla milionów wierzących na pewno i najtragiczniejszych proble­mów drugiej wojny światowej: pro­blem milczenia Piusa XII wobec bez­przykładnych zbrodni ludobójstwa do­konywanych przez hitlerowską III Rze­szę.

Na słowa potępienia, na publiczny protest, na klątwę, którą tak szczodrze szafował przecież Kościół w minionych wiekach, czekała cała Europa, czekały przede wszystkim narody najbardziej dotknięte represjami, miliony ludzi sprowadzonych na samo dno cierpienia; czekali zwłaszcza wszyscy ci, którzy w osobie papieża upatrywali personifika­cję moralnego sumienia świata.

Ale Watykan milczał; w czasach to­talnej zagłady, w czasie, kiedy ludzkość stanęła przed najcięższą próbą, w sy­tuacjach ostatecznych, nie pozostawia­jących nikomu szansy "stania z boku" - milczenie było samookreśleniem; wyborem takiej właśnie postawy; pa­pież dokonał wyboru. Milczenie waty­kańskiej władzy kościelnej w obliczu masowych zbrodni dokonywanych z cy­niczną jawnością było moralną klęską katolicyzmu.

Dla wytłumaczenia tego niesłychane­go stanowiska napisano wiele uczonych elaboratów. W obronie Piusa XII, dla ratowania autorytetu Kościoła wystąpili najtężsi watykańscy politycy. Moralnej klęski nie da się odrobić słowami. Ludzkość nie zapomniała. Nie zapomnieli, nie mogą wciąż wybaczyć zwłaszcza ci najboleśniej zawiedzeni, którzy Watykanowi ufali najbardziej. Że tak jest, świadczy najwymowniej fakt, iż w niemal 20 lat po wojnie sprawa ponownie staje się przedmio­tem ostrej, dyskusji publicznej, iż podejmuje ją nie kto inny, lecz właśnie przedstawiciel tego samego światopo­glądu. Bo Hochhut jest chrześcijaninem i przemawia z pozycji chrześcijanina; tym większa waga jego osądu, tym większy ciężar jego oskarżenia.

W oskarżeniu zaś autor jest bezlitos­ny. Nie pozostawia w sztuce żadnych niedomówień, żadnych możliwości "wymknięcia się". Sądu nad postawą Piu­sa XII dokonuje w dramacie nie naiw­ny, niewiele rozumiejący "prostaczek boży", nie jeden z tych przyjmujących dosłownie nauki pisma świętego, lecz wykształcony jezuita, członek watykań­skiej służby dyplomatycznej, któremu nie obce są tajniki polityki, który do­brze zna świat zza "spiżowej bramy". Ale ten wychowanek watykańskich ko­legiów nie przestał być jednocześnie głęboko wierzącym chrześcijaninem, człowiekiem do gruntu uczciwym. Mi­mo że jest wtajemniczony w arkana watykańskiej polityki, rozumie, że są w dziejach ludzkości momenty, kiedy dla polityki nie ma już miejsca, gdy nie ma już dwóch racji do wyboru, a jedyną racją staje się poczucie czło­wieczeństwa.

Tę prawdę pojął ojciec Ricardo Fontana w czasie swej dyplomatycznej podróży do hitlerowskich Niemiec. Gdy od jedynego sprawiedliwego Niemca, lekarza SS słyszy o zbrodniach do­konywanych na terenie krajów okupo­wanych, o obozach koncentracyjnych i eksterminacji Żydów, gdy bezpośrednio styka się z ofiarami rasistowskiego obłędu - pojmuje, że już dłużej mil­czeć nie wolno. Watykan musi zabrać głos. A że nie wypowiadał się do tej chwili? Ojciec Fontana głęboko wierzy, iż obojętność papieża płynie z niepeł­nego rozeznania w istotnym stanie rzeczy, ze świadomej izolacji stolicy apostolskiej od spraw dziejących się w Europie. Dotrzeć do papieża, przekonać go, spowodować protest Watykanu - staje się wewnętrznym nakazem, obse­syjnym niemal celem ojca Fontana.

Z ogromu zbrodni dokonywanych przez faszystowskie Niemcy Hochhut wybiera zbrodnię najdrastyczniejszą - eksterminację Żydów. Jej to straszliwy obraz maluje ojciec Ricardo Fontana we wstrząsającej rozmowie z Piusem XII, w imię tej zbrodni jezuita błaga, więcej, żąda protestu papieża. Rozmo­wa kończy się klęską. I jest logiczną konsekwencją, że z klęski tej ojciec Ri­cardo wyciąga wniosek ostateczny. Z pięcioramienną żółtą gwiazdą przypiętą do sutanny idzie do Oświęcimia, w imieniu Kościoła staje przy boku naj­bardziej umęczonych. W imieniu Koś­cioła, który zawiódł, którego winę oj­ciec Ricardo chce odpokutować.

Bo w czasie rozmowy poznał dogłęb­nie motywy papieskiego milczenia. To nie nieświadomość, nie oderwanie od życia, nawet nie lęk osobisty decydują o obojetności Watykanu. Władza koś­cielna ma doskonałe rozeznanie w sy­tuacji, a papież jest zbyt niedosiężny dla Hitlera, aby problem osobistego strachu miał tu jakiekolwiek znaczenie. Milczenie głowy Kościoła uwarunko­wane jest czynnikami wyłącznie poli­tycznymi, głębokim przekonaniem, że największym zagrożeniem dla kapitali­stycznego porządku świata, porządku, na którym opiera się cała potęga koś­cielna, jest komunizm. Jedynym zaś państwem zdolnym mu się przeciwsta­wić, co więcej toczącym z komunista­mi bezpardonową wojnę, są Niemcy. I te Niemcy, nawet hitlerowskie, nawet zbrodnicze, należy popierać, choćby ce­ną, jaką płaci się za ich "dziejową mi­sję", było milczenie w sprawie milio­nów bestialsko mordowanych ofiar. Dlatego też nie należy niestosownymi protestami przeszkadzać Hitlerowi w jego historycznym zadaniu, dlatego na­leży dążyć, aby kraje zachodnie nie do­puściły do zniszczenia niemieckiej po­tęgi, lecz po usunięciu tego dość istot­nie kompromitującego "pana Hitlera" (bo papież osobiście gardzi Hitlerem), porozumiały się z Niemcami i to na za­sadzie równych współpartnerów, któ­rym przyświeca wspólny cel.

W tej sytuacji losy milionów mordo­wanych pozostają sprawą drugorzędną i choć papież boleje nad ich tragedią - sprawy ludzkie muszą ustąpić wobec racji politycznych.

Hochhut jest bez litości, nie pozo­stawia złudzeń, co do prawdziwego ob­licza Watykanu. Ale oskarżając papie­ża nie oszczędza i własnego narodu. I tak jak z pozycji chrześcijanina osądza hierarchię kościelną, tak z pozycji Niemca osądza rodaków; uczciwie i su­rowo. Z całą mocą piętnuje zbrodnie hitleryzmu, z całą mocą podkreśla wi­nę milczenia i współudziału. Ukazanie jednego sprawiedliwego Niemca nie jest próbą rehabilitacji. Przeciwnie, je­go całkowite osamotnienie, jego nie­możność porozumienia się z kimkol­wiek, siłą kontrastu uwypuklają winę społeczeństwa niemieckiego.

Autor należy do pokolenia, które w chwili ukończenia wojny nie wyszło jeszcze z okresu dzieciństwa. Wiedzę o czasach hitleryzmu czerpie wyłącznie niemal z relacji i dokumentów. Na jego przekonaniach, poglądach i ocenach nie ciążą więc osobiste wspomnienia, żadne uczuciowe obciążenia nie zamącają jas­ności obrazu. Opinie swe feruje z pozy­cji obiektywnego sędziego, a wyrok, który wydaje, jest jednoznaczny.

Z długiej, bo na około 6 godzin obli­czonej sztuki, reżyser, dzięki umiejęt­nie dokonanym skrótom, skonstruował spektakl zwarty i mocny. Tym ostrzej­szy w wymowie, tym bardziej przejmu­jący, że zachowana została zgodność z chrześcijańskimi poglądami autora. Dramat rozgrywa się na jednej tylko płaszczyźnie ideologicznej, wielki spór toczy się między przedstawicielami te­go samego światopoglądu, wyznawcami tej samej wiary. To właśnie nadaje sztuce szczególnie mocną wymowę, to sprawia, że "Namiestnik" jest jednym z tych utworów, które stanowią wyda­rzenia kulturalne (i nie tylko kultural­ne), które sięgają do wielkich, nie roz­wiązanych problemów moralnych ludz­kości, rozpalają dyskusje i zmuszają do refleksji.

O świetności spektaklu w Teatrze Narodowym decyduje nie sama tylko problematyka utworu. Sztuka grana jest po mistrzowsku, z umiarem, a jed­nocześnie wewnętrzną pasją. Odnosi się wrażenie osobistego, głębokiego za­angażowania całego zespołu. Na tym tle szczególnie jednak mocno rysują się dwie sylwetki: ojca Ricardo i Piu­sa XII.

Gustaw Holoubek nadaje postaci oj­ca Ricardo siłę przekonania, żarliwość prawdziwie wierzącego chrześcijanina i mądrość jezuity. Prowadzi rolę jednolicie, konsekwentnie i dlatego jego dramatyczna decyzja końcowa, wbrew po­zorom, nie ma w sobie nic z romantycz­nego gestu męczennika, lecz jest prze­myślanym aktem racjonalisty i huma­nisty.

Podobnie głęboko i wielowarstwowo potraktował rolę Piusa XII Władysław Krasnowiecki. Jego papież jest wy­trawnym politykiem, obłudnym i cy­nicznym, doceniającym znaczenie gestu i pozorów, zachowywanych nawet wo­bec najbliższych, nawet wobec samego siebie.

Te dwie sylwetki głównych partne­rów sporu nadają sztuce temperaturę wrzenia, wciągają i fascynują widza, nie pozwalają na zachowanie obojęt­ności.

Nieczęsto zdarza nam się omawiać na łamach "Głosu" utwory teatralne, gdyż z uwagi na zawężony terytorial­nie krąg ich odbiorców nie są one do­stępne dla większości czytelników. Tym razem odstąpiliśmy od zasady, tak ze względu na wagę sztuki, jak i ze wzglę­du na zbliżający się okres wycieczek, z których niejedna przybędzie da stoli­cy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji