Artykuły

Skandalista Malta Festival

Możemy robić dobrą minę do złej gry, przypominać, że na Malcie oprócz spektaklu Rodriga Garcii zaplanowano w tym roku kilkaset innych wydarzeń, które wszak się odbyły, i wyczekiwać pozytywnych efektów, jakie być może przyniesie w przyszłości ogólnopolska debata o wolności słowa. Poznański niechlubny incydent bez wątpienia tę debatę rozpętał - pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

- Każdy ma tyle wolności, ile sobie weźmie - mówił Jacek Żakowski podczas piątkowej debaty na placu Wolności. Dyskutowano o sprawie odwołania spektaklu "Golgota Picnic", która w tym roku zdecydowanie zdetronizowała inne festiwalowe wydarzenia.

Możemy robić dobrą minę do złej gry, przypominać, że na Malcie oprócz spektaklu Rodriga Garcii zaplanowano w tym roku kilkaset innych wydarzeń, które wszak się odbyły, i wyczekiwać pozytywnych efektów, jakie być może przyniesie w przyszłości ogólnopolska debata o wolności słowa. Poznański niechlubny incydent bez wątpienia tę debatę rozpętał.

Nie zmienia to jednak faktu, że wielu z nas z tym, co się stało, czuje się fatalnie: jak banda nieodpowiedzialnych dzieci, za które ważną decyzję podjąć musiał ktoś inny. W świat poszedł komunikat: w pruskiej twierdzy Poznań, mieście zasłoniętych firanek, gdzie wszyscy mężczyźni chadzają wieczorami do klubu Cocomo, a potem wskakują w laczki i dres, panuje dziś artystyczna cenzura.

Nieważne, że powyższe zdanie naszpikowane jest stereotypami jak wielkanocna babka bakaliami. Ważne, że w ostatnich dniach podobne opinie o Poznaniu i jego mieszkańcach powtarzano nieraz. I że jakoś ciężko było wyciągnąć z rękawa kontrargumenty, zwłaszcza te dotyczące artystycznej cenzury.

Stereotypów wokół "Golgoty..." narosło zresztą więcej. Protestujący z tubą pielgrzymkową i transparentami seniorzy, wymachujący różańcem niczym kowboje liną na Dzikim Zachodzie, to zdecydowanie nie jest pełen obraz środowiska polskich katolików. Nie wszyscy katolicy planowali zresztą ten spektakl zbojkotować. Wielu z nich wzięło udział w piątkowym czytaniu tekstu ocenzurowanej sztuki przy fontannie Wolności.

Kolejny stereotyp, z którym długo będziemy się jeszcze mierzyć, to: "przeciętny poznaniak podziela poglądy Ryszarda Grobelnego". - Ktoś go przecież, do licha, wybrał i to już po raz czwarty! - przekonują głosiciele tej teorii. Tymczasem z groteskowymi wypowiedziami prezydenta nie zgadza się wielu poznaniaków. I było to widać wyraźnie podczas piątkowej debaty. Ryszard Grobelny, na tle gwizdów, przekonywał m.in., że z tymi, którzy grożą, powinno się rozmawiać, zamiast zasłaniać się policją (nie wyjaśnił tylko, jak rozmawiać z tymi, którzy grożą anonimowo i po co nam w takim razie policja). Kilka dni wcześniej prezydent skompromitował się stwierdzeniem, że "Golgota Picnic" nie powinna znaleźć się w ogóle w programie Malty.

Podążając za tym tokiem rozumowania, zgodnie z którym sztuka nie może nikogo obrażać, warto zadać sobie pytanie: co jeszcze w programie tegorocznej Malty nie powinno było się znaleźć? Może warto było zabronić np. wystawy "Całuny" Kolumbijki Eriki Diettes? Płachty z wydrukowanymi twarzami kobiet, które podczas wojny w Kolumbii straciły w strasznych okolicznościach swoich bliskich, zawisły wszak w kościele - u oo. Jezuitów. Na niektórych ujęciach rozpacz i smutek tych kobiet mieszały się z ekstazą. A ekstaza, jak wiadomo, różnie może się widzowi kojarzyć...

Z programu Malty prewencyjnie warto było też usunąć (przedtem głośno oprotestowawszy) "Króla Leara" [na zdjęciu], podczas którego doszło do zabrudzenia podłogi w Sali Wielkiej CK Zamek. Aktorzy, opowiadając nam o upadku międzyludzkich relacji, czyli swoistym końcu świata, w którym wszyscy uczestniczymy, obrzucali się jedzeniem, soczyście przy tym klnąc. Na tym nie koniec skandalu: ubrali też w purpurowy kubrak wyraźnie zdezorientowanego żywego labradora!

Idźmy dalej: podczas spektaklu "Woe" Edit Kaldor troje nastolatków (którzy przyjechali tu - o zgrozo! - z liberalnej Holandii) opowiadało o swoim dzieciństwie, z którego wyszli z traumą odrzucenia. - Nie wyobrażam sobie, bym miała siłę na wychowywanie dziecka - wyznała młoda aktorka. Temu stwierdzeniu, wyraźnie godzącemu w różowy mit prokreacji, również trzeba było się stanowczo przeciwstawić. Podobnie jak hasłom wygłaszanym na placu Wolności przez matki grające w spektaklu "Mama Perform". Mówiły, że kochają swoje dzieci, że lubią być matkami, ale przyznały też, że czasem mają dość, że są zmęczone, a tak w ogóle to skończył im się krem i popuszczają mocz. Nie trzeba być ojcem Tadeuszem Rydzykiem, by dopatrzyć się w takim widowisku świadomego deptania świętości wizerunku matki Polki...

Sztuka to pewna umowność i każdy widzi w niej to, co chce zobaczyć. Niektórzy politycy w obliczu zbliżających się wyborów dostrzegli w spektaklu "Golgota Picnic" szansę, by zadowolić swych potencjalnych wyborców krucjatą w obronie rzekomo zagrożonych wartości chrześcijańskich.

Gdyby nie ta cała afera, spektakl Garcii byłby po prostu jednym z mocniejszych punktów programu tegorocznego festiwalu. Stało się inaczej: wystąpił w roli igrzysk dla ludu spragnionego krwi. Tego tu jeszcze nie grali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji