Artykuły

Wyczarowana z morza kobieta

Ten spektakl to zaczarowanie widza. Widza wymagającego, z Warszawki. Ten to właśnie widz wstaje po spektaklu i gorąco przez kilka minut bije

brawo. A sprawcą tego artystycznego zamieszania stał się (...) Robert Wilson. To on stworzył i wyczarował tę niezwykłą "Kobietę z morza".

Treść spektaklu z pozoru banalna, oparta na sztuce Ibsena. Młoda dziewczyna zostaje żoną starego wdowca. Będzie musiała stawić czoło dwóm dorosłym córkom. Bo dziewczyny nie są jej przyjazne, wręcz są wrogo do pięknej, młodej macochy nastawione. Co pozostaje więc młodej, pięknej kobiecie? Ucieczka. Ucieczka w świat marzeń i fantazji.

Miało być lżej i lepiej. Staje się coraz gorzej. Pragmatyczny życiowo mąż nie potrafi zrozumieć fanaberii żony. A że mąż jest lekarzem, to w stanie psychicznym mtodej żony doszukuje się symptomów choroby psychicznej (pierwsza żona umarła właśnie z jej powodu). Młoda żona gorzknieje.

Wpada w sieć samotności. Oddala się od życia. Ale pojawia się stara miłość. Miłość wcześniej stracona, a teraz po latach wyczekiwania jakby odnaleziona. W tym momencie rozegra się cała oś dramatu.

Więcej nie zdradzę.

Główną bohaterkę dramatu Ellidę gra Danuta Stenka. Ale jak gra! Pozazdrościć umiejętności interpretacyjnych. Stenka w stolicy wyrosła na wielką, autentyczną gwiazdę. Cztery teatry warszawskie zabiegają o jej udział w swoich przedstawieniach. Oprócz tego ta niezwykle mądra, piękna i utalentowana aktorka gra w Poznaniu, Wrocławiu i innych miastach Polski.

I w tym spektaklu Stenka stworzyła autentyczną kreację. Aktorka - bohaterka snuje się w niezwykłej scenerii dramatu jak w somnambulicznym transie. Uwagę widza przykuwa piękna, choć niesamowicie twarz. głos. I ręce! Właśnie ręce stały się nowym, trochę swoistym środkiem artystycznego wyrazu. Odpowiednio oświetlone, niemal fantastycznym światłem, ręce grają. Bogato wyrażają stany nie tylko ciała, ale

i duszy bohaterki. To wielka rola naprawdę wielkiej aktorki.

Z powodzeniem partnerują jej sceniczny mąż Władysław Kowalski i córka Dominika Kluźniak i Anna Dereszowska. Majętny, kostyczny lekarz niemal przez cały spektakl nie uznaje kompromisów. Ale pod koniec stworzy żonie szansę wyboru. Kowalski jest skupiony i wyciszony. Interpretacja tej roli to rzetelne artystycznie rzemiosło.

Dominika Kluźniak to młoda aktorka, o której już głośno było w czasie jej studiów. W tym przedstawieniu aktorka gra rolę młodszej, rozkapryszonej córki i pasierbicy. Może w tej interpretacji jest odrobinę za dużo histerii. Przekora, krzyk, miotanie się zubożyły głębię psychologiczną postaci.

Annie Dereszowskiej udało się tym spektaklem odciąć od posterunkowej ze "Złotopolskich". Aktorka epatuje widza wspaniałymi warunkami zewnętrznymi i dobrze scenicznie ustawionym głosem.

Są jeszcze w spektaklu dwie role męskie. To Krzysztof Dracz w roli nieznajomego i Miłogost Reczek. Pierwszy musiał zaistnieć na scenie ograniczonymi środkami artystycznego wyrazu. Drugi zaś wspaniale wpisał się w klimat sztuki.

Przedstawienie w Dramatycznym jest niewątpliwie artystycznym wydarzeniem stolicy. Dotąd nie oglądaliśmy w Warszawie tak skonstruowanego estetycznie spektaklu. To mistrzostwo scenicznej estetyki. Niby pusta scena, a tak na niej dużo emocji. Bo Wilson wyczarowuje sceniczne nastroje perfekcyjnym światłem. Tworzy swoistą

fabułę świetlną. Gra świateł serwuje widzowi bogactwo nastrojów i estetycznych przeżyć.

Ten spektakl jest sterylny estetycznie. Ma niesamowity klimat ni to kosmosu, ni niebiańskich połonin. Nastroje drgają, zaskakują, zmieniają się. Osaczają widza, rzucają na kolana lub wbijają w fotel. Widownia została zahipnotyzowana czarodziejską umiejętnością Boba Wilsona. Coś dziwnego, niesamowitego zaczyna się dziać między sceną a widownią. Psychodeliczny artystyczny trans.

Aktorzy poruszają się jakby filmowymi zwolnionymi obrotami. Ich gesty są czasami przerysowane, czasami subtelne i delikatne. Operują gestami symbolami, scenicznym skrótem. Forma zwyciężyła treść. To dobrze. Jest to przykładem tego, że można porazić widza estetyką. Można zachęcić do odbioru, stwarzając intelektualną przygodę teatralną, wysublimowaną estetyką. Ze sceny wieje pięknem. Pięknem do bólu porażającym widza. Ta nowa, nieznana w Polsce forma przedstawienia narzuca obowiązek jego obejrzenia. Szkoda, że po trzech premierowych wieczorach przedstawienie nie znalazło się w listopadowym repertuarze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji