Artykuły

Odległe galaktyki

"Siostry Parry" w reż. Piotra Szalszy w Impresaryjnym Teatrze Muzycznym w Toruniu i "Bóg mordu" w reż. Bożeny Suchockiej w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Kujawsko-Pomorski Teatr Muzyczny - najmłodsza instytucja kultury w Toruniu - zadebiutowała w czerwcu pokazem "Sióstr Parry" w reżyserii Piotra Szalszy. Czy Teatrowi Horzycy wyrosła konkurencja?

Szalsza po raz czwarty przygotował spektakl na podstawie sztuki Michaeli Ronzoni. "Siostry Parry" widziała już publiczność w Krakowie, Tel Awiwie i Rzeszowie. Fabuła powstała na motywach prawdziwej historii sióstr Clary i Minnie Bagelman, które zdobyły sławę dzięki błyskotliwemu łączeniu muzyki klezmerskiej i jazzu. Toruńskie przedstawienie opowiada o młodych Żydówkach, które w latach 20. uciekają z małego miasteczka w Galicji, aby szukać szczęścia w Nowym Jorku. Akcję napędzają piosenki w języku polskim, jidysz i angielskim.

Nie jest to dobre przedstawienie. Powstaje wrażenie, że fabuła służy jedynie za pretekst do kolejnych piosenek. Spektakl zaledwie wprowadza nas w świat ponurej emigracji zarobkowej i show-biznesu pełnego bezwzględnych impresariów. Mamy zdecydowanie za mało czasu, aby utożsamić się z problemami bohaterów. W tekście pojawiają się rażące błędy językowe.

"Siostry Parry" nawiązują do świata ulicznych klezmerów, a jednocześnie przez większość spektaklu muzycy ukrywają się za dekoracjami. Cały urok kultury klezmerskiej polegał na tym, że rodziła się w ciężkich warunkach ulicy, gdzie kontakt wykonawcy z widzem był bliski, intensywny i czasami niebezpieczny. Po co w takim razie realizatorzy zdecydowali się na konwencję koncertu na żywo?

Spektakl nie daje nam także posmakować blichtru Nowego Jorku sprzed wielkiego kryzysu. Aby pokazać najbardziej zepsute miasto świata, reżyser posłużył się tanimi efektami. Gdy bohaterki lądują na Ellis Island, gdzie amerykańskie władze przyjmowały emigrantów, po raz pierwszy widzą monumentalną panoramę Nowego Jorku. Jak oddał to reżyser? Na aktorki pada potężna seria świateł ze stroboskopu.

Wielkie brawa należą się muzykom, których nazwiska nie znalazły się na plakatach i materiałach promocyjnych spektaklu. "Avinu Malkeinu" - wielka litania "Mój ojcze, mój królu" - brzmi tak, jakby świat klezmerski zderzył się z estetyką nowoczesnego jazzu. Dobre wrażenie po sobie pozostawiły także Małgorzata Jakubiec-Hauke i Agnieszka Płoszajska, które wcieliły się w role sióstr Parry.

Szalsza niczego nas nie nauczył, przed niczym nie ostrzegł. Jego przedstawienie ma bawić - trafi na pewno do tych, którzy wybrali się do Teatru Muzycznego w poszukiwaniu doskonale znanych szlagierów. Ci, którzy domagają się nieco więcej od sztuki, poczują się zawiedzeni.

Z zupełnie innego świata pochodzi ostatnia propozycja Teatru Horzycy - "Bóg mordu" [na zdjęciu] Yasminy Rezy w reżyserii Bożeny Suchockiej. To lektura obowiązkowa dla tych, którzy od teatru oczekują zarazem rozrywki i intelektualnych uniesień. O czym opowiada sztuka? Dwa małżeństwa spotykają się z powodu bójki ich synów. Chcą taktownie i kulturalnie wyjaśnić nieprzyjemną sytuację. Niewinne spotkanie przeradza się w konflikt.

Przedstawienie, które opiera się na słowie, nie wybacza słabości. Wystarczy, żeby jeden z elementów takiego spektaklu okazał się słaby, a misternie konstruowana całość się zawali. "Bóg mordu" jest spektaklem perfekcyjnie zrytmizowanym. Jego wewnętrzna dynamika pochodzi z wielkości aktorów. Małgorzata Abramowicz, Maria Kierzkowska, Jarosław Felczykowski i Paweł Kowalski zagrali z brawurą, błyskotliwie i na pełnym luzie. Na naszych oczach na małej scenie rozkwita wielkie widowisko. Każda z postaci przechodzi rewolucję, a jedna kąśliwa uwaga rzucona niedbale przez ramię osiąga temperaturę eksplozji nuklearnej.

To bardzo mądry spektakl. Bóg mordu odżywa w nas, kiedy pojawiamy się w grupie. Wnikamy w sieć wzajemnych zależności i od razu chcemy wpływać na to, jak wygląda w niej dystrybucja dóbr i władzy. Walczymy o to, aby nasze było na wierzchu - dyskusja nie służy prawdzie, ale temu, żeby publika przyznała nam rację. To walka wyniszczająca i bezsensowna Postaci w "Bogu mordu" prowadzą ze sobą wojnę - najpierw na sugestie, niedomówienia i drobne złośliwości, a gdy konflikt się zaostrza, w ruch idą mocniejsze argumenty.

Teatr Muzyczny i Teatr Horzycy - dwie odległe galaktyki. Grupa z castingu i doskonale zgrana drużyna. Sztuka, która daje zapomnienie i ucieczkę, ale jest jedynie ornamentem. I sztuka, pod której obronę można się uciec, bo daje naukę, pokutę i rozgrzeszenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji