Zanim przyjdą teatralne żniwa...(fragm.)
(...) Jeszcze większą sprawia satysfakcję debiutująca w Teatrze Wojska Polskiego absolwentka PWST Małgorzata Burek-Leśniewska. Gra w sztuce Jana Stefczyka tytułową postać Baśki. Niełatwa to rola i niełatwa ocena utworu! Postać niespełna 17. letniej (w pierwszej odsłonie), wiejskiej dziewczyny, analfabetki, która po ośmiu latach pracy nad sobą dochodzi do stopnia absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego - krystalizuje w sobie ideę utworu i powinna też skupić przewodnie nici akcji. Nici te wymykają się chwilami, zapewne wskutek niedoświadczenia debiutującego pisarza, a może i pośpiechu, czy niecierpliwości z jaką zapewne sztukę tę tworzył. Ale sama postać jest pomyślana interesująco. Wrodzona inteligencja, zadziwiająca ideowość dziewczyny - oto co ożywia nowymi treściami ten motyw. Może pod wpływem "Pigmaliona" Shawa każe autor walczyć swej bohaterce z nałogiem "mazurzenia", bardziej zakorzenionym niż wszelkie inne przyzwyczajenia. Jest coś wzruszającego w scenie, gdy Baśka już zaczyna się interesować Szekspirem, a jeszcze nie umie mówić sz. Jest trafne ujęcie zjawisk i w stwierdzeniu wartości naszego ludu i w uchwyceniu pędu do wiedzy, znajdującego nareszcie pełne możliwości realizacji. Są zarysy żywej, bogatej i uprawdopodobnionej osobowości. Lecz wypełnić te kontury w sposób, jakiego wymaga scena, sprawić by postać zaczęła oddychać pełnymi płucami - to zadanie wcale nie najprostsze nawet dla doświadczonej artystki. Cóż dopiero dla debiutantki! Nie wiem ile w tym współpracy Władysława Krasnowieckiego jako reżysera - ale wydaje mi się, że i tu można mówić o sukcesie. Młoda aktorka już w początkowej scenie umie bardzo dużo wypowiedzieć mimiką, gestami, intonacją. Dzięki niej ujmująco wypada pierwsza lekcja alfabetu (nasuwająca pewne skojarzenia z "Matką" Gorkiego w inscenizacji Brechta); siłę dramatycznej niespodzianki ma wybuch Baśki zarzucającej łgarstwo Siemieńskiemu, brawurowo rozwiązana zostaje scena uwięzienia trzech uzbrojonych NSZ-owców.
Celem tego felietonu jest próba pokazania, jak to "walka o jakość" naszej dramaturgii współzależna jest z walką i wysiłkiem naszego aktorstwa. W sztuce Stefczyka można zanotować sporo niedociągnięć i błędów autorskich - w przedstawieniu niejedną porażkę wykonawców. A jednak - ogólne wrażenie jest korzystne. Dlatego trudno nie podnieść zasługi aktorów, którzy otrzymali niezupełnie "dopracowane", nieco zamglone, mało konkretne role - a jednak potrafili je rozgrzać własnym ciepłem, własnym kunsztem aktorskim. Myślę o Józefie Kondracie (Lucjan Terlecki) i Januszu Ziejewskim (Stanisław), a także: o znakomitej w epizodzie starej chłopki Katarzynie Żbikowskiej.
Można pisać bardzo dużo o błędach nowych sztuk. Można. np. podnieść, że w "Takich czasach" pomysł wprowadzenia "teatru w teatrze" (autor piszący sztukę o oglądanych przez nas wydarzeniach) nie jest ani zbyt oryginalny, ani zbyt zgrabny, ani zbyt interesujący. Można utyskiwać na nieprzekonywającą ekspozycję "Kreta" i żałować, że Lutowski nie pogłębił postaci sekretarza. Można wyliczać banalności czy niezręczności ,,Baśki". Ale z takich wyliczeń, jak mi się zdaje, wynika niewiele. - Choćby dlatego, że można te wszystkie usterki dostrzec "gołym okiem". Lepiej więc zanotować osiągnięcia, które zachęcą do dalszej pracy, a odpowiednio przemyślane - mogą dopomóc.