Jak to się kończy?
" Trans-Atlantyk " Witolda Gombrowicza dziś godz. 18 na scenie Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Reżyseruje Lech Raczak
Ewa Obrębowska-Piasecka: Dlaczego robisz Gombrowicza właśnie teraz?
Lech Raczak: Przyszło nam robić ten spektakl w bardzo śmiesznym momencie. Gombrowicz, który zawsze żartował sobie z wieszczów, właśnie został wieszczem, a my z celebrą obchodzimy jego rok.
Czy to znaczy, że będziesz sobie żartował z wieszcza?
- Boże broń! Z nim się przecież tak nie da. Sam szydził z siebie i kpił po wielekroć, więc nie ma najmniejszego sensu się na to porywać. Jego bohater - ambiwalentny: wymykający się schematowi pozytywny-negatywny - nazywa się przecież często Witold.
Pamiętasz swoje pierwsze czytanie Gombrowicza?
- O tak! Zacząłem od"Ferdydurke". Ale ważniejsze okazało się czytanie drugie. Za 20 gr (to była wtedy cena ulgowego biletu tramwajowego) kupiłem na przecenie taki tom, który składał się ze "Ślubu" i "Trans-Atlantyku". To było olśnienie. Człowiek przeszedł przez szkołę: przez te wszystkie celebry, sztampy, schematy, sztance tak zwanego patriotyzmu i nagle dostawał taką dawkę antypatriotyzmu, taką kpinę z treści szkolnych, telewizyjnych, wszelakich... Zachwyciło mnie, że tak łatwo można to wszystko kopnąć i nawet sobie przy tym nogi nie złamać.
A nie przeraziło, że takie łatwe?
- Byłem wtedy bardzo młody, więc musiało mnie zachwycić. Inne refleksje przyszły znacznie później.
No właśnie, co znalazłeś w Gombrowiczu dziś?
- On pisze w "Dzienniku" - choć nie należy mu specjalnie wierzyć, bo sam często sobie przeczy - że nie jest aż tak zaściankowy, żeby się zajmować tylko Polską. Poszedłem za tym "nie tylko" i to mnie doprowadziło do myśli, że rzecz jest tak naprawdę o końcu.
Czego?
- Jakiegoś świata, jakiegoś systemu wartości, jakiejś Polski też. Myślałem o tym jak o "vaudeville macabre". Wodewilowe są te wszystkie stereotypy żywcem wzięte z historii, a makabryczny sarkazm, ironia, złośliwość. Chciałbym, żeby ktoś się tym zmartwił, przeraził... Przeraził tym, że świat się kończy?
- Raczej tym, jak się kończy. Każdy z nas marzy o jakimś patosie na finał, tymczasem nic takiego się nie zdarza.