Artykuły

Brutusik i króliki Ramiganiego

Stwierdziłem kiedyś publicznie,że Brutusik z "Polityki" nic nie rozumie,za co go przepraszam. Przeprosiłem go już raz prywatnie,lecz to mu nie wystarcza. Pochwalił się tym wprawdzie przed czytelnikami "Polityki",lecz jednocześnie domaga się,abym go jeszcze przeprosił przed czytelnikami "Przeglądu Kulturalnego",którzy mogliby się czuć pokrzywdzeni. Jednych i drugich to pewnie nic nie obchodzi, ale trzeba zachować dobre obyczaje. Zachowuję więc dobre obyczaje i stwierdzam publicznie,że Brutusik rozumie wszystko.Prywatne zdanie zachowam tym razem dla siebie. Brutusik rozumie nawet grubo za dużo. Przypomina mi facetów, którzy uczęszczają na sztuki magiczne po to,aby podpatrywać sztukmistrzów. Gdy odkryją tajemnice ich obszernych rękawów, walizek z podwójnym dnem,laseczek etc.wrzeszczą z zapałem: oszukaństwo! on to ma w rękawie,on tego wcale nie bierze z powietrza! Ja natomiast uwielbiam sztuki magiczne wyłącznie dlatego,że dają mi złudzenie cudu. Jest to niezbędne dla higieny psychicznej. Płace za to,aby mnie oszukano,tak. Nie znoszę podejrzliwości tam,gdzie ona mija się z celem. Oczywiście,nie ma to żadnego związku z literaturą. Nie przypomina ona w niczym ani cudu,ani sztuk magicznych,a wiedza o literaturze polega właśnie na odkrywaniu wszystkich jej tajemnic i wszystkich jej sztuczek. Niemniej Brutusik piszący o literaturze przypomina mi żywo faceta demaskującego z hałasem to,co jasne dla wszystkich. Brutusikowi chodzi mianowicie o to że pisząc o "Czarownicach z Salem" nie napisałem,że jest to sztuka polityczna, ponieważ Miller napisał ją pod wpływem działalności komisji Mac Carthy'ego. Ja przemilczałem to,a Brutusik uznał za fakt "zastanawiający". Każdy widz teatralny,który przeczytał program teatru,jest doskonale poinformowany o genezie sztuki Millera.Wiedzą o tym także czytelnicy czasopism literackich. Może należało o tym przypomnieć czytelnikom "Życia Literackiego",może nawet powinienem być wdzięczny Brutusikowi,że przypomina mi o tym,o czym powinienem był wspomnieć. Wszystko to być może,ale Brutusik zniecierpliwił mnie uporem,z jakim przez dwa felietony upomina się,abym koniecznie napisał to,o czym on,Brutusik,wie. Co na tym sztuka zyska? I co na tym zyska polski widz? Ja nie wiem,ale Brutusik pewnie wie. Wyobraźmy sobie np.że po przedstawieniu "Kordiana" w paryskim Teatrze Narodów jakiś francuski Kijowski napisał,że jest to rozprawa dwóch typów romantyzmu, romantyzmu rewolucyjnego i romantyzmu schyłkowego,że w "Kordianie" przełamują się romantyczne mity na rzecz romantycznej psychologii. Wtedy jakiś francuski Brutusik zabrałby z hałasem głos i twierdziłby w dwóch felietonach, że to wszystko nieprawda,bo Kordian jest dramatem historycznym i stanowi rozprawę z carem a nie z romantyzmem. Geneza tłumaczy wszystko. "On to ma w rękawie". "On to wziął z historii". Ja to wiem,ja to znam,ja widziałem. Kordian? Przełom romantyzmu? Jaki tam przełom,ja znam historię Polski,to tak było naprawdę. "Proces w Salem" - jakieś tam problemy,jakie problemy,ja wiem,ja czytałem co o tym sam Miller napisał,ja wiem,ja rozumiem. Brutusik uważa pewnie,że przede wszystkim trzeba stwierdzić to,co jest w sztuce jednoznaczne i niewątpliwe. Tymczasem jej polityczny sens, którego nie brak prawie żadnemu utworowi literackiemu,jest właśnie bardzo wieloznaczny. Idzie teraz w Paryżu nowa sztuka J. P. Sartre'a "Uwięzieni z Altony". Bohaterem sztuki jest były oficer SS,który po powrocie z wojny zamknął się w domu,żyje wizją katastrofy Niemiec,nie wie nic o ich rozkwicie,pozostaje sam ze swym poczuciem winy,nie chce go z nikim dzielić i nikomu przekazać,nie dopuszcza myśli,aby historia Niemiec mogła trwać dalej,aby ludzkość przeszła do porządku dziennego nad jego zbrodnią i nad jego bohaterstwem. W Niemczech ta sztuka byłaby zrozumiana całkiem jednoznacznie,u nas także - tylko,że na odwrót. Zarówno polscy jak niemieccy widzowie byliby bardzo zdumieni interpretacją francuską,która także jest zupełnie jednoznaczna i nawet potwierdzona przez autora: otóż Franz jest nosicielem kompleksu winy,znanego współczesnym Francuzom z powodu wojny w Algierii. Wyobraźmy sobie teraz dyskusję trzech Brutusików,z których każdy krzyczałby po swojemj "ja wiem". Wizja ta domaga się piórka Szymona Kobylińskiego. Brutusik wie nawet dlaczego nie napisałem o tym,że sztuka Millera jest polityczna. Dlatego mianowicie,że interpretacja taka jest niemodna i niepopularna. Brutusik jest w błędzie: wszystko,co się tyczy policji,sądu, więzienia,presji psychologicznej,terroru jest niezmiernie popularne i modne. Popularne i modne jest wszystko co usprawiedliwia moralny bezwład. Niepopularny i niemodny jest heroizm. Dlatego właśnie napisałem o "Procesie w Salem",że jest to sztuka ukazująca ukrytą,nieznaną potęgę człowieka. Interpretowałem sztukę zgodnie z moim zapatrywaniem na literaturę,która ma dla mnie wyłącznie wartość moralną. Moralną to znaczy poznawczą w stosunku do człowieka - jego namiętności,jego możliwości,jego siły. Wszystko inne jest dla mnie skeczem,satyrą,pamfletem,dziennikarszczyzną: odkrywaniem rzeczy powszechnie znanych i oczywistych,jak to, że króliki Ramiganiego nie biorą się z powietrza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji