Trans nocy letniej
Leszek Możdżer, Wojciech Kościelniak i Jarosław Staniek przygotowują w Teatrze Muzycznym trans-operę. Postanowiliśmy sprawdzić, co to znaczy.
Jarosław Staniek każdego ranka przypomina sobie ostatni sen. Tej nocy śnił mu się dziwny menuet. Po drodze do Teatru Muzycznego ustala poszczególne ruchy. Już wie, jak będzie wyglądał kolejny mały fragment przedstawienia. W teatrze trwa próba. Ludzie-drzewa wyginają się na wszystkie strony, jak gałęzie targane wiatrem. Dwaj identyczni jak dwie krople wody tancerze - niby sklonowani - po dwóch przeciwległych stronach sceny wykonują identyczne ruchy. Na środku tancerz i tancerka łączą się w dziwnym splocie - uścisku. Może się kochają, może walczą ze sobą? Niepokojąca transowa muzyka wypełnia salę teatru. Przecieram oczy. Czy to sen? Tak! A ściślej "Sen nocy letniej" - trans-opera którą w Teatrze Muzycznym w Gdyni przygotowują twórcy niedawnego sukcesu musicalu "Hair".
W sali teatru siedzą tancerze dobrze znani z przebojowych przedstawień, studenci przyteatralnego studium wokalno-aktorskiego, jest też wciśnięta w krzesło niepozorna Justyna Steczkowska, którą na pierwszy rzut oka można by pomylić z którąś ze studentek. Jest reżyser Wojciech Kościelniak i choreograf Jarosław Staniek.
Leszek Możdżer śpi
Zmęczony po całej nocy nagrywania singla, który zostanie dołączony do biletów na premierę. Niech śpi, może przyśni mu się coś, co potem zobaczymy na scenie? Do 27 października zostało trochę czasu, ale przygotowania idą pełną parą. Pod nieobecność Możdżera i jego zespołu, muzyka "leci" z taśmy, gdy tymczasem reżyser Wojciech Kościelniak "czyści" przedstawienie. "Czyści", czyli poprawia sceny, przekazuje aktorom uwagi, sugeruje, co zmienić. Wpatrzony w scenę i skupiony, jakby rozgrywał mecz szachowy. Ma tam jakieś czterdzieści pionków, z których każdy musi zagrać perfekcyjnie.
Kościelniak, Możdżer i Staniek spotkali się przy produkcji "Hair". Odnieśli wtedy ogromny sukces artystyczny i komercyjny, pomijając zarzuty posłów prawicy, którym nie podobało się przesłanie hipisowskiego musicalu. Teraz z Ameryki czasów wojny wietnamskiej przenieśli się do magicznego lasu, jaki William Szekspir stworzył w komedii "Sen nocy letniej". - Kochamy "Hair" i staram się, żeby nie zostać epigonem tego przedstawienia - mówi Kościelniak. - Są tacy ludzie, którym raz w życiu coś się udało i wspominają do 80. roku życia, tworząc legendę. Postanowiliśmy zmienić formę i temat i razem przeżyć coś nowego.
Kościelniak był inicjatorem wykorzystania sztuki stratfordczyka jako libretta nowego musicalu. - Chcieliśmy uciec od mielizn tekstowych - wyjaśnia reżyser.
- Amerykańskie musicale są często"harlequinami" w stylu: ja cię kocham, ty mnie nie. Szekspir pisze o miłości w sposób szlachetny, wielowarstwowy.
Musical miał też według słów reżysera uciec od amerykańskiego "piosenkarstwa". To zadanie spadło na barki Możdżera. - Leszek nie poszedł na łatwiznę - mówi młody tancerz Cezary Studnik. - Tekst jest trudny do wyśpiewania, zwłaszcza w scenach, w których jest mnóstwo ruchu. Wymaga to sporej kondycji.
Zagra jak we śnie
Z wysokiego poziomu trudności zadowolona jest jednak Justyna Steczkowska, która zagra w "Śnie": - Przecież Leszek nigdy nie szedł na łatwiznę. Rzeczywiście harmonia nie jest typowa, ale ja nie znoszę miałkich popowych piosenek, które wiem, jak się skończą, zanim usłyszę je do końca. Ta muzyka jest nieprzewidywalna i przez to fascynująca.
Muzyka rzeczywiście jest zaskakująca. Tworzy ją i trans, i rock, i jazzujący swing. To Możdżer zaraził Kościelniaka ideą transu. I Kościelniak zaczął się głowić, czym trans jest dla aktora. - W teatrze czechowowskim akcję sztuki można rozrysować jak sinusoidę z momentami kulminacyjnymi i spadkami napięcia - tłumaczy Kościelniak. - Tymczasem musical transowy ma się wznieść na pewien stały poziom i pozostać na nim do końca. Chciałem, aby publiczność weszła w stan, w którym czas przestaje płynąć.
Kościelniak musiał się też zastanowić o czym chce tym razem opowiedzieć. Dla niego ruch jest medium, szkieletem, na którym buduje się emocje i treści, komunikatem, który ma dotrzeć do widza.
Sen o miłości
Kościelniakowy "Sen nocy letniej" ma mówić przede wszystkim o miłości. - O tym, jak żyć we dwoje, żeby się nie pozabijać - tłumaczy reżyser. - "Hair" był o granicach wolności. Teraz zastanawiamy się nad byciem w społeczeństwie. Jak być częścią społeczeństwa poprzez uczenie się partnerstwa, poprzez bycie we dwoje? To tak, jakby ludzie z "Hair" dojrzeli, zdobyli mądrość i doświadczenie.
Poza tym Kościelniak wskazuje na inne wątki: życie i miłość jako zdarzenia wieczne, znaczenie snów, przeczuć, lęków i uniesień. Tymczasem choreograf ma własne problemy. Jak wytańczyć Szekspira? - Przenoszę na scenę logikę snu - mówi Jarosław Staniek. - We śnie nawet jak upadasz, to podłoże jest miękkie. Dlatego, gdy ktoś tu zaczyna tańczyć zbyt realistycznie, zbyt dosłownie, zmieniam to. Ten taniec ma swój klucz w podświadomości.
Staniek połączył taniec nowoczesny, elementy konwencji afro i swój własny styl, który nazywa "wolnym". Idę tropem muzyki - mówi. - Kiedy słyszę zaśpiew operowy, wprowadzam pozycje tańca klasycznego. Zastosowałem też zasadę kontrastów. Kiedy na pierwszym planie jest scena miłości, to z tyłu scena egzekucji.
- Tym razem nie mogę sobie pozwolić na własną interpretację, zmianę sytuacji, jak w "Hair" - mówi Cezary Studniak, który w "Hair" grał Bergera.
Justyna Steczkowska, która jako dziewczyna szamana, nie miała nigdy zaznać snu, a teraz znalazła się w samym jego centrum, chwali zespół Teatru Muzycznego: - To bardzo utalentowani ludzie. Na początku czuli się lekko onieśmieleni moją obecnością, ale przestali, kiedy okazało się, że jestem normalną dziewczyną, która kocha ich całym sercem i życzy im jak najlepiej.
Po półtorej godziny transowej ekstazy ludzie-drzewa nagle padają niby ścięci siekierą. Kończy się sen, otwieramy oczy. Możdżer w swoim łóżku też pewnie zaraz się obudzi. W dniu premiery wielu z nas będzie z pewnością żałowało, że to nie my gramy w trans-operze. Choćby tylko role drzew.