Artykuły

"Namiestnik" i wina Niemców

"Z Niemcami dzieje się to i owo, lecz w Niemczech nic". Zdanie to pochodzi z robionych w latach wojny, w czasie pisania "Doktora Faustusa", notatek Tomasza Manna. W ciągu ostatnich dwudziestu lat opinia ta nie straciła aktualności. Nie sposób o tym nie myśleć oglądając "Namiestnika" Rolfa Hochhutha.

Hochhuth podejmując temat moralnej odpowiedzialności Niemców za zbrodnie hitleryzmu nie mógł pominąć tego, co o niemieckości pisał autor "Doktora Faustusa". Zapożyczenia z Manna są w "Namiestniku" wyraźne i chyba świadomie powierzchowne, bowiem to co ma Hochhuth do powiedzenia o "obłędzie Niemców" leży na antypodach krytycznego stanowiska wielkiego pisarza. Mann szukał przyczyn i nigdy nie przebaczył Niemcom szaleństwa. Hochhutha nie stać na analizę przyczyn, szuka natomiast usprawiedliwień.

"Namiestnik" Rolfa Hochhutha, wystawiony ostatnio przez Teatr Narodowy, przyszedł do nas poprzedzony dość skandaliczną sławą. Po berlińskiej prapremierze przed trzema laty grany był na wielu scenach europejskich i amerykańskich. W czym leży tajemnica powodzenia tej wcale nie najlepszej sztuki, zupełnie nieznanego, nie posiadającego żadnego dorobku literackiego autora? Hochhuth zrobił karierę na temacie. Niemiecka literatura podejmująca krytyczny obrachunek z hitlerowską przeszłością jest wciąż jeszcze bardzo wątła, nic tedy dziwnego, że utwór Niemca piszącego o zbrodniach niemieckich wywołał zainteresowanie. Trzeba to powiedzieć - zainte-resowanie nie pozbawione krytycyzmu. Ale o tym za chwilę.

Sztuka napisana jest z ambicjami i rozmachem. Jest w niej próba odtworzenia problemów i atmosfery lat wojny, pokazania różnych środowisk opanowanego przez hitleryzm społeczeństwa, różnic w postawach wobec władzy i możliwości, jakie ta władza stwarzała. Jest w niej także próba uporania się z moralnym kacem, jaki pozostał Niemcom po latach panowania III Rzeszy. Już to samo wystarczyło, żeby zapewnić sztuce Hochhutha szerokie zainteresowanie. A jest w niej jeszcze jeden moment nie mniej ważny - papież i polityka Watykanu wobec hitlerowskich Niemiec. Germanofilskie stanowisko Piusa XII, który nie wahał się we wrześniu 39 r. doradzać Polakom spokój i poddanie się losowi, natomiast nie dał się skłonić do potępienia hitlerowskich zbrodni, ta postawa papieża, boleśnie odczuta przez katolików na całym świecie - choć powszechnie znana - nigdy nie stała się tematem szerszej dyskusji. Było to tabu. Taktownie pomijano tę, co najmniej przykrą i kłopotliwą, sprawę. Hochhuth pokazał politykę papieża i Watykanu pomijając wszelką kurtuazję. Pius XII, scholasta i dogmatyk, polityk o określonej orientacji, traktował Niemcy hi-tlerowskie - jako barierę przed "czerwonym niebezpieczeństwem". Antykomunizm przesłaniał mu potworności hitlerowskich krematoriów i obozów koncentracyjnych. Zagłada wielu milionów Żydów nie była w stanie doprowadzić go do kroku, który by w efekcie mógł osłabić Niemcy. Potępienie niemieckich zbrodni, do czego, bez skutku, zachęcalipapieża alianci miałoby w latach wojny niemałe znaczenie.

Hochhuth zaatakował problemy pierwszorzędnej wagi, wciąż jeszcze aktualne. Zrobił to wprost, bez uciekania się do historycznego kostiumu i to, oczywiście, trzeba mu poczytać za zasługę. Jak już powiedziałam, sztuka Hochhutha zyskała sławę skandaliczną. Nie o temat chodzi. Temat zapewnił "Namiestnikowi" zainteresowanie, elementy skandalu tkwią gdzie indziej.

Bohaterami sztuki są: Niemiec, oficer SS Kurt Gerstein, spiskujący przeciw Hitlerowi i Włoch, jezuita, syn dygnitarza watykańskiego, hrabia Fontana, który na znak protestu przeciw milczeniu papieża podaje się za Żyda i idzie do Oświęcimia, aby dzielić los ginącego narodu. Obaj, Włoch i Niemiec, są w gruncie rzeczy w tej samej sytuacji. Niezgoda na zło czynione przez systemy do jakich przynależą skazuje ich na piękne gesty o wartości wyłącznie moralnej. Jak daleko sięga możliwość sprzeciwu jednostki w takich systemach jak totalitaryzm hitlerowski i feudalno-hierarchiczna organizacja watykańska? Jakie są granice odpowiedzialności człowieka za działalność systemów, w których przyszło mu żyć? Hochhuth zapożycza z Biblii przypowieść o jedynym sprawiedliwym i bardzo płytko, wręcz prostacko, odnosi ją do sytuacji w niemieckiej Sodomie; ta powierzchowność widoczna jest także tam, gdzie Hochhuth odwołuje się do autora "Doktora Faustusa" i jego rozważań na temat relatywizmu dobra i zła. Filozofia i moralistyka Hochhutha nie są najwyższej próby. Daleko mu do moralnej wielkości i odwagi, do głębokiego humanizmu Tomasza Manna.

Odpowiedzi, jakie sugeruje Hochhuth na postawione w "Namiestniku" pytania są wprawdzie niejednoznaczne, nie chce się on dać przyłapać na twierdzeniach wprost, w sumie jednak wnioski płynące ze sztuki są dość, powiedzmy ostrożnie - ryzykowne.

Hochhuth jest zbyt zręczny, żeby podejmować próbę zaprzeczenia niemieckim zbrodniom. Jednakże tak zestawia fakty, tak konstruuje akcję, żeby wzbudzić wątpliwości: czy rzeczywiście Niemcy tak bezapelacyjnie są winni? W NRF, gdzie Hochhuth mieszka, pytanie to jest na porządku dziennym. Wszystko w tej sztuce temu służy. Hochhuth ma dość moralnego kaca swoich współziomków. Czuje się w prawie do zabierania głosu w tej sprawie - w chwili zakończenia wojny miał lat czternaście, a więc dość, żeby coś o hitleryzmie wiedzieć, za mało żeby się nim splamić.

W Teatrze Narodowym Kazimierz Dejmek z tekstu "Namiestnika" wybrał niewiele więcej niż jedną czwartą.

Spektakl jest świetnie grany. Gustaw Holoubek jako hrabia Fontana stworzył postać głębszą i mądrzejszą niż ją pomyślał Hochhuth.

Świetny jest Władysław Krasnowiecki w roli Piusa XII i Michał Pluciński w roli Kardynała. Stanisław Zaczyk rozporządzał zbyt papierowym tekstem, żeby konspiracji esesowca nadać cechy prawdopodobieństwa. A może to nie wina tekstu, lecz naszej znajomości historii? Andrzej Szczepkowski grający zbrodniczego Doktora, cynicznego mordercę, pokazał wielką klasę swego talentu.

Spektakl Dejmka jest pierwszą z zapowiedzianych premier. Jeszcze w tym sezonie "Namiestnik" wejdzie na kilka naszych scen. Wydaje się, że "Namiestnika" trzeba właśnie grać. Powinniśmy wiedzieć, co myślą o sobie Niemcy, żeby nie zapomnieć o tym, co my o nich myślimy. Ilekroć bowiem zapominaliśmy, właśnie dla nas źle się to kończyło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji