Artykuły

Niewierzący reżyseruje religijne spektakle w Jaraczu

- Można w sytuacji Chrystusa wołającego "Boże mój, czemuś mnie opuścił" zobaczyć metaforę opisującą kondycję ludzką. Wątpiący, samotny, cierpiący i zrozpaczony Chrystus tutaj dopiero staje się w pełni człowiekiem - mówi Jacek Orłowski, reżyser znany z religijnych spektakli w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, choć deklarujący się jako osoba niewierząca.

Igor Rakowski-Kłos: Gdy rozmawialiśmy na próbie spektaklu "Boże mój!", powiedział pan, że jest osobą niewierzącą.

Jacek Orłowski: Tak, w obiegowym rozumieniu. Nie przynależę do żadnego Kościoła, ale równocześnie nie identyfikuję się z "walczącymi" ateistami, takimi jak na przykład Richard Dawkins. Profesor Dawkins uważa, że jest tylko jeden rodzaj wiedzy: wiedza naukowa. Chce problemy religii rozstrzygać z pomocą metody naukowej, uważając ją za uniwersalny klucz do tajemnicy świata. Myślę, że taka postawa intelektualna jest jałowa. Istnieją różne typy wiedzy, a tym samym odmienne metodologie. Obok wiedzy naukowej mamy do czynienia z wiedzą religijną. Jest dużym uproszczeniem przyjęcie założenia o wyższości jednego typu wiedzy nad innymi. Dla mnie najciekawsza jest wielość perspektyw, a nie jedynie słuszna prawda, którą w swoim poczuciu głosi Dawkins.

W "Braciach Karamazow" [na zdjęciu], na podstawie których wyreżyserował pan spektakl w Teatrze Jaracza, Iwan Karamazow buntuje się przeciwko cierpieniu, zwłaszcza dzieci: "I jeżeli cierpienia dzieci mają dopełnić sumy cierpień, która jest niezbędna do kupienia prawdy, to z góry twierdzę, że cała ta prawda nie jest warta takiej ceny. (...) Za drogo zresztą oceniono harmonię, tyle płacić za wejście, to nie na naszą kieszeń. Dlatego chcę jak najprędzej oddać bilet. Jeżeli jestem uczciwym człowiekiem, powinienem go oddać jak najprędzej. To właśnie czynię. Nie, Boga nie przyjmuję, tylko zwracam mu z szacunkiem bilet".

- To jest argument trudny do odparcia: zła wyrządzonego niewinnej ofierze nie jest w stanie usprawiedliwić żaden wyższy cel. Z punktu widzenia ludzkiego poczucia sprawiedliwości nic nie może uzasadnić cierpienia dzieci.

Ale Viktor Frankl - wybitny austriacki psychoterapeuta - który jako były więzień Oświęcimia jest ważnym głosem w dyskusji o znaczeniu cierpienia w perspektywie wiary, twierdzi, że tok rozumowania Karamazowa jest błędny. "Wiara w Boga bowiem albo jest bezwarunkowa, albo wcale nie jest wiarą", jak napisał w głośnej książce "Bóg ukryty". Chce w ten sposób pokazać, że wiara to zupełnie inny wymiar doświadczania świata, którego nie można zredukować do naszej, ludzkiej rzeczywistości. I dla mnie takie spojrzenie na sprawy wiary jest właśnie najrozsądniejsze. Żyjemy we wnętrzu tajemnicy, jaką jest ostateczny sens wszechświata. Najważniejsze pytania dotyczące początków naszego świata i życia wciąż pozostają otwarte. Mamy tylko lepsze lub gorsze hipotezy. W takiej sytuacji jedyną odpowiedzialną postawą intelektualną jest według mnie ostrożny sceptycyzm wobec wszelkich teorii opisujących rzeczywistość. Jednocześnie wchodząc w przestrzeń teatru mogę pozwolić sobie na podążanie za intuicjami czy uczuciami, które nie muszą być poddawane rygorom ścisłego myślenia. Dzięki temu mogę chyba zrozumieć, o czym mówi Frankl, kiedy proponuje przyjęcie postawy pokory wobec niezrozumiałego ładu świata. W jego książce jest fragment, w którym proponuje potraktowanie cierpienia jako czegoś, co przerasta nasze rozumienie. Jak zwierzęta podczas eksperymentów medycznych, podobnie człowiek nie widzi sensu swojej udręki. Ale ten sens może obiektywnie istnieć, choć jest niewidoczny.

Nie chcę cierpieć w imieniu sensu, którego nie pojmuję.

- Ale to jest pycha, nie sądzi pan?

Chcemy mieć wszystko wyjaśnione.

- Chcemy mieć nad wszystkim kontrolę. Nie możemy pogodzić się z faktem, że jesteśmy częścią jakiegoś uniwersum, którego reguły nas obowiązują i przed którymi nie możemy uciec. Na tym być może polega sedno dramatu ludzkiego: że nie zgadzamy się na swój los. Na tym polega bunt Iwana Karamazowa. Iwan odrzuca możliwość istnienia innej argumentacji niż przyjęta przez niego logika. Wszystko musi być wyjaśnione. A przecież patrząc z pewnej perspektywy, można ten brak wyjaśnienia zaakceptować, nawet zobaczyć w nim jakiś ważny aspekt naszego istnienia. Taką możliwość otwiera chrześcijańska wizja Chrystusa umierającego na krzyżu. Można w sytuacji Chrystusa wołającego "Boże mój, czemuś mnie opuścił" zobaczyć metaforę opisującą kondycję ludzką. Wątpiący, samotny, cierpiący i zrozpaczony Chrystus tutaj dopiero staje się w pełni człowiekiem.

Pana to przekonuje?

- Jeżeli pyta pan o sens tej metafory, to oczywiście tak. Jest mi bardzo bliskie spojrzenie na istnienie ludzkie w perspektywie dramatu poszukiwania odpowiedzi. Dlatego tak silnie działa na mnie Dostojewski. On dobija się o sens, pyta nieustannie o naturę świata i Boga. Ta gorączkowość pytań wydaje mi się bardzo współczesna. Gdy rozmawiam ze studentami, widzę, jak są dla nich ważne te podstawowe pytania, na które musimy tak czy inaczej udzielić jakichś odpowiedzi. Choćby prowizorycznych.

Zakład Pascala mówi, że nie mogąc tego rozstrzygnąć, lepiej wierzyć. Niczego nie zyskamy, ale też nie stracimy, jeśli to nie okaże się prawdą. Gdy jednak nie będziemy wierzyć w Boga, który jednak miałby istnieć, wtedy utracimy życie wieczne.

- Dostojewski powiedział, że jeśli okazałoby się, że prawda jest poza Chrystusem, on pozostanie z Chrystusem. Ja jednak pozostałbym przy prawdzie. Poszukiwanie prawdy to dla mnie nie jest tylko kwestia celu, ale fundamentu dla sensu życia. Myśl, że mógłbym oprzeć swoje życie na takiej czy innej iluzji, przeraża mnie. Dlatego może określam się jako niewierzący? W kwestii Boga niczego nie potrafię rozstrzygnąć mimo tego, że przed laty jako student reżyserii pisałem pracę magisterską na tematy silnie powiązane z religią u księdza profesora Józefa Tischnera.

Jaki był jej tytuł?

- "Dramat człowieka w perspektywie augustyńskiej teologii łaski". Uderzyła mnie wizja kondycji ludzkiej, jaką miał święty Augustyn: człowiek otrzymuje łaskę od Boga, ale bez własnej zasługi. Katolicyzm z czasem złagodził tę tezę, a gdy przejęli ją protestanci, całkiem odrzucił. Według świętego Augustyna, jeśli łaska byłaby przez człowieka możliwa do pozyskania przez jego własne zasługi, to by znaczyło, że człowiek może zobowiązać do czegoś Boga. Robię coś dobrego, a on musi wyświadczyć mi przysługę.

Jak w konkursie. Spełniam warunki - wygrywam. Człowiek może sam siebie zbawić.

- I więcej: ograniczyć wolę Boga. A Bóg jest nieograniczony, nie można go wiązać.

Jeśli Bóg jest wieczny, wie wszystko, to nie może być momentu, od którego zaczął kogoś potępiać bądź nie. Jeszcze przed powstaniem kosmosu wiedział, jak będzie wszystko przebiegać. Tym samym święty Augustyn twierdzi, że jesteśmy zbawieni lub potępieni zanim się urodzimy. Przed powstaniem świata Bóg dokonał podziału całej ludzkości na zbawionych i potępionych, i człowiek nie może tu już nic zmienić. To jakiś przerażający fatalizm bliski tragedii greckiej. Wizja bardzo ciekawa. Drastyczna i dramatyczna.

Dlaczego ktoś niewierzący decyduje się pisać pracę magisterską o chrześcijańskim świętym u księdza?

- Właśnie z powodu łaski. Spotykałem ludzi, którzy mówili, że wierzą. Czytałem o ludziach, którzy z powodu wiary dokonywali heroicznych czynów. Co to znaczy? Dlaczego ja tego tak nie odczuwam? Sam święty Augustyn był człowiekiem niewierzącym, a jednocześnie poszukującym wiary. W "Wyznaniach" opowiada w sposób bardzo dramatyczny o swoim nawróceniu. W ósmej księdze opisuje tak zwaną noc mediolańską, gdy przeżył iluminację. Siedzi w pokoju z przyjacielem, przed chwilą usłyszał opowieść o życiu świętego Antoniego, wychodzi do ogrodu, wieczór, ciepło. Nie chce żyć już dłużej w stanie rozdarcia. Chcę wierzyć, a nie mogę, chcę być tam, a jestem tu - mówi. Nagle słyszy za oknem dziecięcą wyliczankę, w której w refrenie powtarzają się słowa "Weź to czytaj". Uznał je za głos Boga. Otworzył list świętego Pawła i po lekturze kilku wersów do jego serca "spłynęło strumieniem światło ufności". Augustyn interesuje mnie najbardziej do tego momentu. Później, gdy przechodzi na "drugą stronę", wchodzi na drogę wiary, zostaje biskupem i ascetą, już nie jest dla mnie tak ciekawy. Może dlatego, że jako człowiek wiary wkracza na nieznane dla mnie tereny.

Po trzech latach zajęć z księdzem Tischnerem wiedziałem, że pomoże zrozumieć mi te sprawy i przychylnie spojrzy na moje próby zrozumienia dramatu człowieka poszukującego Boga. Być może także mojego dramatu. Portret jest zawsze mniej lub bardziej zamaskowanym autoportretem. Myślę, że tak było w przypadku mojej pracy o świętym Augustynie. I sądzę, że profesor bardzo szybko to zobaczył. Z wielką delikatnością i dyskrecją towarzyszył mi w mojej przygodzie z lekturą świętego Augustyna. Wynikało to też z jego otwartości wobec drugiego człowieka. Być może w przyjęciu takiej postawy jakąś rolę spełniały jego własne wątpliwości.

Teolog z wątpliwościami?

- Nie chcę wypowiadać się o profesorze jako teologu. Miałem na myśli jedynie epizod sprzed lat. Kiedy byłem na pierwszym roku reżyserii w PWST w Krakowie, zajęcia z filozofii prowadził ksiądz Tischner. Wykłady odbywały się zwykle w małych grupach, ale tego dnia na zajęciach byłem tylko ja i mój kolega. Profesor Tischner przyszedł w wyjątkowo ponurym nastroju. To było dziwne, bo zwykle tryskał humorem. Zaczyna mówić o Heideggerze, ale bez przekonania. Nagle przerywa. I zaczyna opowiadać o jakiejś dziewczynie, którą przed chwilą odwiedził w szpitalu. Była chora na raka. Zapytała profesora o sens swojej choroby i cierpienia. Nie pamiętam dokładnie, co jej na to odpowiedział, ale pamiętam, że był wobec tego pytania pełen wątpliwości, czy istnieje jakakolwiek odpowiedź. Odpowiedź na miarę tej sytuacji. Na tym według mnie polegał głęboko ludzki wymiar myślenia i bycia księdza Tischnera. Żadna idea czy przekonanie nie zasłaniały człowieka w jego konkretnym istnieniu.

W polskim wydaniu katolicyzmu uczęszcza się do kościoła i odhacza sakramenty, aniżeli prowadzi dyskusje teologiczne, choćby nawet pełne wątpliwości.

- Mam jednak taką intuicję, że wiara jest bardziej jak słuchanie muzyki niż czytanie książek. Jej intelektualizowanie jest błędem. Święty Augustyn próbował racjonalnie uzasadnić dogmat o Trójcy Świętej. Głowił się, podawał definicje, tworzył figury retoryczne - wszystko po to, by nadać temu logiczny sens. Uważam, że to fałszywe postawienie sprawy. To jest dogmat. Może więc nie musi mieć sensu?

W takim wypadku nikt nikogo nie przekona do wierzenia. Jest tylko skok w wiarę.

- Pytanie tylko, w jaką wiarę? W wiarę w Boga opisanego przez taką czy inną religię, czy w pewną intuicję bytu absolutnego, wykraczającą poza wszelką ortodoksję? Wiem tylko tyle, że nie warto zamykać się na te pytania. Są one niezbędne, jeżeli chcemy w pełni uchwycić dramat naszego istnienia.

Czasem mówi pan jak wierzący.

- Powiedziałem o sobie niewierzący, ale to jest złe słowo. Jestem trochę jak bohaterka "Boże mój!". Ona też mówi, że jest niewierząca. Na poziomie świadomości mówi "nie", ale w głębi duszy jest w niej jakaś wiara. Mam poczucie, że samo to, że żyjemy, dokądś idziemy, o coś zabiegamy i nie popełniamy samobójstwa, gdy spotykają nas życiowe klęski, to świadczy, że gdzieś w głębi nas jest jakaś nadzieja. Jaka jest w tobie nadzieja, dlaczego ty to znosisz, na co liczysz? - pytam siebie. Jest coś takiego jak ukryta wiara - ukryta nawet przed nami samymi. Może przez ateistyczne otoczenie lub fałszywie religijne sami nie potrafimy przyznać się przed sobą, w co w głębi duszy wierzymy? W gruncie rzeczy myślę o sobie, że jestem człowiekiem wiary. Ale w co wierzę?

W "Przypadku Iwana Iljicza" Lew Tołstoj był bardzo zajęty tym tematem. Znawcy jego twórczości twierdzą, że do końca nie rozstrzygnął sprawy wiary. Chciał wierzyć, ale chyba mu się to nie udało. Pod koniec życia umierający na raka bohater opowiadania Tołstoja ma przebłysk jakiejś nowej świadomości. Doświadcza istnienia innego wymiaru życia. Ale widzimy to z perspektywy umierającego. Nie wiemy, czy to prawda. Frankl pisał, że to pokazuje, że w ostatnich chwilach życia możemy nadać mu sens. Iljicz po źle przeżytym życiu, uświadamiając sobie, że było złe, przezwycięża swój błąd.

Być złym, a być złym i wiedzieć o tym - to różnica.

- Świadomość jest ostatnią formą triumfu, może jedyną. Dzięki niej człowiek potrafi przezwyciężyć swoje zło.

W "Boże mój!" Stwórca również okazuje się być zły. Dowiódł tego, chociażby skazując na cierpienie Hioba.

- W Księdze Hioba cierpienie jest próbą. To próba naszego zaufania i siły naszej wiary. Dla Anat Gov Bóg przekroczył granicę sprawiedliwości, zsyłając na Hioba cierpienie. To dowód zła, jakie dostrzega w Bogu. Ale to jednak wszystko tylko metafory i nie wiązałbym literackich rozważań autorki "Boże mój!" z poważnymi teologicznymi interpretacjami Starego czy Nowego Testamentu.

Wobec całej złożoności problemu interpretacji logiki cierpienia wydaje mi się, że aby cokolwiek rozsądnego powiedzieć w tej kwestii, musielibyśmy zdecydować się na wybór takiej czy innej perspektywy poznawczej. Utwór Anat Gov jest raczej tylko pewną wariacją, w której tematy religijne traktowane są z dużą swobodą. Ostatecznie sensem, do którego zmierza autorka, jest pytanie postawione na końcu: "A jeżeli Bóg jest dobry? Jeżeli to my sami jesteśmy odpowiedzialni za całe to zło, które widzimy wokół siebie i w sobie? Co wtedy zrobimy?".

KIM JEST JACEK ORŁOWSKI

Reżyser i pedagog. Absolwent filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego i reżyserii dramatu Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. W latach 2008-2012 dziekan Wydziału Reżyserii Dramatu. Prowadzi zajęcia na Wydziale Aktorskim Szkoły Filmowej w Łodzi. W Teatrze Jaracza zrealizował m.in. sztuki: "Karamazow" na podstawie powieści Fiodora Dostojewskiego, "Przypadek Iwana Iljicza" według opowiadania Lwa Tołstoja" i trzy monodramy Erica Bogosiana: "Sex, prochy, rock and roll", "Czołem wbijając gwoździe w podłogę", "Obudź się i poczuj smak kawy". Trzy tygodnie temu w Teatrze Jaracza wyreżyserował "Boże mój!" - sztukę izraelskiej dramaturg Anat Gov, w której do psycholożki Elli na kurację przychodzi mający głęboką depresję B., czyli Bóg. Występują: Bronisław Wrocławski, Milena Lisiecka i Marcin Łuczak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji