Artykuły

Wiele pięter wstydu

- Wstyd, naprawdę dziwne uczucie... Jest z nami non stop. Uświadamiam sobie, że może ja się ciągle wstydzę - mówi warszawska aktorka, MAGDALENA BOCZARSKA.

Przed chwilą w finale "Operetki" Witolda Gombrowicza zbiegłaś nago ze sceny. Grana przez ciebie Albertynka się wstydzi. Dlaczego? W tekście Gombrowicza odsłaniała w finale nagość triumfalnie, a ty się chowasz, uciekasz.

- Kiedy Gombrowicz pisał "Operetkę", pół wieku temu, nagość była tematem tabu, skandalem, dlatego mogła być symbolem czegoś, co rozwalało system, zalążkiem rewolucji. Dziś w teatrze, kinie, na billboardach nagość została tak wypruta, wypompowana, wyzuta z tajemnicy, że ciężko znaleźć sposób na nagość, która by kogoś dotknęła, poruszyła, skłoniła do refleksji.

"Ciało i nic..." - jest taka fraza w "Operetce".

- Trzeba ją na nowo ubrać, żeby z powrotem mogła być nagością. Myślę, że Mikołaj Grabowski, reżyser, znalazł na to bardzo sprytny sposób. A przy tym osłonił mnie jako aktorkę.

Potrzebowałaś tego osłonięcia?

- Oczywiście, grając taką postać jak Albertynka, od początku prób wiedziałam, co mnie czeka. Myślę, że mało jest ról ikon w historii teatru, w które nagość jest tak wpisana. Na początku prób powiedziałam Mikołajowi, że rozbierałam się już tyle razy - i w filmie, i w teatrze - że oczywiście mogę to zrobić jeszcze raz, ale może znajdziemy taki sposób, który mnie osłoni. Jestem już nagością zmęczona, mam też swoje lata...

Swoje lata?

- Mam 35 lat, wiem, że wyglądam w miarę atrakcyjnie, jestem zadbana, wysportowana, ale wiem też, jak bardzo męczące potrafi być rozbieranie się na scenie. Spektakl utrzymuje się w repertuarze przez wiele wieczorów, sezonów. To nie jest tak jak w filmie, że super wyglądam przez dwa dni, kamera rejestruje i koniec.

Mówisz o wstydzie z powodu tego, że twoje ciało nie będzie co wieczór doskonałe?

- Przecież kobietę determinuje biologia, mamy różne momenty w życiu, można się też po prostu gorzej czuć, a w perspektywie jest spektakl wieczorem, w którym trzeba się rozebrać.

Jaki był twój nagi pierwszy raz w teatrze? Zgodziłaś się bez wahania?

- To był spektakl "Merlin" w reżyserii Tadeusza Słobodzianka. Ważny dla mnie. Na początku kariery, dwa lata po szkole. Ta rola mnie bardzo dużo kosztowała, chyba była jednak za wcześnie dla mnie. Ale to są koszty, które gotowa jestem ponieść, pod warunkiem że nagość w spektaklu, filmie jest uzasadniona. Wydaje mi się dużą pruderią, gdy aktorka mówi, że dla zasady się nie rozbierze. Oczywiście, szanuję aktorki, wielkie aktorki, które mówią, że z rolami wymagającymi nagości mają problem. Ja uważam, że ciało jest moim instrumentem, tak samo jak głos, emocje. Jeśli nagość jest potrzebna roli, tłumaczy się w scenariuszu, nie mam z nią problemu.

Ale muszę powiedzieć, że im starsza jestem, tym bardziej cenię siebie i swoje ciało. Zdarzyło mi się odmówić ról z tego powodu, np. w filmie "Obława". Tej decyzji akurat potem żałowałam, bo to było udane kino. Finalnie zobaczyłam jednak zupełnie inne sceny niż te, z którymi oswajał mnie reżyser w czasie rozmów. To miała być zwierzęca, jawna nagość, a ja byłam wtedy po filmie "Różyczka" i uznałam, że jestem dość mocno wyeksploatowana.

Jest jednak jakiś obszar, który chcesz chronić przed tak jawnym oddaniem widzom. W "Różyczce" grasz w mocnych erotycznych scenach. Miałaś z tym problem?

- Nie, bo zapewniono mi na planie totalne poczucie bezpieczeństwa. Z reżyserem, operatorem, partnerami mieliśmy osobne próby po to, żeby określić, czemu nagość ma służyć. Wiedziałam dokładnie, w czym biorę udział. Nie zawsze tak jest. Czasem aktor żałuje potem, że w przypływie emocji, oddania się roli, został użyty, przekroczono bariery, których nie chciał przekraczać. Efekt jest często bolesny.

Przekroczyłaś kiedyś tę granicę?

- Najbardziej przekroczyłam moją barierę wstydu w filmie "W ukryciu". Ale nie chodzi o nagość. Myślę, że nigdy na użytek żadnej roli tak dużo z siebie nie oddałam, nie pokazałam tak bezwstydnie swojej ciemnej strony, ułomności, słabości. Praca nad tym filmem, to było od początku do końca bycie na bandzie, przekraczanie bariery. Zbiegło się to z trudnym czasem w moim życiu, rozstałam się z kimś, tuż przedtem miałam też wypadek samochodowy - taka poobijana weszłam na plan i wszystkich tych emocji świadomie bezwstydnie użyłam.

A gdy zagra się w nieudanej sztuce, filmie to towarzyszy temu wstyd?

- Zdarzyło mi się wziąć udział w projektach, które były ocenione nie najlepiej. Wstyd może nie jest dobrym słowem, to coś na pograniczu - speszenie, zakłopotanie. Albo żal, bo bywa, że wyprułeś serce, a efekt jest słaby. Ale nigdy nie pokazuję wtedy, że się wstydzę. To lekcja, którą odrabiam sama ze sobą. To potrafi też być mobilizujące.

Że ja wam jeszcze pokażę?

- Mówi się, że jak artysta głodny, to płodny.

Nie jesteś teraz głodna, jesteś bardzo wzięta.

- Ja mam wrażenie, że jestem permanentnie w poczuciu głodu. Mam ciągle gigantyczny niedosyt. Ale dla artysty nie ma nic gorszego niż stan błogości.

Znajomy aktor opowiadał mi, że zrezygnował z etatu w teatrze, bo nie mógł znieść oczekiwania: obsadzą w dobrej roli czy nie obsadzą.

- Nigdy nie byłam na etacie, ale grywałam w etatowych teatrach i widziałam je u kolegów, bo mija sezon za sezonem, a nie dostaje się istotnych ról. Ten zawód wymaga od nas ciągle sprawdzania się. I gdy coś jest nie tak, chwilowy zastój - najczęściej niezależny od nas, niezawiniony - pojawia się poczucie wstydu. Że z czymś nie dałam rady. Myślę, że wstyd jest bardzo silnie wpisany w zawód aktora, przejawia się na wielu poziomach. A jednocześnie każdy to ukrywa, radzimy sobie, maskując się, zamieniając wstyd w coś innego.

Czego jeszcze wstydzą się aktorzy?

- Ja często się wstydzę, kiedy ktoś się zachowuje żenująco na widowni. Albo gdy czuję, że spektakl "źle idzie". Spektakl to jest chemia, musi zażreć między aktorem a publicznością, jeśli tego nie ma - co zdarza mi się naprawdę rzadko - to mam poczucie wstydu.

A rutyny doświadczasz?

- Nie, Bogu dzięki, nie! Choć, jak spektakl się utrzymuje długo i mam słabszy dzień, to łapię się na tym, że gram jakby na pamięć - wtedy się bardzo wstydzę. Ale aktor też człowiek.

Wiesz, co jest jeszcze w pewnym sensie wstydliwym uczuciem w tym zawodzie? Wstydliwym, bo trudno się do niego przyznać? Pustka. W pewnym momencie dowiadujesz się, jak bardzo jest wpisana w ten zawód. Będąc na scenie, doświadczasz poczucia bliskości z widzem, są oklaski, ludzie, intensywność, ale spektakl się kończy i wychodzisz zupełnie sam. Dlatego tak ważne jest, żeby mieć prywatne życie poza sceną. A wstyd w twoim prywatnym życiu?

- O wstydzie to jest trudna rozmowa... Wstydzę się mówić o wstydzie. Uświadomiłam sobie teraz, że to zawsze będzie temat, o którym będzie się mówić opłotkami.

Bo nie możesz powiedzieć mi, czego się najbardziej wstydzisz?

- To jest właśnie moja granica. Może o paru rzeczach bym powiedziała, ale nie jestem gotowa na to, że przeczytam o tym jutro w internecie. Nie twierdzę, że świat jest tak łasy na to, co się dzieje w moim życiu, chcę tylko powiedzieć, że trzeba mieć świadomość, że takie mogą być konsekwencje. Danusia Stenka powiedziała o swojej depresji i potem to zostało przemielone przez wszystkich. Aktor wstydzi się i tego, że tabloidy wchodzą w jego życie, a on jest nie dość odporny, by sobie z tym poradzić. Moje życie przez długi czas było częścią tabloidowej telenoweli, nie z mojej winy, bo staram się chronić prywatność.

Ale przecież dziś pokazuje się wszystko: sypialnie, rodziny, rozwody, śluby.

- A ja w tej materii mam gigantyczne poczucie wstydu. Gdybym to zrobiła, nie mogłabym spojrzeć swoim bliskim w oczy. Mogę się nie przejmować tym, co myśli o mnie Kowalski, ale bardzo przejmuje mnie to, co myślą o mnie bliskie mi osoby. I to banalne powiedzenie: żeby móc sobie spojrzeć w lustrze w oczy. Coś w tym jest.

Czyli nie powiesz mi, czego wstydzi się Magda Boczarska.

- Chciałabym się umówić na tę rozmowę za pięć lat, może wtedy będę miała do tego już dystans. Przepracowałam wiele traum, wydaje mi się, że przetworzyłam je na walor i może komuś ta opowieść by w czymś pomogła. Mogę powiedzieć, że potrzebowałam dużo czasu, żeby zaakceptować siebie jako kobietę.

Nawet ktoś taki jak ty?

- Czemu "nawet ktoś taki jak ja"?

Piękna, utalentowana...

- Peszy mnie, gdy ktoś tak mówi, bo czuję, że to jest coś, do czego muszę doskoczyć. Wiem, że jestem postrzegana jako atrakcyjna kobieta, ale ja jednak muszę walczyć o siebie taką, starać się. Nie wiem, czy powinnam o tym mówić, ale zaryzykuję: półtora roku temu po wypadku samochodowym coś się poprzestawiało w moim organizmie, puchłam, miałam poczucie, że straciłam kontrolę nad sobą. To było półtora roku walki, wstydziłam się rozebrać na plaży. Pewnie to bardziej było w mojej głowie, ktoś z boku mógł tego nie widzieć. Dlatego, wbrew pozorom, ta rola "W ukryciu" była dla mnie dużym ukojeniem, bo mogłam w nią upchać taką inną siebie, ale też bardziej prawdziwą.

Wstyd, naprawdę dziwne uczucie... Gdy zaczynasz o tym myśleć, widzisz, że jest z nami non stop, oddycha nam na karku. Uświadamiam sobie, że może ja się ciągle wstydzę. Jestem dla siebie - nie chcę powiedzieć, że niedobra - ale bardzo wymagająca, potwornie, i w związku z tym wstydzę się, gdy tych wymagań nie spełniam. Bardzo wysoko sobie stawiam poprzeczkę i w kwestii wyglądu, i rozwoju zawodowego, i tego bycia w ciągłym pędzie, ciągłego udowadniania. I tak się czasem zastanawiam, komu ja to udowadniam.

I wiesz?

- Zastanawiam się, czy nie sobie. Ale nie wiem, czy to jest dobra odpowiedź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji