Artykuły

Piaf, Brel i inni

"Pod niebem Paryża w Café Sax" w reż. Doroty Furman w Teatrze Dramatycznym w Elblągu. Pisze Piotr Derlukiewicz w Elbląskiej Gazecie Internetowej PortEL.pl.

Wysłuchaliśmy 22 dobrze zaśpiewanych, często też dobrze "zagranych", uroczych francuskich piosenek. To wystarczy na półtorej godziny dobrej zabawy, tylko czy wystarczy na spektakl? Na Małej Scenie Teatru Dramatycznego odbyła się w sobotę premiera przedstawienia "Pod niebem Paryża w Cafe Sax".

Ponownie przenieśliśmy się do teatralnej kawiarenki "Cafe Sax", którą elbląska publiczność zna już ze spektaklu z piosenkami Agnieszki Osieckiej. Tym razem jednak jest to kawiarenka paryska podobnie jak i piosenki - z repertuaru Edith Piaf, Jacquesa Brela, Charlesa Aznavoura i Georgesa Brassensa. Piosenki piękne, którym doskonałe przekłady naszych poetów: Jerzego Bielunasa, Wojciecha Młynarskiego, Andrzeja Ozgi, Jeremiego Przybory i Edwarda Stachury, jeszcze dodają uroku.

Nie znam francuskiego, ale tutaj skłonny jestem się zgodzić z reżyser przedstawienia Dorotą Furman, która stwierdziła przed spektaklem, że "piosenka francuska bardzo zyskuje dzięki naszym tłumaczom i poetom".

"Każda z tych piosenek stanowi osobny spektakl i stwarza fantastyczne możliwości dla aktorów, dlatego nie są połączone żadnym tekstem, byłby to zabieg zbyteczny" - to również słowa Doroty Furman. Z tym twierdzeniem zgadzam się już nie do końca. To prawda, że każda z tych piosenek - dzięki aktorskiemu wykonaniu oraz choreografii i reżyserii Doroty Furman stanowi osobny spektakl, w wielu przypadkach spektakl bardzo dobry. Jednak pozwolę sobie zasiać małą wątpliwość: czy widz przychodzi do teatru, by zobaczyć 22 małe, "osobne spektakle", czy też marzy mu się jakiś spektakl "większy", z jakąś myślą, którą chciałby z teatru wynieść?

To jest, moim zdaniem, największy niedostatek tego przedstawienia: szukając klucza, wedle którego ustawiono tych 22 mini scenek, znalazłem jeden - przypadek (innym może być festiwalowa zasada - po piosence wesołej następuje smutna). Jeśli nawet reżyser Dorocie Furman przyświecała jakaś myśl, to ją bardzo głęboko ukryła. Nie jest jednak prawdą, że z tego spektaklu nie wyniosłem nic. Owszem - dobrze wykonanych piosenek francuskich warto posłuchać, bo są ładne: czasem zabawne, czasem mądre, czasem jedno i drugie.

Bo wykonanie tych 22 piosenek jest naprawdę dobre - cała szóstka elbląskich aktorów: Monika Andrzejewska, Marta Masłowska [na zdjęciu], Joanna Tadla, Tomasz Czajka, Tomasz Muszyński i Lesław Ostaszkiewicz pokazała, że potrafi zaśpiewać i zagrać dobry tekst liryczny. "Wokalnie" może najmniej podobał mi się Tomasz Muszyński. Także i "choreograficznie" Tomasz Muszyński i Joanna Tadla byli czasem zbyt przerysowani, zbyt teatralni (bo w teatrze zbytnia teatralność może razić). Joanna Tadla pięknie za to śpiewała, podobnie Tomasz Czajka (według mnie lepszy w "rolach" poważnych) i Lesław Ostaszkiewicz (najlepszy jako gość przegrany i autoironiczny).

No i pytanie finałowe: kto wymyślił kostium Joanny Tadli? Na tle pozostałej piątki aktorów, ich starannych kostiumów pani Joanna wyglądała, jakby nie zdążyła wpaść do garderoby. Powiecie Państwo, że czepiam się drobiazgów? Ale ten drobiazg był jakoś szczególnie natarczywy i drażniący.

W sumie jednak przedstawienie warto zobaczyć, choćby dla co najmniej połowy z owych 22 osobnych scenek i dlatego, żeby się przekonać, że mamy w Elblągu dobrych aktorów. To niemało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji