Artykuły

"Moja Nina" Moniki Mariotti na festiwalu United Solo Europe

"Moja Nina" w wykonaniu Moniki Mariotti w Teatrze Polonia na festiwalu United Solo Europe. Pisze Krzysztof Stopczyk na kulturalnie.waw.pl.

Trzeciego dnia Solo Europian Festival, prezentowany był polski rodzynek w tym doborowym gronie, czyli "Moja Nina" w wykonaniu Moniki Mariotti. Przed rozpoczęciem było trochę sportowych emocji, w stylu "jak wypadniemy w konfrontacji z najlepszymi?" Otóż wypadliśmy bardzo dobrze!

Znowu potwierdziła się oczywista prawda, jakim wspaniałym pomysłem są takie festiwalowe spotkania. Niby wszystkie dotychczasowe spektakle były monodramami. A jednak różniły się zdecydowanie, w sposobie przekazu.

Pierwszego dnia scenografia była dosyć rozbudowana, a artystka na scenie sama. Drugiego - scenografii właściwie nie było, za to aktor miał pomocnika (akustyka, akompaniatora, maszynistę (w rozumieniu teatralnym, a nie nomenklatury kolejowej).

Środowy spektakl był najbardziej "rozbudowany". Na scenie cały czas przebywały 4 osoby: Monika Mariotti z trzema muzykami, którzy w trakcie spektaklu mieli również zadania aktorskie. Dodatkowo, w przedstawieniu uczestniczyła pani garderobiana, pomagająca aktorce w kilku przebiórkach, a każda z nich była oddzielną etiudą. Czyli: monodram 5 osobowy.

To samo dotyczyło scenografii, która z dotychczasowych przedstawień, była zdecydowanie najbardziej rozbudowana. Jej autorka - Katarzyna Adamczyk - zaproponowała rozwiązanie efektowne i efektywne. Poszczególne elementy były bardzo funkcjonalnie usytuowane i umożliwiały rozgrywanie akcji w sposób przejrzysty, np. stojąca z boku na proscenium toaletka z lustrem. Na scenie zwracało uwagę ogromne koło z żarówkami, które w dalszej części okazało się ekranem kinowym, a nawet monitorem podłączonym do kamery. To multi koło zdecydowanie dominowało w przestrzeni sceny, która dodatkowo wypełniona była sprzętem muzycznym.

Dzięki takiej rozbudowanej scenografii, Monice Mariotti do grania pozostało proscenium i schodki na scenę, czyli przestrzeń najbliższa publiczności. To z kolei powodowało, że widz nie miał wrażenia uczestniczenia w dużej produkcji teatralnej, tylko w kameralnym monodramie. Było to również zasługą znakomicie ustawionych świateł, ale ten element jest już dzisiaj właściwie standardem.

Te wszystkie elementy są oczywiście ważne i "czynią melodię" ale wiadomo, że w teatrze najważniejszy jest aktor. Tego czwartkowego wieczoru sukces Moniki Mariotti był pełny! Chociaż na początku sprawiała wrażenie troszeczkę spiętej, jednak szybko wyluzowała się i dała pokaż swoich zdolności aktorskich. A ponieważ tytułowa bohaterką wieczoru była słynna murzyńska piosenkarka - Nina Simone - więc Monika Mariotti (pół krwi Włoszka, pół krwi Polka), musiała zmierzyć się oprócz transformacji fizycznej, z niesamowicie trudnym zadaniem - śpiewem na żywo! A to jest jedno z najtrudniejszych zadań aktorskich. Mariotti zadziwiła swoimi zdolnościami wokalnymi. Przypuszczam, że nawet profesjonalni krytycy muzyczni nie mieliby jej nic do zarzucenia.

Twórcy monodramu wpadli na bardzo sprytny pomysł, w jaki sposób pokazać raz murzyńską wokalistkę, a za chwilę jej białą wielbicielkę. Rozwiązanie jest tyleż sprytne, co i pomysłowe: w fantazyjnej peruce na głowie - Nina Simone; bez peruki - Monika Mariotti. Te zmiany fryzury, też były zresztą ogrywane.

Oczywiście transformacja nie polegała tylko na włożeniu, bądź zdjęciu peruki. Mariotti bardzo sprawnie wcielała się raz w narratorkę czyli siebie), raz w swoją bohaterkę (czyli Ninę Simone), zmieniając sposób poruszania się, gestykulację, sposób mówienia. Jednak było to robione z umiarem, bez przesady, raczej naszkicowanie, niż naśladowanie. W jednym i drugim wcieleniu, była bardzo naturalna, co szczególnie w przypadku grania Niny Simone, jest godne pochwały. Moriatti ma ogromną łatwość prowadzenia rozmowy i gdy była "sobą", dialogowała cały czas z publicznością, zwracają się do niej w pierwszej osobie i "zaczepiając" poszczególne osoby. Ten trick prawie zawsze jest skuteczny i tego wieczoru też był! Właściwie od samego początku nawiązany został kontakt: Moriatti - widownia.

A o tym jak jest to ważne, a właściwie niezbędne, mówiła Fiona Shaw w czasie swojej prelekcji dwa dnia wcześniej. Moriatti udało się to, a efekty były znakomite, widać było, że reakcje publiczności "niosą" aktorkę.

Z czwartkowego wieczoru szczególnie powinna być zadowolona dyrekcja Teatru Syrena, bo spektakl Moja Nina jest w repertuarze tego teatru. Ryzyko wydawało się więc spore ale najwyraźniej panowie Malajkat (dyr. artystyczny) i Biegaj (dyr. naczelny), dobrze wiedzieli co robią. Polski spektakl w tym znakomitym towarzystwie wypadł bardzo dobrze!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji