Artykuły

POLSKI OLD VIC i złe przygotowanie propagandowe

W dniu 10 bm. w jednym z najpo­ważniejszych dzienników angielskich "Manchester Guardian" ukazała się recenzja, której już tytuł jest zna­mienny "Polski Old Vic - nie zapo­wiedziany teatr w Scali":

"Podczas gdy nasz własny "Strafford and Avon" gra dla prezydenta Tato i dla Włochów krwawą sztukę "Tytus Andronicus" Polski Old Vic (najsłynniejszy teatr londyński) przybył niezapowiedzianie nie do Londynu i gra dla bardzo małej garstki publiczności w gmachu teatru Sca­la. Dwie sztuki są w programie: komedia, która przypomina Mariveaux albo Alfreda de Musset "Mąż i żona" oraz "Dom ko­biet", który z kolei przypomina "Bernar­dę Alba". Nawet ludzie którzy nie rozu­mieją ani słowa po polsku, bawią się do­skonale, szczególnie na sztuce "Mąż i żo­na" która nie jest trudniejsza do zrozu­mienia niż opera Mozarta grana w obcym języku. Bo przecież tapczan, który jest punktem centralnym tych czarujących de­koracji, zawsze przemawia językiem mię­dzynarodowym.

Czołowa artystka Janina Romanówna jest jakby połączeniem Edith Evans i Yvonne Printemps i w scenie, kiedy ja­ko dyskretnie niewierna żona robi zarzuty kochankowi, operuje swoim głosem tak, jakby śpiewała różne arie.

Wołłejko jako Dandys, którego jednako­wo interesuje krój jego spodni, jak i in­ne sprawy, jest wiernym obrazem pewne­go typu. Milecki jako mąż, któremu przy­pada rola udzielania kochankowi swej żo­ny lekcji o uwodzeniu, wygląda zupełnie jak mistrz Rochester. To wszystko jest bardzo zabawne, ale należy się dziwić, dla­czego taki artyzm dotarł tutaj tak mało zapowiadany w prasie, podczas gdy wy­stępy moskiewskiego teatru zaczynają się natychmiast czarnym rynkiem biletów, tak, jak to było w wypadku Teatru Wiel­kiego".

Istotnie opinia tutejsza zarówno an­gielska, jak i polska zupełnie nie by­ła poinformowana o charakterze i wartości artystycznej teatru, który po raz pierwszy przybył do Londynu na gościnne występy. W rozmowach krytycy-angielscy podnoszą, że zu­pełnie inaczej przygotowano wystę­py "Mazowsza" oraz teatru żydow­skiego.

Przyjazdu Teatru Polskiego nie po­przedziły szersze informacje w pra­sie. Toteż występ jego tutaj był pew­nego rodzaju zaskoczeniem opinii pu­blicznej. Dopiero teraz po pierwszych przedstawieniach krytycy angielscy odkrywają jego wartość i oceniają go wyjątkowo wysoko. Tymczasem w skromnej mierze wpływa to na frek­wencję.

Podczas trzech dni świąt, tj. w so­botę, niedzielę i poniedziałek (week­end i Zielone Świątki), teatr dał aż 6 przedstawień, przy sali zapełnionej w jednej trzeciej. W tym stanie rzeczy można więc mówić na razie o niewąt­pliwym wielkim sukcesie artystycznym, ale o znikomym sukcesie kaso­wym.

Zagadnienie organizacji wyjazdów, od dawna u nas dyskutowane, wobec tego wydarzenia, staje się zagadnie­niem palącym. Bez umiejętności or­ganizacyjnych tych wyjazdów sztu­ka polska za granicą nie zdobędzie nigdy tego powodzenia, na jakie dzię­ki swej dojrzałości zasługuje.

Członkowie obu obsad wykazują niezmiennie godną pochwały dyscy­plinę artystyczną. Oba przedstawie­nia zyskują z dnia na dzień na swo­bodzie i żywości. Na ogół koledzy obu zespołów pomagają sobie wzajemnie, służąc w czasie przedstawie­nia przyjazną pomocą. Okazało się np. już po przyjeździe, że na miejscu nie można znaleźć chętnych do ode­grania malutkich rólek kamerdyne­rów w "Mężu i żonie". W ostatniej chwili na próbie w dniu premiery ro­lę tę zgodzili się objąć znakomity sufler Teatru Polskiego Henryk Filipowicz oraz wicedyrektor Teatru Pol­skiego Harry Anders.

We wtorek, 11 bm. odbyło się w godzinach popołudniowych w naszej ambasadzie przyjęcie dla całego zes­połu Teatru Polskiego, na którym obecni byli również krytycy angielscy i dość znaczna liczba Polaków stale zamieszkałych w Londynie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji