Artykuły

Pod znakiem relaksu

Pamiętając dość niefortunny (bo monotonny w swym farsowo - wodewilowym nastroju repertuar naszej TV w okresie świąt zimowych i Sylwestra, z niejakim niepokojem czekaliśmy na program wielkanocny - również skonstruowany głównie pod kątem rozrywki, relaksu, świątecznego wypoczynku. (Co nie znaczy, że pozbawiony pozycji o znacznym ciężarze gatunkowym: programów publicystyczno-dyskusyjnych poświęconych ważkim sprawom dokonywających się w naszym kraju przemian, problemom znajdującym się w centrum uwagi społeczeństwa). Tym razem jednak TV wyszła raczej obronną ręką. Dała repertuar urozmaicony, zestaw programów dość różnorodnych w gatunku i konwencji, na ogół sprawnie zrealizowanych, z plejadą świetnych wykonawców. Niemal wszystko co w ciągu tych trzech dni (sobota - poniedziałek) prezentowano odznaczało się znaczną atrakcyjnością, sporym ładunkiem dowcipu i wdzięku (wyjąwszy może parę importowanych pozycji filmowych). Zgodnie z tradycją - dominowała tonacja pogodna, bądź liryczno-sentymentalna.

Nie sposób rzecz jasna omówić i ocenić wszystkiego, co złożyło się na średnio 14-godzinny program każdego dnia. Niemniej, parę pozycji zasługuje na uwagę. I tak dwie udane premiery odnotowaliśmy w teatrze TV. "Anatol" Artura Schnitzlera (seria jednoaktówek utrzymanych w klimacie klasycznej francuskiej komedii bulwarowej, pióra odkrywanego na nowo dramaturga austriackiego żyjącego w latach 1862 - 1931) stał się osobistymi sukcesem Czesława Wołłejki, który z ogromnym wyczuciem stylu zagrał postać wiedeńskiego bonvivanta. Partnerował mu Jan Kobuszewski oraz wianuszek urodziwych pań (Ewa Krasnodębska, Wanda Koczewska, Hanna Zembrzuska i Ewa Wiśniewska). Jedną z najpopularniejszych komedii Aleksandra Fredry "Pan Geldhab" oglądaliśmy w inscenizacji Jana Świderskiego, który też z powodzeniem wystąpił w roli tytułowej. Obydwa spektakle miały dobre tempo, aktorzy ładnie podawali dialog - co w przypadku komedii ma znaczenie niepoślednie.

Parę cennych kreacji aktorskich przyniosły też nowe polskie filmy telewizyjne. Myślę tu przede wszystkim o znakomitym Tadeuszu Fijewskim jako starym mecenasie w "Katarynce" wg Prusa, zrealizowanej przez St. Jędrykę oraz o Kazimierzu Fabisiaku występującym w tytułowej roli w ekranizacji "Poczmistrza" A. Puszkina - dokonanej przez J. Stawińskiego i St. Lenartowicza. Z braku dobrych współczesnych scenariuszy film (nie tylko zresztą telewizyjny) sięga chętnie do klasyki. Jedno tam znajdzie prawie zawsze: świetny materiał dla aktorów. Starzy mistrzowie umieli tworzyć barwne, soczyste sylwetki nawet jeśli nie myśleli o scenicznym ich kształcie. Tej umiejętności brakuje współczesnym scenarzystom. Przekonaliśmy się o tym na przykładzie skądinąd zajmującego, sensacyjnego filmu reż. E. i Cz. Petelskich "Cześć, kapitanie" w którym postacie głównych bohaterów (obsadzone przez dobrych aktorów: Barbarę Horawiankę i Andrzeja Łapickiego) nakreślone zostały nazbyt jednowymiarowo.

Bardzo pouczający był niedzielny poranek spędzony "W starym kinie" St. Janickiego. Tym razem festiwal starych filmów (już trzeci) poświęcony został gwiazdom naszej przedwojennej kinematografii: Mieczysławie Ćwiklińskiej, Elżbiecie Barszczewskiej i Jadwidze Smosarskiej. Jeśli mówię o dydaktycznym charakterze tego programu, nie mam na myśli swoistych wzruszeń wynikających z oglądania fragmentów starych taśm pełnych naiwności, nieporadności scenariuszowej i reżyserskiej. Te przykłady ilustrowały coś ważniejszego: niemal całkowite oderwanie polskiego przedwojennego filmu od życia, od istotnych problemów społecznych, obyczajowych itd. Ton głupiej lub w najlepszym wypadku błahej anegdoty dominował zwłaszcza w ówczesnej komedii. I tu smutna refleksja: jakże niedaleko od tych wzorców znaleźli się twórcy niektórych naszych dzisiejszych pseudokomedii w rodzaju rozmaitych "Poradników matrymonialnych", "Małżeństw z rozsądku" itd.

Relaksowy charakter świątecznego programu uzupełniła ponadto sobotnia premiera w "Teatrzyku" prowadzonym przez St. Grodzieńską i M. Jonkajtysa, na którą tym razem złożyły się satyryczne teksty Antoniego Marianowicza, oraz poniedziałkowe widowisko W. Młynarskiego i J. Gruzy "Dziewczyny bądźcie dla nas dobre na wiosnę". Ten ostatni program pochwalić trzeba przede wszystkim za interesującą, zgrabną formę, w którą przyodziano piosenki - na szczęście te mniej osłuchane - Wojciecha Młynarskiego. Wykonywał je sam autor, zespół "Ali - Babki", Adriana Godlewska i przede wszystkim doskonały w paru rolach Wiesław Michnikowski. Nastrojem, rodzajem humoru widowisko to przypominało nieco "Kabaret Starszych Panów" i "Listy śpiewające" Osieckiej. Nikt chyba nie poczyta tego za minus.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji