Artykuły

Przeciw milczeniu

"Namiestnik" obiegł teatralne sceny Europy zachodniej i Stanów Zjednoczonych wszędzie wywołując poruszenie widzów, wszędzie wstrząsając sumieniami, a jednocześnie budząc gwałtowne protesty. Przed oczyma widzów stawały w całej, straszliwej okropności lata wojny i faszyzmu, czasy największego zdziczenia w dziejach człowieka. Stawała też postawa najwyższego autorytetu religijnego dla milionów katolików - papieża Kościoła rzymsko-katolickiego, Chrystusowego namiestnika.

Okres hitlerowskiego ludobójstwa skłaniać powinien papieża do wykazania ogólnoludzkich wartości moralnych - wartości oczywistych dla każdego prostego człowieka - katolika i nie-katolika.

Bo papież Pius XII, podobno współczując cierpieniom milionów - codziennie, systematycznie mordowanych - nie zdecydował się podnieść głosu protestu. Przez cały czas wojny, przez wszystkie lata mordu. Kierował się innymi, własnymi racjami, których kierunek wyznaczały interesy polityczne.

Przeciwko "Namiestnikowi" i jego autorowi pewne koła kościelne, włączając środowiska kurii rzymskiej, gwałtownie protestowały. Pojawiały się jak grzyby po deszczu opracowania, publikacje a nawet sztuki, które miały uzasadnić stanowisko papieża, odciążyć go od odpowiedzialności za milczenie. Niełatwo powstrzymywać się od uwagi, że próby te podejmowały koła o poglądach podobnych do linii Piusowej. Chyba, by założyć, że podjęli je ludzie troszczący się o czystość moralną Kościoła i jego przywódcy. Ale czystości i prawości nie osiąga się przez rehabilitację postaw skompromitowanych, a nawet budzących odrazę.

Sztukę Hochhutha mogą teraz oglądać mieszkańcy Warszawy. Wystawił ją nareszcie Teatr Narodowy w reżyserii Kazimierza Dejmka. Reżyser z długiej i rozwlekłej sztuki czyni dramatyczny utwór polityczny bliski odczuciom Polaków. Bo właśnie Polacy w swej większości wierzący katolicy, od samego początku wojny, kiedy nasz kraj padł ofiarą bandyckiej agresji i kiedy cały naród był planowo mordowany, oczekiwali na głos papieża, na jego słowa nie otuchy i pociechy w cierpieniach - bo tego nam w przeszłości nie szczędzono, ale na wyraźne protesty i potępienie ludobójstwa.

W przedstawieniu warszawskim reżyser uwypuklił dwa ośrodki, a jednocześnie dwa miejsca akcji. Widzimy i słyszymy ludzi, dla których moralnego poczucia sprawiedliwości, poczucia elementarnego nie ma żadnych racji mogących uzasadnić milczenie wobec zbrodni. To jezuita, arystokrata Riccordo Fontana, przejmująco zagrany przez Holoubka, pracujący w watykańskim sekretariacie stanu i stojący przed perspektywą wielkiej kariery. Najpierw pełen ufności i przywiązania do papieża wierzy, że zabierze głos, że wobec straszliwych zbrodni nie będzie milczeć. Stopniowo jego ufność słabnie. Kiedy papież milczy i jedynie współczuje w duchu biedakom, a hitlerowcy spokojnie wywożą do Oświęcimia Żydów rzymskich, Fontana buntuje się. Pozostała mu wiara w Boga i Kościół, których jego zdaniem nie zniszczy nawet najbardziej haniebny papież. Riccardo decyduje się na szlachetny, tragiczny i bezowocny akt pokuty i odkupienia - włącza się do wywiezionych, dostaje się do Oświęcimia.

I drugi ośrodek sztuki - koło zimnych, wyrachowanych, reprezentujących własne linie polityczne i im wiernych dyplomatów watykańskich z papieżem. Dejmek ukazał z całym dramatyzmem grozę tych politycznych racji, które należą do historii, do jej prawdy. To nie obawy o los Kościoła zamykały papieżowi usta, jak to się usiłuje gdzieniegdzie wmawiać. To kalkulacja polityczna związana z antykomunizmem, rachuby na Niemcy hitlerowskie jako państwo chroniące Europę przed komunizmem. Myśl, że rosyjskie czołgi dotrą do Warszawy, do Berlina, nad Łabę była dla papieża straszniejsza, niż wspomnienie o mordowanych. Hitler reprezentuje Niemcy, a póki tak jest, to tej niezawodnie antykomunistycznej siły nie można potępić. W 1943 r. kiedy armie radzieckie parły na zachód niosąc wolność narodom, papież zabiegał o zawarcie pokoju między Niemcami a mocarstwami zachodnimi, by powstrzymać pochód komunistów, by nie dopuścić do klęski Niemiec.

Kalkulacja konsekwentna, uparta, a zarazem zbrodnicza. I tej wymowy nie osłabią nawet najwznioślejsze modły o pokój i pojednanie ani ratowanie pojedynczych ofiar. "Mamy przed sobą straszny upadek Rzymu w latach 1939-1945" - napisał katolicki historyk austriacki Heer.

Katolicy nie doczekali się protestu papieża. I w sztuce i w rzeczywistości Europy lat wojny papieskie motywy są jednoznacznie - nie do przyjęcia. Takież były dla katolików i niekatolików. Jeśli u ludzi wierzących mógł powstać konflikt sumienia to nie rozgrywał się między racjami papieża a moralną zasadą sprawiedliwości. Postawa papieża rodziła rozgoryczenie, że mają takiego właśnie sternika Kościoła. I katolicy nie czekali na wskazania papieża. Tak jak setki tysięcy ludzi o innych światopoglądach chwycili za broń i w krwawej walce, ponosząc ofiary, bili hitlerowskich zbrodniarzy, łączyli się z wszystkimi, którzy prowadzili do klęski ludobójców.

Samotny konspirator niemiecki, oficer Gerstein, mówi w "Namiestniku": "Rosyjskie czołgi wyzwolą Oświęcim". Dla Watykanu było to straszne rozwiązanie wojny. Ale dla cywilizacji europejskiej było wybawieniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji