Trojanki
Zaledwie parę miesięcy temu odbyła się w Starym Teatrze premiera "Orestei" Ajschylosa, a oto w miniaturze swoista replika komentarz, czy jak kto woli - suplement do tego spektaklu. Krótki, skromny, ale bardzo wyrazisty.
Zwycięski powrót z długoletniej wojny trojańskiej Agamemnona, który dla jego rodaków jest Wielkim Wodzem i podziwianym bohaterem, (to u Ajschylosa), zaś dla Trojanek - haniebnym i godnym kary nikczemnikiem (to u Eurypidesa), rozpoczyna "Oresteję" i jednocześnie stanowi istotny element akcji "Trojanek". Ów suplement zmusza do myśli o tym, jak względne jest zwycięstwo i wielkość zwycięzcy i jak trudno złamać hardość i honor pokonanego. Jak różnią się od siebie dwa końce przysłowiowego kija: jak trudno o obiektywność w opisie historycznym.
"Trojanki" same dla siebie, już bez kontekstów i wiązania z innym spektaklem, są przejmującym obrazem cierpienia. Mieszkanki pokonanej Troi opłakują swój los. Przy tym straciwszy wszystko, bronią zajadle swojej godności. Wierzą bowiem, że prawdziwa przegrana i prawdziwa niewola zaczyna się upokorzeniem.
Koncentracja skulonych w półmroku aktorek, improwizowane monotonne zawodzenie, postukiwanie z namysłem kamieniem o kamień, pozwala domyślać się, że reżyserka Aleksandra Domańska planowała nawiązać w przedstawieniu tragedii Eurypidesa do formy pierwotnego obrzędu. Efektu tego nie udało się jednak osiągnąć i obrzędowość "Trojanek" sprowadza się do wspomnianych wcześniej, szczątkowych elementów, nie mających w gruncie rzeczy większego wpływu na ostateczny charakter całości.
Troja w spektaklu, przygotowanym przez A. Domańską, przypomina sugestywnie (duża w tym zasługa scenografki Katarzyny Żygulskiej), dogorywające ognisko, po którego spopielałych głowniach i szarym pyle, pełzają gasnące iskry. Co jakiś czas któraś z iskier błyska resztką mocy, jarzy się przez moment i gaśnie. Tak też pełzają w popiele zniszczonego miasta Trojanki: czasem któraś wybucha krzykiem, płaczem i - cichnie równie nagle, jak nagle rozpoczęła swój lament.
Spektakl jest niezły dzięki kilku dobrym rolom, wśród nich najlepsza to Aldona Grochal: gwałtowna, żarliwa, wspaniała Kassandra (w tym przypadku porównanie do rozżarzonej iskry w szarym popiele wydaje się szczególnie właściwe). Chwalę także Halinę Gryglaszewską - dostojną i wielką przez swą godność królową Hekubę, Halinę Wyrodek - dramatycznym i mocnym głosem komentującą akcję Przodownicę Chóru, i Pawła Sanakiewicza - silącego się na stanowczość i bezwzględność Greka Taltybiosa, lecz unikającego bliższego kontaktu z dumnymi Trojankami...