Artykuły

Spektakl o złych relacajch rodziców z dziećmi

A jaka jest nasza rodzina? Jak ta z reklamy margaryny czy z tej o za słonej zupie? Zastanawiali się widzowie po premierze "DZIKICH ŁABĘDZIeci". Najnowszy spektakl Pleciugi oglądać powinny wspólnie nastolatki z rodzicami - pisze Monika Adamowska w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Sobotnia premiera była zwieńczeniem projektu "Andersen - twórca baśniowej wyobraźni Europy". Teatr Pleciuga przygotował go z partnerami z Polski, Danii i Niemiec. Od 16 do 19 listopada w Szczecinie odbywały się m.in.: sesja naukowa o twórczości duńskiego pisarza i warsztaty artystyczne dla dzieci. W sobotę była parada postaci z jego baśni. Na paradzie i premierze zjawili się partnerzy Pleciugi i ich goście. Np. Andrea Reincke z Pasewalku przyjechała z piątką dzieci, które uczą się polskiego i brały udział w projekcie.

Nowość w repertuarze Pleciugi, choć wychodzi od Andersenowskiej baśni, to jednak nie jest tylko jej interpretacją. Pełno tu rozmaitych wątków i nawiązań. W efekcie Marek Ciunel, reżyser i (razem z Violą Bogorodź) autor scenariusza, daje nam lustro, w którym zobaczyć się może niestety niejedna rodzina.

L.Iza (Maria Dąbrowska) to córka Pani L. (Danuta Kamińska), fryzjerki, która "grzebyczkiem" i "szamponikiem" robi "kochaniutkim" klientkom "trwalutkę". Odzianemu w pulowerek Ojcu (Janusz Słomiński) z reklamowymi sloganami serwuje na śniadanko płatki pełne słońca oraz cukier z najlepszych polskich produktów. Kłopot ma tylko z równie pięknym podaniem łyżki, która dotąd nie miała jeszcze spektakularnej kampanii reklamowej. L.Iza początkowo nawet chce rozmawiać z rodzicami, którzy jednak ucinają: - Wiemy, że jesteś szczęśliwa. Nie musisz nam o tym mówić.

Kiedy L.Iza sprawia kłopoty, oddają ją pod opiekę specjalistów z Domu Przyjaciół Dziecka Twego.

Pierwszy akt to raczej klip, sztuka multimedialna niż teatr - co dorośli widzowie mogą mieć za złe, ale dla młodzieży będzie raczej atutem. Sny, za które trzeba regularnie płacić abonament, kontroluje w specjalnym urządzeniu hipnodromie Władca Snów (Przemysław Żychowski). Państwo L. żyją tylko we śnie, bo na jawie nie ma na to czasu. Muszą zarabiać na jeszcze lepsze sny i wciąż nowsze modele hipnodromu.

Fundamentalne pytanie zadaje L.Izie Teacher (Dariusz Kamiński): Are your parents your friends? Czy twoi rodzice są twoimi przyjaciółmi? Tak czy nie?

L.Iza nie może odpowiedzieć "tak". Dlatego rusza w drogę, na której napotka inne dzieci z takich samych rodzin. To podróż przez osamotnienie, molestowanie, bicie. Przez manipulacje poczuciem winy: "Czy naprawdę jest ci tak źle wśród najbliższych? Czy naprawdę myślisz, że mogliby zrobić ci krzywdę?"

Później może już tylko próbować zapomnieć.

- Jeszcze nigdy nie byłam na takim spektaklu. Bardzo nowoczesny - mówiła w przerwie po niezwykle dynamicznym pierwszym akcie 15-letnia Dominika. Przyszła do teatru z koleżanką Patrycją, bo rodzice nie mieli akurat czasu. - Ale przyciągnę ich tu, powinni to zobaczyć - zapowiedziała.

Patrycja, jej rówieśnica stwierdziła: - Tu widać, jak sprzeczne są interesy dzieci i rodziców. Oni chcą dla nas jak najlepiej, tylko że my chcemy innego "lepiej", bo my mamy własną wolę.

11-letni Gustaw po spektaklu opowiadał: - Spierałem się z rodzicami o telewizję. Gdyby mi pozwolili, oglądałbym ją bez przerwy. Miałem wizję idealnej rodziny, jak z reklamy margaryny. Tu zobaczyłem jak telewizja ogłupia.

Natomiast pani Anna, mama Gustawa zdecydowała, że w domu porozmawiają o systemie kar: - Nie bijemy syna, ale czasem wyznaczamy mu różne kary. Teraz zastanawiam się, czy to, co nam wydaje się nienaruszającym jego godności, jednak takim nie jest. Bo przecież granica między karą a cierpieniem jest cienka.

Niektórzy dorośli zastanawiali się, czy nastolatki nie wyjdą ze sztuki z wrażeniem, że tu i teraz może być tylko źle, a dobrze tylko potem: - To byłby niebezpieczne w wieku magicznym, kiedy tyle rozmyśla się o śmierci - powtarzali. - Dlatego koniecznie rodzice powinni tu być z nimi.

Spektakl reklamowany jest jako dozwolony od lat 12. Dr Anna Kapuścińska z US, która brała udział w projekcie (Uniwersytet też był partnerem) mówi: - Myślę, że mogą go obejrzeć nawet 11-latkowie, ale tacy, z którymi rodzice dużo rozmawiają. Bo nawet 13-14-latkowie osamotnieni dojść tu mogą do gorzkich wniosków. Rodzice nie powinni wysyłać ich samych. Muszą tu być razem.

Widzowie dostali też ankietę, na podstawie której mogą zbadać, czy to spektakl dla nich, czy o nich.

Z popremierowych kuluarowych dyskusji można było wnioskować, że ta prowokacja do rozmowy rzeczywiście sprowokowała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji