W pokoju Krystiana Lupy
Krystian Lupa lubi przestrzenie zamknięte. "Rodzeństwo" rozgrywa się w pokoju stołowym zamożnej rodziny. Czasy świetności materialnej ma ona już za sobą. Tytułowe rodzeństwo to dwie siostry - aktorki i brat - filozof. Dene (Agnieszka Mandat) poświęciła swoje życie bratu. Ritter (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) kontestuje siostrę, brata, otaczającą rzeczywistość... Obie panie poznajemy przed obiadem, który mają zjeść po dłuższej przerwie z bratem (Piotr Skiba) w rodzinnym domu. Czas przygotowań pozwala nam się zorientować, jakie relacje łączą siostry - aktorki. Jedna gra przed drugą, zakładając co rusz to inną maskę. Te relacje będą się jeszcze bardziej komplikować, kiedy na scenie pojawi się brat - filozof, chory psychicznie(?).
Niezwykle ważnym sygnałem interpretacyjnym dla sztuki Bernharda wydaje się moment, kiedy Voss przywołuje największy fiord norweski Sogne, nad którym miał on swoją chatę. Ten interpretacyjny trop wiedzie nas ku dramatom Ibsena i Strindberga, u których pod płaszczem na pozór normalnych i statecznych rodzin kryły się tragedie. U Bernharda tylko na pozór wszystko wygląda normalnie. Bernhard nie uprawia jednak ibsenowskiego psychologizmu w teatrze. Pokazuje entropię współczesnego świata, mijanie się ludzi, niemożność wzajemnego porozumienia się i zrozumienia, inność. Tym bardziej Lupa nie ogranicza się do psychologizowania. Przeciwnie: traktuje sztukę Bernharda raczej jako sztukę autotematyczną, o teatrze i o tworzeniu, a dopiero na dalszym planie o więzach krwi i powinnościach z nich płynących.
"Rodzeństwo" urzeka logiką godną filozofa i aktorstwem. Małgorzta Hajewska-Krzysztofik, Agnieszka Mandat i Piotr Skiba są nadwornymi aktorami Lupy. On zdaje się nimi "grać" niczym maszynistka pisząca na maszynie do pisania bez jednego błędu. I ten pokój, który to już pokój Krystiana Lupy na scenie będący swego rodzaju światem całym?