Wiosna w warszawskich teatrach (fragm.)
Na ogół - każda rzecz nowa interesuje. Tymczasem, jeśli chodzi o nasze nowe sztuki teatralne, publiczność odnosi się do nich raczej z dużą rezerwą. Nowa polska sztuka współczesna? Co też to będzie? - oto pytanie, które towarzyszy zwykle tego rodzaju premierze. Inaczej dzieje się ze sztukami, które już nie raz oglądaliśmy na scenie. Widzowie wybierają się wtedy do teatru z tzw. kredytem zaufania. No, a jeśli na afiszu znajdzie się takie nazwisko - jak Szekspir - wtedy idzie się "na pewniaka". Wiadomo, czego oczekiwać.
Okazuje się jednak, że nigdy nic nie wiadomo na pewno. Dowodem - wystawienie "Romea i Julii"' w Teatrze Domu Wojska. Trudno zaprzeczyć, że w widowisku tym nie było Szekspira, ale był to Szekspir z ery... postępu technicznego. Poezja, co prawda, miejscami kulała, ale za to technicznie osiągnęliśmy poziom bardzo wysoki. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że obok songów tu śpiewanych powinna znaleźć się jeszcze jedna piosenka, wykonywana przez cały zespół. Mianowicie: "Karuzela". Ale oczywiście to złośliwość. Bo przecież cóżby wtedy śpiewała Koterbska w filmie "Irena do domu"? Może więc raczej należałoby okrzesać w ruchach - scenę obrotową? Bo to jednak niemiły zgrzyt... w całym przedstawieniu.
Natomiast dużo lepiej wypadła "Komedia omyłek" w teatrze Ludowym na Pradze. Tu raczej omyłek (sensu stricto) nie było. Trzeba przy tym podkreślić inwencję teatru, który sięgnął po jedną z mniej znanych sztuk Szekspira. W Warszawie wystawiana była ona po raz pierwszy w... 1915 r. Te 41 lat nie mają tu zresztą znaczenia. Szekspir nie starzeje się... A publiczność wychodzi z teatru zadowolona.