Artykuły

Zadara zrewidował Juliusza Słowackiego

Michał Zadara wziął się za bary z polską historią. Po "Wałęsie" Pawła Demirskiego wystawił "Księdza Marka" Juliusza Słowackiego - opowieść o ciemnej stronie polskiego mitu narodowego

Jeszcze nie ucichły reakcje po spektaklu według biografii Lecha Wałęsy w gdańskim teatrze Wybrzeże, a w Starym Teatrze w Krakowie wchodzi na afisz kolejne przedstawienie młodego reżysera z krakowskiej szkoły. To "Ksiądz Marek" Juliusza Słowackiego, zrealizowany wcześniej jako warsztat w ramach festiwalu "re_wizje/romantyzm".

Oba spektakle Michała Zadary powinny być pokazywane razem, bo tworzą opowieść o dwóch biegunach polskiego mitu narodowego. W "Wałęsie" nośnikiem tego mitu był legendarny przywódca związkowy, twórca "Solidarności". W "Księdzu Marku" bohaterem jest charyzmatyczny kaznodzieja wzorowany na autentycznej postaci karmelity Marka Jandołowicza, który stał się duchowym przywódcą konfederacji barskiej 1768 roku. Chociaż obaj odwołują się do podobnej symboliki narodowej i religijnej, jest między nimi zasadnicza różnica: Sierpień '80 był rewolucją bezkrwawą, konfederacja barska utopiła kraj we krwi.

Zadara spojrzał na dramat Słowackiego przez pryzmat innego polskiego zrywu - Powstania Warszawskiego. Konfederaci noszą u niego biało-czerwone opaski i automaty zamiast szabel. Ale w przedstawieniu nie ma ani kropli patosu, jakim podlane były niedawne państwowe obchody rocznicy Powstania. Konfederacja barska ma tu charakter krwawej rewolty. Konfederaci bardziej niż bohaterskich powstańców przypominają żądnych krwi i rabunku bojówkarzy z byłej Jugosławii. Pierwszą ich ofiarą staje się Żyd, którego najpierw okradają, potem z zimną krwią mordują. Kosakowski (Dominik Stroka) pastwi się nad córką rabina Judytą (Barbara Wysocka), jakby była śmieciem. Charyzmatyczny ksiądz Marek w wykonaniu Mariusza Zaniewskiego staje się postacią dwuznaczną - słowa Bóg i Naród nie schodzą mu z ust, ale prześladowanie Żydów mu nie wadzi. Ten Boży Rycerz jest na granicy religijnego obłędu. W jednej ze scen podnosi ręce i woła do strażników, żeby go ukrzyżowali. Jego wiara podszyta jest pychą.

Symbolicznym łącznikiem pomiędzy dwoma spektaklami Zadary jest Pieśń Konfederatów z I aktu dramatu Słowackiego: "Nigdy z królami nie będziem w aliansach". Podobno stoczniowcy śpiewali ją w Sierpniu '80, myśląc, że to autentyczna pieśń z XVIII wieku. W "Wałęsie" jest ona manifestem wiary chrześcijańskiej ("Bo u Chrystusa my na ordynansach, Słudzy Maryi") i wyrazem narodowej egzaltacji tamtych dni. W "Księdzu Marku" staje się groźną zapowiedzią anarchii i przemocy. Młodzi konfederaci śpiewają pieśń z siłą, z jaką swoje hymny wykonują piłkarscy kibole.

To przedstawienie mogło być przełomem. Zadara odważył się otworzyć drzwi do romantycznej dramaturgii, przymknięte na początku lat 90. Pokazał, że zawarty w niej duchowy portret Polaków jest nadal żywy. Nadal polska tożsamość rozkwita w konflikcie z innymi nacjami, czy będą to Rosjanie, Niemcy, czy Żydzi. Walka w imię ideałów religijnych i patriotycznych nader łatwo zamienia się w warcholstwo i bandytyzm. Swoją myśl reżyser przeprowadził wbrew Słowackiemu, dla którego Bar był synonimem demokratycznej, republikańskiej Polski, ale w zgodzie z dzisiejszym doświadczeniem polskiej ksenofobii.

Problem w tym, że spektakl w kameralnej Sali im. Modrzejewskiej pozostał na etapie warsztatu i nie został rozwinięty w prawdziwe przedstawienie. Improwizowane kostiumy, przypadkowe rekwizyty i brak scenografii utrudniają odbiór i zacierają sensy. Skoro Stary Teatr odważył się na rewizję romantyzmu, nie powinien ukrywać efektów tej pracy, tylko dać je na główną scenę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji