Artykuły

Kresy

Nie te polskie wyłącznie, z Wil­nem i Lwowem w tle, obrosłe resentymentami. Tu chodzi o kresy cywilizacyjne i kulturowe. Też nasze, bo to my rozpięci jesteśmy, jak nikt inny. pomiędzy Wscho­dem a Zachodem. Pomiędzy Bi­zancjum a Rzymem, Europą a prawie Europą, jak elegancko przyznają Europejczycy zza Re­nu.

No więc kresy. Granice kultur, doznań, ich odmienności zamk­nięte w dwa odrębne ryty. Z inny­mi strukturami emocji i sztuki.

Ośrodek Praktyk Teatralnych spod Lublina, sławne Gardzienice Włodzimierza Staniewskiego, teatr ekologiczny, jak to się dziś chętnie etykietuje, zamknęły oto Spotkania Warszawskie przedsta­wieniem, które mogłoby się nazy­wać tak właśnie - Kresy. A nazy­wało się podwójnie, jak i jest pod­wójne, nawet w dwu różnych salach grane. Znane już sprzed ro­ku studium zniszczenia (zruszczonej duszy, jak twierdził Mickie­wicz?) i prawosławnej, by tak rzec, mentalności - "Żywot protopopa Awwakuma". Oraz ostatnia premiera, ukończona w paździer­niku - "Carmina burana". Rzecz korzeniach kultury zachodnio­europejskiej. Legendy o Izoldach i królu Arturze, śpiewy łacińskie, staroangielskie - walijskie? - Starohiszpańskie średniowiecze jak żywe, z całą bujnością i umiłowa­niem wolności.

Oba spektakle pokazywane razem z małą przerwą na herbatę, którą Gardzienice częstowały wi­dzów Spotkań, dają ramy nasze­mu życiu tu i teraz i przedtem, ok­reślają nas, chcemy czy nie, stano­wiąc - oba - naszą tradycję z marzeń, dążeń i odniesień.

Oba piękne, zrozumiałe, szale­nie zmysłowe, niezwykle bogate muzycznie i rytmicznie. Działają­ce na widza bardzo bezpośrednio, dające mu barwę i nastrój tema­tu, który jest przedmiotem reflek­sji Gardzienic.

Bo to są zawsze refleksje bar­dzo serio i na tematy serio. Choćby i pokazywane w rodzimej, his­torycznej już stodole, wiejskiemu, niby nie przygotowanemu, widzo­wi.

Tym razem tematem są te klam­ry kulturowe, wschodnio-zachodnie, tak istotne dla nas i tak nas często dojmująco ściskające.

W "Żywocie, protopopa Awwakuma" pojawia się coś, co można uznać za formułę zniewolenia, w "Carmina burana" - przeciwnie, wszystko śpiewa o miłości i du­mie.

Teatr, ale nie wypracowany, nie rzemiosło, raczej psychodrama, raczej wspólnota narzuconych emocji.

Ta zachodnia "Carmina burana" przynosi idealny stop muzyki, śpiewu, ruchu. Ale szyfruje głęb­sze znaczenia. One są - znaki, alu­zje, kody kulturowe. Z Europy, a jakże. Triumfalnie obrazoburcze, radosne i tragiczne jedno­cześnie.

Takiego teatru właściwie nie powinno się analizować.

Albo może - tylko taki powinno się analizować? W każdym razie - działa inaczej niż teatr, do jakie­go przywykliśmy. To jest nie tyle do oglądania, co do, bo ja wiem, tworzenia wspólnie jakichś no­wych wartości kultury.

Spore słowa. Ale powody do nich są.

Aktorzy Gardzienic to grupa, komuna, wspólnota właśnie. Sku­piona wokół Włodziemirza Sta­niewskiego, który ich uczy, który im matkuje i ojcuje, który ich wyprowadził ze wsi podlubelskiej na szeroki świat. Jeżdżą dziś na rozmaite staże, są obiektem zaz­drości i podziwu, płaci się za ich oglądanie ciężkie dolary.

Nazwano te ich ćwiczenia prak­tykami.

Dobra nazwa. Praktykują teatr naturalny, a wychodzą od mitu i pieśni, właściwie zawsze budu­ją operę mityczną. Operę o nad­zwyczajnie ekspresyjnym, wy­gimnastykowanym i elastycz­nym ruchowo aktorstwie, wedle scenariuszy zawsze luźnych, składających się z epizodów następujących po sobie w po­rządku dowolnych asocjacji.

Dwa przedstawienia pokazy­wane w Zamku Ujazdowskim, w dwu salach tego Zamku, odwo­łały się do początków duchowej Europy. Dokładnie tego samego dnia. kiedy po raz pierwszy dawa­ły Gardzienice na Spotkaniach swoje spektakle - prezydent był w Radzie Europy, w Strasburgu, gdzie poczynił Zachodowi pewne wyrzuty.

Oczywiście, przypadek. Ale znamienny.

I dobrze, że się zdarzył. Pokaz teatru z Gardzienic - ten szczegól­nie - był najlepszym finalnym akordem Spotkań.

A o samych Spotkaniach war­to powiedzieć trzy rzeczy - odby­ły się dzięki energii entuzjastów, czyli: można! Udowodniły, że są potrzebne i jeszcze jak, głosowa­no nogami. Pokazały, że jeszcze mamy teatr na miarę marzeń, choć z całej Polski takiej klasy przedstawień dało się wybrać raptem cztery. Ale to też jest fakt i jako taki, wart uczciwego się z nim oswojenia.

Oby XXII, za rok, były równie satysfakcjonujące. I życzę sobie na finał nowej premiery Staniewskiego w Gardzienicach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji