Usnąć na Wałęsie
"Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" w reż. Michała Zadary w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Waldemar Kuchanny w "Nie".
Lech Wałęsa może się skręcać z zazdrości. O Annie Walentynowicz powstaje w Gdańsku film kręcony przez jednego z najlepszych reżyserów europejskich Volkera Schlöndorffa (m.in. "Blaszany bębenek"), a o Wałęsie wystawiono zaledwie sztukę w Teatrze Wybrzeże. Sztukę beznadziejnie marną, pod dość niezaskakującym tytułem "Wałęsa".
Autor dramatu Paweł Demirski ściga się z Wyspiańskim (podtytuł do sztuki "Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna" jest cytatem z "Wesela").
Lans
Obłędny lans w mediach zaczął się w kwietniu tego roku. Demirski bierze się do pisania, Demirski już pisze, Demirski już napisał... Rozpoczęli próby, rozpoczęli poszukiwania odtwórcy głównej roli, na próbie pojawił się główny bohater i pochwalił, znowu na próbie pojawił się główny bohater i znowu pochwalił... Idziecie w dobrym kierunku - rzekł.
Próbowali od połowy czerwca do połowy listopada. Pięć miesięcy. Po co oni tak długo próbowali - trudno odgadnąć. Może próbowali znaleźć posady w lepszym teatrze.
Kolana
Wreszcie premiera. Jak się można było spodziewać, piszący i wypowiadający się o spektaklu krytycy starali się zachować odpowiedni podziw i nie powstawali z kolan.
Krzysztof Mieszkowski, redaktor naczelny "Notatnika Teatralnego": - Uważam, że "Wałęsa" to udane i wartościowe przedsięwzięcie, podobał mi się ten spektakl.
Prof. Jan Ciechowicz, kierownik Zakładu Dramatu, Teatru i Filmu Uniwersytetu Gdańskiego: - Myślę, że "Wałęsa" to przedstawienie dobre, bez zbędnej hagiografii.
Roman Pawłowski, recenzent teatralny "Gazety Wyborczej": - Spektakl jest wydarzeniem niecodziennym.
Chyba ich wszystkich pojebało! Nawet Lech Wałęsa przy całym swoim galimatiasie umysłowym trzeźwo zauważył w jednej z wypowiedzi prasowych już po obejrzeniu spektaklu, że za dużo tam było bieganiny bez ładu i składu.
Tak właśnie było. Bieganina na scenie i okrzyki aktorów. Sceny nie powiązane ze sobą. Wszyscy ci robotnicy, ich doradcy, działacze związkowi, tajniacy, esbecy to jeden w drugiego banda rozwichrowanych psychicznie pyskaczy.
Po obejrzeniu spektaklu Wałęsa nie mógł się zdecydować, czy mu się sztuka podobała bardziej czy mniej. "Wyborczej" powiedział, że daje trzy plus, a "Rzeczpospolitej", że cztery minus.
Spektakl o Wałęsie w Teatrze Wybrzeże przedstawia uproszczoną do bólu, gazetową tezę, że w Polsce byli kiedyś bardzo źli komuniści, którzy wyzyskiwali robotników, aż pojawił się dzielny Lech Wałęsa, który uświadomił robotnikom, że należy założyć niezależne związki zawodowe i wówczas będzie lepiej. Nikt go nie chciał słuchać, bo z jednej strony źli komuniści, a z drugiej - tchórzliwi robotnicy. Ale on się uparł, poświęcił życie rodzinne, jeździł, przekonywał i dopiął w końcu swego.
Kłamstwo
Doprowadzając przesłodzoną hagiografię Wałęsy do obrzydzenia autor dramatu mija się z historyczną prawdą. W sztuce jest scena, w której robotnicy po obietnicy podwyżki 1500 zł chcą przerwać strajk i opuszczają stocznię. Zostaje jedynie Wałęsa. To przekłamanie. Wałęsa trzeciego dnia strajku w sierpniu 1980 r. podpisał porozumienie z dyrekcją, kazał przerwać strajk i opuścić wszystkim zakład. Do dziś jego prawdziwi koledzy, nie ci sceniczni, mają do niego o to pretensję. Wałęsa w teatrze obala komunę przez 2 godziny i 40 minut. Chociaż w życiu zajęło mu to 19 lat, łatwiejsze było to do wytrzymania.