Artykuły

Ani śmiesznie, ani strasznie

Trudno nie zaprotestować po obejrzeniu "Naprawiacza Świata" - nie do takiego Bernharda przyzwyczajona jest krakowska publiczność po "Kalkwerku" i "Rodzeństwie" Krystiana Lupy.

Zestawienie jego spektakli z najnowszą produk­cją Starego Teatru wydaje się niestosowne i z góry przesądza o porażce Piskorza-reżysera, który gra w przedstawieniu także rolę tytułową.

Dwa groteskowe monstra umieszczone w ascetycznej izolatce wprowadzają widzów w chory świat wzajemnej zależności, lęków i ob­sesji: z głośnika płyną pomrukiwania i postękiwa­nia jakiegoś muzycznego grafomana. W trakcie monologów Naprawiacza Świata Kobieta (Agnieszka Mandat) wnosi i zno­si ze sceny rekwizyty, których pojawienie się ustanawia początek sytuacji scenicznych - mycia nóg, czesania, wkładania garnituru przez bohatera. Sło­wa, tak ważne w teatrze Bernharda, wypowiadane przez Piskorza brzmią tyl­ko zabawnie - nie ma w nich grozy, lęku, szaleństwa. W "Naprawiaczu Świa­ta" miejsce tragizmu zajęła karykatura, która w dodatku nikogo ani nie prze­raża, ani nie śmieszy. Reżyser potraktował monotonię i jednostajny rytm utworu niemal dosłownie, co powoduje narastanie scenicznej nudy.

Sztuka Bernharda w reżyserii Piskorza to sztuka łatwa (łatwiej prze­rysować niż zaakcentować subtelności tekstu), lekka (po spektaklu od razu zapomina się o tym, co oglądało), ale nie jest ani przez minutę przyjemna. Skoro Stary Teatr nie skąpi pieniędzy na takie przedsięwzięcia artystyczne, to może mógłby zatroszczyć się także o wygodniejsze fotele na widowni Nowej Sceny. Ból duszy i ból... to stanowczo za wie­le jak na jedną wrażliwą recenzentkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji