Artykuły

Świąteczny show

Świąteczny program telewizyjny przypominał wystawny i bogaty show rozrywkowy, chociaż nie zawsze najświeższej daty, ponieważ wznowienia starych pozycji stanowiły w nim wcale niemałą cząstkę. Tak się już jednak przyjęło, że wśród audycji świątecznych nie może zabraknąć "pewniaków" w postaci archiwalnych filmów z Chaplinem, montaży piosenkarskich, sprawdzonych widowisk estradowych i teatralnych, filmów znakomicie pasujących do nastroju dwudniowej sjesty.

Tak więc mieliśmy zestaw klasycznych niemych komedii Chaplina z lat 1914-1918 pt. "Chaplinowska kawalkada", jak zawsze wywołujących salwy śmiechu, następnie liryczną, sentymentalną "Katarynkę" według Bolesława Prusa ze znakomitą kreacją Tadeusza Fijewskiego, recital francuskiego piosenkarza Gilberta Becaud, efektowną włoską rewię "Studio Uno", a w porannych i popołudniowych teleferiach porcję filmów polskich i obcych z dawnych lat.

A nowości? Były, rzecz jasna, także nowości. Najwyższą rangę reprezentowała inscenizacja sztuki klasyka polskiej komedii Aleksandra Fredry - "Pan Geldhab", rzecz o klęsce moralnej człowieka niezbyt czystych interesów, dorobkiewicza i karierowicza, który próbuje wspinać się po szczeblach drabiny społecznej nie przebierając w metodach. Przedstawienie, jak zwykle w wypadku dramaturgii fredrowskiej odznaczało się wierną, realistyczną fakturą epoki, kreśliło trafiające nam do wyobraźni postacie, miało komediowy wdzięk i lekkość, a Jan Świderski w roli tytułowej może dopisać na listę swoich życiowych osiągnięć jeszcze jedną wybitną rolę, co częściowo zawdzięcza partnerom w osobach Marty Lipińskiej, Ignacego Gogolewskiego, Zdzisława Mrożewskiego.

Sympatyczne wrażenie pozostawił program Gruzy "Dziewczyny, bądźcie dla nas dobre na wiosnę" w całości poświęcony piosenkom Wojciecha Młynarskiego. Z satysfakcją oglądałem w kilku wcieleniach lubianego aktora charakterystycznego Wiesława Michnikowskiego. Łatwość, z jaką zmienia on powierzchowność i cechy charakteru kreowanych osób zasługuje na najwyższy podziw.

Scena niedzielna także wykorzystała lekki repertuar. Wraz z falą zainteresowania secesją, czego dowody odnajdujemy na każdym kroku - w plastyce, modzie, dekoratorstwie - przypomniano sobie o czołowym przedstawicielu literatury tego okresu, austriackim pisarzu Arturze Schnitzlerze. Jego cykl jednoaktówek zatytułowany "Anatol", to zaledwie szkice komediowe, skeczyki, lekkie bez większych wartości, ale wywołujące uśmiech. Wszystkie łączy postać głównego bohatera, wiedeńskiego lwa salonowego i bawidamka, lekkoducha uwikłanego w liczne przygody.

Czesław Wołłejko od dłuższego czasu specjalizujący się w rolach charakterystycznych, często starszych panów, znów powrócił do roli, która ongiś była jego specjalnością.

Na odnotowanie zasługuje kolejna edycja "Tele-echa", tym razem prezentująca nam głównych bohaterów znajdującego się w produkcji filmu "Pan Wołodyjowski". Aktorzy wystąpili w strojach historycznych, teksty wywiadów zaczerpnięte zostały z kart powieści Sienkiewicza, Irena Dziedzic, znana z agresywności wobec osób zaproszonych do studia i chętnie wyręczająca wszystkich swoimi wypowiedziami, tym razem została - z pożytkiem - zmuszona do powściągliwości.

Pojawiło się także kilka nowych filmów. Przede wszystkim chcę wspomnieć o "Poczmistrzu" według noweli Aleksandra Puszkina, bardzo rosyjskim w nastroju, z kapitalną kreacją Kazimierza Fabisiaka, odtwarzającego sylwetkę poczmistrza na odludziu.

Rodzimy kryminał "Cześć, kapitanie", o pościgu za agentem obcego wywiadu, wskutek nieodpowiedniego tytułu i kilku błędów realizatorskich został na pewno rozszyfrowany przez uważnych widzów już na początku projekcji. Natomiast dość prymitywny dowcip i nie zawsze szampańskie gagi zademonstrował nam francuski obraz "Na welocypedzie". Polskie opracowanie dźwiękowe, hałaśliwe, krzykliwe, potęgowało jeszcze przykre wrażenie.

Aby wyczerpać bogaty serwis świątecznych rewelacji, wspomnę ponadto o audycji wypełnionej twórczością satyryczną Antoniego Murianowicza, prowadzonej jak zawsze przez Stefanię Grodzieńską. Ogromnie tradycyjny, rzekłbym akademicki to program, przywiązany do przyzwyczajeń i raz zastosowanych pomysłów.

Z III festiwalem starych filmów wystąpił red. Stanisław Janicki, zachęcając nas do udziału w trudnym, plebiscycie: która z trzech aktorek przedwojennego filmu polskiego zasługuje na palmę pierwszeństwa - Elżbieta Barszczewska, Mieczysława Ćwiklińska, czy Jadwiga Smosarska. Oto jest pytanie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji