Artykuły

Paweł Sztarbowski o Festiwalu Prapremier

- Być może warto wrócić do odnawiania tak niemodnych dziś pojęć jak "teatr monumentalny", "teatr dla mas", czy postulowany przez Kazimierza Dejmka "polski styl inscenizacyjny", by na ich bazie budować coś odświeżającego? Może nie warto tak łatwo oddawać szerokiej rzeszy widzów teatrom rozrywkowym? I może wreszcie hasło jakiegoś "nowego pozytywizmu" w sztuce nie jest aż tak bardzo obciachowe jak nam się do niedawna wydawało? - rozmowa z PAWŁEM SZTARBOWSKIM, dyrektorem artystycznym Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy i zastępcą dyrektora Teatru Powszechnego w Warszawie.

Z Pawłem Sztarbowskim [na zdjęciu] o Festiwalu Prapremier 2014 w Bydgoszczy rozmawia Wiesław Kowalski:

Podczas XIII Festiwal Prapremier po raz ostatni wystąpisz w charakterze jego szefa artystycznego. Mam nadzieję, że to nie jest i nie będzie trzynastka pechowa? Choć przychodzi Ci się w tym momencie z festiwalem rozstać.

- Wszystko, co ma swój początek, musi mieć kiedyś koniec.

Kiedy rozmawialiśmy w zeszłym roku na temat Festiwalu Prapremier 2013 powiedziałeś: "...zamierzamy od razu po Festiwalu rozpocząć z Pawłem Łysakiem rozmowy o jego przyszłości, bo pomysłów na rozwijanie tej imprezy mamy sporo, ale w ramach posiadanych środków nie ma szans na ich realizację. Byłoby szkoda, gdyby Festiwal o wyrobionej już marce karlał, poczciwiał i tracił wagę tylko dlatego, że nie stać go na zaproszenie dużych i ważnych spektakli". Powiedz, co się w tej materii zmieniło podczas pracy nad programem tegorocznego Festiwalu?

- Rzeczywiście mieliśmy takie plany, przede wszystkim chcieliśmy festiwal umiędzynarodowić i otworzyć na inne dziedziny sztuki. Kiedy się jednak okazało, że będzie to ostatnia planowana przez nas edycja, uznaliśmy, że sensowniej będzie nie robić rewolucji, a ewentualną możliwość radykalnej zmiany formuły Festiwalu Prapremier pozostawić już nowej dyrekcji. Z tego, co wiem, nowy dyrektor, którym został Paweł Wodziński, zapowiedział w aplikacji konkursowej prace nad zmianami, którym bardzo kibicuję. Tym, co odróżnia tegoroczną edycję jest większe niż dotychczas otwarcie na formy międzygatunkowe. Zresztą, chyba nie tylko ja obserwuję, że festiwale w dotychczasowym ich rozumieniu jako elitarne imprezy skierowane głównie do wąskiego środowiska przeżywają coraz większy kryzys. Te "msze snobizmu" tracą swoją dawną siłę, wyczuwa się potrzebę jakiegoś nowego myślenia o idei festiwalowej. I dotyczy to również tak wielkich i zasłużonych imprez jak festiwale w Awinionie i Edynburgu, czy choćby Malty w Poznaniu na naszym polskim podwórku, co stało się zauważalne po tegorocznej edycji z kryzysową sytuacją wywołaną przez "Golgota Picnic".

Powiedziałeś również, że "Być może do rozważenia jest stopniowa zmiana formuły Festiwalu, która staje się coraz bardziej sztuczna". Czy znamiona tych zmian uda się zaobserwować już w tym roku?

- Starałem się w tym roku poszukiwać spektakli-hybryd, które poszerzałyby tradycyjne pojęcie spektaklu teatralnego. Takim dziełem jest na pewno wykorzystujący elementy koncertu spektakl Mai Kleczewskiej "Cienie. Eurydyka mówi" z udziałem Katarzyny Nosowskiej, który jest koprodukcją Teatru Polskiego w Bydgoszczy, Teatru IMKA i Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu. Myślę, że poza tradycyjne wyobrażenie teatru wychodzą także "Chopin bez fortepianu" w reż. Michała Zadary i "Szapocznikow. Stan nieważkości" w reż. Barbary Wysockiej wyprodukowane przez niezależny kolektyw artystyczny Centrala. Ciekawym eksperymentem na pograniczu teatru i akcji polityczno-społecznej jest "Wolna Trybuna" w reż. Pawła Wodzińskiego. Z tego, co wiem, podczas pierwszego pokazu w Gdańsku, do wygłaszanych przez aktorów postulatów zapisanych przez Christiana Skrzyposzka dołączyła się jedna z widzek. Pewnego rodzaju eksperymentem jest też serial teatralny Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, czyli "Klątwa. Odcinki z czasu beznadziei" wyprodukowany przez krakowski Teatr Łaźnia Nowa i Teatr IMKA. Zdaje się, że jako pierwsi podejmujemy eksperyment zagrania wszystkich trzech odcinków jednego dnia.

Wiem, że program Festiwalu Prapremier 2014 jest już zamknięty. Zdradź zatem jakie spektakle, obok już wymienionych, obejrzymy w tym roku w Bydgoszczy i dlaczego?

- Wszystkie tytuły są bardzo gorące. Kolejny rok z rzędu dominują tytuły polskich sztuk współczesnych, a wyjątkowo silny w tym roku okazał się nurt biograficzny. Spektakle o Chopinie, Szapocznikow, "Towiańczycy" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina ze Starego Teatru, "Broniewski" Radosława Paczochy w reż. Adama Orzechowskiego z Teatru Wybrzeże. A do tego poza konkursem pokażemy bazujące na biografiach "Historie bydgoskie" w reż. Pawła Łysaka - również po raz pierwszy wszystkie zostaną zaprezentowane podczas jednego wieczoru. Oprócz tego "Dolce vita" Julii Holewińskiej w reż. Kuby Kowalskiego z Teatru im. Kochanowskiego w Opolu - opowieść o zblazowanym pokoleniu współczesnych trzydziestolatków i wyjazdowo w Toruniu pokażemy głośny spektakl tamtejszego teatru, czyli "Licheń story" Jarosława Jakubowskiego w reż. Tomasza Hynka. Swoją drogą, bardzo mnie cieszy, choć nie było to jakoś rocznicowo zaplanowane, że podczas Festiwalu uda się pokazać spektakle trzech dyrektorów: Adama Orzechowskiego, czyli twórcy Festiwalu Prapremier i osoby, która w twórczy sposób zreformowała Teatr Polski, Pawła Łysaka, który był dyrektorem Festiwalu i Teatru przez ostatnie lata oraz Pawła Wodzińskiego - przyszłego dyrektora, który chce zarówno Teatr, jak i Festiwal rozwijać i stawiać im nowe wyzwania. To pokazuje, że w polskim piekiełku teatralnym możliwa jest jednak pewna ciągłość i wspólna praca na rzecz instytucji ponad partykularnymi interesami. Inną wielką radością jest planowane czytanie tekstu Zuzanny Bućko "A puch zapcha im gardła" w reż. Julii Mark. Zuzia jest bardzo zdolną słuchaczką Szkoły Dramatu Artura Pałygi prowadzonej przy Teatrze Polskim w Bydgoszczy przez ostatnie dwa lata. Nie tylko ja wróżę jej wspaniałą karierę.

Niespełnionym marzeniem zeszłorocznej edycji Festiwalu było "Miasto snu" Krystiana Lupy. Czy i tym razem nie wszystkie marzenia udało się spełnić?

- Nigdy nie udaje się spełnić wszystkich marzeń. W tym roku nie udało się spełnić marzenia pod tytułem "Milczenie o Hiobie" z Teatru Narodowego. Ze względu na terminy, ale też i możliwości budżetowe, nie zobaczymy tego brawurowego spektaklu Piotra Cieplaka w Bydgoszczy. Ze względu na ograniczenia budżetowe nie udało się też zaprosić dziwnej mikstury spektaklu, koncertu, opery i setu didżejskiego, czyli "Króla Edypa" w reż. Jana Klaty ze Starego Teatru. Bardzo żałuję, bo to wybitne spektakle.

Jarosław Jakubowski, sam będący dramaturgiem, podsumowując zeszłoroczny Festiwal napisał: "W programie przeważał teatr faktu, naznaczony ideologicznie, ale niepodejmujący ryzyka". Znając Twoje podejście do ideologizacji w polskim teatrze musiała Cię ta opinia zaskoczyć, jeśli nie zdenerwować. Poza tym jestem ciekaw, co dla przyszłego zastępcy dyrektora w Teatrze Powszechnym w Warszawie znaczy teatralne ryzyko?

- To dość zabawne, że o zacięcie ideologiczne oskarża akurat Jarek Jakubowski. Ale odpowiadając zupełnie serio, coraz bardziej zaczyna mnie wkurzać zbitka wyrazowa "teatralne ryzyko". Mam wrażenie, że jakoś gwałtownie nam to ryzyko tanieje, a wynika z tego niewiele, bo od kilku lat teatr polski obraca się wokół tych samych mniej więcej tematów i podobnej estetyki. Z historii wiemy, że każdy oryginalny styl wchodzi w pewnym momencie w fazę manieryzmu. Wydaje mi się, że coś takiego obserwujemy we współczesnym polskim teatrze - obgryzamy wszyscy jakieś resztki dań zaserwowanych pod koniec lat 90., stopniowo modyfikowanych, miksowanych. Już chyba najwyższy czas wrzucić do garnka pod hasłem "polski teatr" jakieś nowe lub mniej oczywiste składniki i smaki. Myślę, że wszyscy bardziej świadomi twórcy jakoś podskórnie to czują i oczekują czegoś nowego, nieoczywistego. Być może stąd moda na inspirowanie się wszelkiej maści awangardą - głównie filmową i z kręgu sztuk wizualnych. Być może dlatego "ryzyko teatralne" oznaczać zaczęło głównie niszowe, często średnio komunikatywne działania przeznaczone dla garstki biegłych w sztuce współczesnej ludzi. To, co było naszym wielkim błędem jako ludzi teatru, to ciągłe zerkanie na progresywny świat sztuk wizualnych, który kierowany jest jednak do kompletnie innego, zwykle międzynarodowego obiegu publiczności. Teatr długo na takich działaniach nie ujedzie. Adresatem tych moich oskarżeń jestem oczywiście również ja sam, bo przecież przez kilka ostatnich lat jakoś to polskie życie teatralne współtworzę. Dlatego być może warto wrócić do odnawiania tak niemodnych dziś pojęć jak "teatr monumentalny", "teatr dla mas", czy postulowany przez Kazimierza Dejmka "polski styl inscenizacyjny", by na ich bazie budować coś odświeżającego? Może nie warto tak łatwo oddawać szerokiej rzeszy widzów teatrom rozrywkowym? I może wreszcie hasło jakiegoś "nowego pozytywizmu" w sztuce nie jest aż tak bardzo obciachowe jak nam się do niedawna wydawało?

Festiwal Festiwalem, a przed Tobą już od pierwszego września nowe wyzwanie. Będziesz odpowiedzialny wspólnie z Pawłem Łysakiem za program artystyczny i repertuar Teatru Powszechnego w Warszawie. Czego może się spodziewać wraz z Twoim przyjściem ta duża i ważna placówka na Pradze?

- Do pracy nad kształtem programowym Teatru Powszechnego w Warszawie, po wspólnej, prawie czteroletniej pracy w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, zaprosił mnie Paweł Łysak. Planów i marzeń dotyczących tego miejsca mamy obaj bardzo wiele i będziemy starali się je realizować w miarę możliwości finansowych - konieczne jest zbudowanie bogatszego repertuaru, planujemy zmiany w zespole, a przede wszystkim realizację projektów tematycznych wokół kolejnych premier i rozwijanie programu edukacyjnego. Zależy nam na odnowieniu zapomnianej i zaniedbanej tradycji tego miejsca, która polegała na żywym i mądrym uczestnictwie w debacie publicznej. Byłoby dobrze, gdyby udało się zbudować teatr, który "istotnie mówi", odwiedzany przez publiczność, która "istotnie słucha". Znów wracam do Dejmka. Wynika z tego, że ogólne plany zwykle wszyscy mają jednakowe, a dopiero ich realizacja zależy od indywidualnych pomysłów i determinacji w ich realizowaniu. Dlatego trzymaj za nas kciuki!

Dziękuję za rozmowę, wyrażając jednocześnie przekonanie, że trzymających kciuki będzie zapewne znacznie więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji