Artykuły

Owołanie po audycie

- Ogromnie trudno prowadzić instytucję, która ma za mały, w stosunku do pierwotnych założeń, dokumentów, deklaracji i umów, budżet. Wszyscy mają do mnie pretensje, że mam problemy finansowe. Ale jak mam ich nie mieć, skoro minister kultury nie dotrzymuje danego władzom województwa słowa? - mówił odwołany wczoraj Roberto Skolmowski, dyrektor Opery Podlaskiej.

Roberto Skolmowski to artysta i wizjoner. Jednak życie pokazało, że łączenie funkcji menadżera, kierownika artystycznego i reżysera go przerosło. Teraz na koncie Opery i Filharmonii Podlaskiej jest raptem 1700 złotych - tak zwolnienie dyrektora placówki uzasadniał we środę marszałek województwa. Decyzję o rozwiązaniu umowy z szefującym instytucji od 2011 roku Skolmowskim zarząd podjął po zapoznaniu się z wynikami zakończonego w niej właśnie audytu i wysłuchaniu wyjaśnień samego dyrektora. Z kontroli wynika, że w tej chwili opera, której roczny budżet to około 28 milionów złotych, ma ponad 5 milionów złotych długu.

- Horyzont naprawy sytuacji finansowej zamiast się przybliżać, tylko się oddala. Brak ze strony dyrektora działań dających nadzieję na poprawę - mówił na zwołanej w środę konferencji prasowej marszałek województwa Jarosław Dworzański.

Z audytu wynika, że sytuacja finansowa instytucji, która od dwóch lat funkcjonuje w wzniesionym za ponad 200 milionów złotych gmachu przy Odeskiej, to wynik zbyt drogich produkcji. Np. Upiór w operze, sztandarowe ubiegłoroczne przedstawienie, kosztował ponad 4 miliony, zarobił zaś tylko 3.

- Kluczowym problemem było nie trzymanie się przez dyrektora planów finansowych instytucji. Były one wielokrotnie zmieniane, to zaś skutkowało kosztownym chaosem. Brakował też współpracy z główną księgową - wymieniał marszałek.

Ogólny bałagan, brak nadziei na poprawę

Zwracał też uwagę na nietrafione w opinii audytorów decyzje personalne. Gdy dyrektor miał naprawiać kiepską już w ubiegłym roku sytuację finansową opery zwalniając pracowników, z zadania się co prawda wywiązał, ale na miejsce zwolnionych zatrudnił niemalże tyle samo nowych osób. Przyznał też wiele podwyżek i premii.

- Rozumiem, że trzeba było zrekompensować nadmiar zadań wynikających z chaosu organizacyjnego, ale nie w takiej sytuacji finansowej instytucji - dodawał Jarosław Dworzański.

Mówił też o tym, że wobec braku zaplecza magazynowego i warsztatów, których nie przewidziano w zaprojektowanym przez Marka Budzyńskiego gmachu, częste zmiany repertuaru i klasyczna, robiona z dużym rozmachem scenografia operowa, dodatkowo zwiększała koszty.

- Podnoszone przez nas od dawna argumenty nie trafiają do dyrektora. W tej sytuacji, jako strażnicy finansów publicznych, nie mamy innego wyjścia - dodawał Jacek Piorunek, członek zarządu województwa odpowiedzialny za kulturę.

Zarazem obaj samorządowcy bardzo chwalili osiągnięcia artystyczne Roberto Skolmowskiego. Przez dwa sezony Operę odwiedziło ponad 300 tysięcy widzów. Według danych z września ubiegłego roku była drugą, po Operze Narodowej w Warszawie, najchętniej odwiedzaną instytucją kulturalną tego rodzaju w Polsce. Jeśli zaś wziąć pod uwagę ilość mieszkańców w mieście i województwie, białostocka opera znalazła się bezapelacyjnie na miejscu pierwszym.

Potrzeba więcej gwiazd estrady

- To wielki talent, wizjoner. Jego wkład w rozwój podlaskiej kultury jest niezaprzeczalny, rozumiemy też, że uruchomienie nowej instytucji musiało być kosztowne. Jednak życie pokazało, że łączenie funkcji menadżera, dyrektora artystycznego i reżysera, mimo ogromnego doświadczenia, przerosło Roberto Skolmowskiego - podkreślał marszałek.

Odwołanego dyrektora obowiązuje trzymiesięczny okres wypowiedzenia, został jednak zwolniony z obowiązku świadczenia pracy. Urząd marszałkowski chce w trybie pilnym przygotować ogólnopolski konkurs na jego następcę, tak by można było go ogłosić na początku września. Do czasu jego rozstrzygnięcia operą pokieruje dotychczasowy wicedyrektor Damian Tanajewski. Roberto Skolmowski zakończy też prace nad musicalem "Skrzypek na dachu", którego jest reżyserem. Premiera spektaklu ma odbyć się pod koniec września, na jego przygotowanie ma on osobną umowę.

- To, jak będzie wyglądał program opery w przyszłości, zależeć będzie od jej nowego szefa. Ale pewnie trzeba będzie ograniczyć klasyczną scenografię na rzecz szerszego wykorzystania tańszych technik multimedialnych, czy organizować występy gwiazd estrady. To się zapewne bardziej opłaci - podsumowywał marszałek.

Nie zgadzam się z zarzutami

Sam Roberto Skolmowski nie chciał w środę komentować swojego zwolnienia, obiecał to zrobić w poniedziałek.

- Nie zgadzam się z postawionymi mi zarzutami. Zapewniam też, że dotrzymamy wszelkich planów repertuarowych - stwierdził krótko.

Kilka tygodni temu, gdy marszałek informował, że wysyła do opery kontrolę, dyrektor w rozmowie z "Wyborczą" nie ukrywał, że budżet opery się nie dopina. W jego ocenie sytuacji jednak nie dało się nazwać tragiczną, co więcej - placówka wychodziła na prostą.

- Ogromnie trudno prowadzić instytucję, która ma za mały, w stosunku do pierwotnych założeń, dokumentów, deklaracji i umów, budżet. Wszyscy mają do mnie pretensje, że mam problemy finansowe. Ale jak mam ich nie mieć, skoro minister kultury nie dotrzymuje danego władzom województwa słowa? - mówił wówczas Roberto Skolmowski.

Powoływał się przy tym na studium wykonalności Opery i Filharmonii Podlaskiej Europejskiego Centrum Sztuk, czyli unijny dokument leżący u podstaw funkcjonowania tej wybudowanej głównie z brukselskich dotacji instytucji.

- Z jednej strony zakłada on, że przez pięć lat musimy wykonywać konkretne wskaźniki, dotyczące chociażby przychodów, ilości zatrudnionych osób i liczby przedstawień. Wywiązujemy się z tego z nawiązką. Z drugiej strony ten sam dokument zakłada, że będziemy na to co roku dostawać konkretne pieniądze. Problem jednak w tym, że ich nie dostajemy - wyjaśniał Skolmowski.

Rząd nas oszukał

Jak wyliczał, studium wykonalności zakłada, że co roku Opera i Filharmonia Podlaska będzie dostawać nieco ponad 12 milionów z budżetu województwa, i osiem z kasy ministerstwa.

- Tyle że z ministerstwa dostajemy pięć. Cztery pisma już wysłaliśmy w tej sprawie do ministra. Jak do studni. Odzewu nie ma. W efekcie już drugi rok z rzędu brakuje nam około półtora miliona złotych, i to mimo tego, że sami wypracowujemy najwyższy w kraju, wśród tego rodzaju instytucji, przychód - w ubiegłym roku ponad 7 milionów, w tym zakładamy, że będzie to 8. Do tego mamy najwyższą w Polsce frekwencję, liczne premiery i doskonałe recenzje. W dodatku, jako że działamy już drugi sezon i największe inwestycje za nami, nasze koszty wciąż spadają - podsumowywał wówczas dyrektor.

Decyzję o budowie Opery i Filharmonii Podlaskiej podjął w 2007 roku zarząd województwa tworzony przez SLD i PSL. Pierwotnie inwestycja miała pochłonąć 40 milionów złotych. Z rekomendacji ówczesnego dyrektora Filharmonii Podlaskiej gmach zaprojektowano pod kątem przedstawień impresaryjnych, rezygnując z zaplecza. Budowę kontynuował PiS, zakończyła Platforma. W sumie na budynek i jego wyposażenie wydano ponad 200 milionów złotych, ponad sto pochodziło z funduszy unijnych. Roberto Skolmowski kierował instytucją od 2011 roku, wcześniej był szefem Wrocławskiego Teatru Lalek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji