Artykuły

Święta przy telewizorze

W obliczu każdych świąt telewizja staje przed problemem: uczynić wszystko, aby zatrzymać ludzi przed telewizorami, czy też pozwolić im z lekkim sercem oddać się życiu towarzyskiemu i kontaktom z przyrodą. Jak dotychczas wydaje się w zamyśle zwyciężać ta pierwsza koncepcja. Piszemy - w zamyśle - bo trudno przewidzieć reakcję widzów gotowych poświęcić najlepszy program, w imię uroczej pogawędki przy stole bądź wyprawy w plener.

Formuła świątecznego programu wydaje się być dosyć łatwą do rozszyfrowania: dużo rozrywki, humoru, trochę rodzinnego, sentymentalnego nastroju, żadne albo prawie żadne odwołanie się do poważnych problemów i przemyśleń. Tak było przez wiele lat, ale ten rok, tegoroczna wiosna rządzi się innymi prawami.

W świątecznym programie znalazły się więc i takie pozycje jak "Wieczorne rozmowy" (prowadzone przez W. Mysłka i A. Olchę), jak program redakcji młodzieżowej ukazujący stanowiska studentów - zetemesowców wobec ostatnich wydarzeń w okresie ich narastania. Nie wspominając już dzienników, bogatych w problematykę krajową. Poczynania te należy odnotować z należnym im szacunkiem, ale...

Ale czy rzeczywiście sprowokowały do poważniejszych rozmów przy biesiadnych stołach? Czy odniosły zamierzony skutek? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, wydaje się jednak że ciekawy program młodzieżowy rozpłynął się w wieczornej atmosferze i spełniłby lepiej swą rolę, gdyby ukazał się znacznie, znacznie wcześniej. Gdy świąteczne zmęczenie nie dało jeszcze o sobie znać tak jak właśnie wieczorem.

W przeciwieństwie chyba do "Pana Geldhaba". Przedstawienia nadanego także wieczorem spektaklu fredrowskiego, ale przygotowanego przez Jana Świderskiego (reżysera i odtwórcę tytułowej roli) w sposób wyraziście aktualny. Transplantacja dziewiętnastowiecznej komedii w lata sześćdziesiąte, polskie lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku przyniosła rezultaty dla niejednego widza zaskakujące świeżością i ideową drapieżnością. To właśnie przekopanie się przez wierzchnią warstwę komedii, dotarcie do jej głębszych filozoficznych, politycznych i moralnych pokładów uczyniło "Pana Geldhaba" przedstawieniem dzisiejszym.

O dzisiejszym dniu traktował też nowy polski film telewizyjny "Cześć, kapitanie!". W reżyserii Ewy i Czesława Petelskich, z udziałem naszych aktorskich znakomitości. Z warsztatowego punktu widzenia był to film poprawny, z meritum sprawy było już jednak nieco gorzej. Za dużo anonimowości, za dużo płytkich tajemnic, za dużo powierzchownego psychologizowania i naiwnych pomysłów. Nad jego treścią (a raczej brakiem treści) górowała doskonała gra "złotej maski" Andrzeja Łapickiego i może jeszcze lepsza Barbary Horowianki. Na nich też skupiła się uwaga widzów. Dzięki za ten aktorski popis, ale należy żałować zagubienia istotnej treści walki obcej agentury z naszym kontrwywiadem, walki która przecież retuszów i upiększeń nie wymaga, bo jest naturalnie ostra i dynamiczna. Narzuca sens i styl gry.

W skład świątecznej mieszanki weszły ponadto programy piosenkarskie, westerny, teleturniej (nasze serdeczne ubolewania dla p. Gurgula za pechowy półwysep włoski), coś dla dzieci i młodzieży. W sumie był to bogato zastawiony stół, którego jednak nie wszystkie potrawy były przyrządzone według najświeższej receptury. Widać wyraźny postęp w porównaniu z innymi świętami, ale ponieważ te, jak wspomnieliśmy, miały swoje prawa i koloryt, polski koloryt, więc i nasze spojrzenie było nieco inne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji