Artykuły

"Szklana menażeria" nie bez skaz. Ale warto zobaczyć

"Szklana menażeria" w reż. Jacka Poniedziałka w Teatrze Kochanowskiego w Opolu. Pisze Piotr Guzik w Gazecie Wyborczej - Opole.

"Szklana menażeria" Tennessee Williamsa miała premierę 70 lat temu. Przez ten czas wiele się na świecie zmieniło, a mimo to opisany przez Williamsa obraz rodzinnego piekiełka wciąż jest aktualny. Pytanie tylko, czy opolska adaptacja tego dzieła się broni? Odpowiedź brzmi - tak. Co jednak nie znaczy, że mamy do czynienia z widowiskiem wybitnym.

Laura Wingfield (Grażyna Rogowska) jest zahukaną samotniczką. Jej życie jest monotonne. Zaborcza matka Amanda (Grażyna Misiorowska) co i rusz wypomina Laurze, że nic nie robi ze swoim życiem, że jest starą panną. Zawsze wspomina przy tym, jak to w latach swojej młodości ona była rozchwytywaną partią. Tom (Sylwester Piechura), brat Laury, to sfrustrowany pracownik hurtowni obuwia, który pod pretekstem wychodzenia do kina spędza wieczory na hulankach. Jest jeszcze pan Wingfield, obecny tylko w formie zdjęcia na ścianie, który pewnego dnia zostawił rodzinę i słuch o nim zaginął.

Tom jest jedynym żywicielem rodziny, więc - jak łatwo się domyślić - w domu Wingfieldów się nie przelewa. Bieda to jednak tylko tło dla rodzinnych kłótni. Główną ich przyczyną są niespełnione marzenia: Tom chciałby uciec i przeżywać przygody, Laura po prostu zamknąć się przed światem. Uniemożliwia im to Amanda, sama żyjąca wspomnieniami świetlanej i bogatej przeszłości. Wszystko po to, by znaleźć partię dla Laury. Bo - jak uważa - o ile Tom sobie w życiu poradzi, tak krucha Laura musi wyjść za mąż, by przetrwać.

***

Spektakl rozkręca się powoli. Dopiero od jednej czwartej, za sprawą widowiskowej kłótni Toma z matką, akcja się zagęszcza. A jeszcze więcej dzieje się, gdy Tom sprowadza Jima O'Connora (Leszek Malec), kolegę z pracy, na obiad. Gorączkowe przygotowania Amandy nakrywającej do stołu, podczas których podśpiewuje do piosenek z radia, to jedna z najbardziej zabawnych scen widowiska.

Zresztą gra Grażyny Misiorowskiej to zdecydowanie największy atut "Szklanej menażerii" i jeden z głównych powodów, dla których warto tę sztukę zobaczyć. Aktorka świetnie podkreśla komizm (wyzwiska pod adresem zarządcy budynku), jak i powagę pewnych sytuacji (gdy dowiaduje się, że Laura rzuciła szkołę). Reszta aktorów także dobrze wywiązuje się z ról, choć Malec chwilami wydaje się nijaki, Rogowska za bardzo wycofana, zaś Piechura swoją postać momentami przerysowuje.

***

Atutem spektaklu jest kameralność. Widownia rozstawiona jest na scenie, otaczają ją ściany mieszkania, co uwydatnia poczucie klaustrofobicznej codzienności Wingfieldów.

Ale są też nierówności. Przykładem scena, w której Tom i Jim idą na dach, by zapalić "magicznego papieroska". W tle zaczyna się projekcja kosmicznych obrazów, co łopatologicznie wręcz sugeruje widzowi, że dwóch jegomościów poszło się upalić. Zupełnie jakby fakt, że wymieniają się co chwilę skrętem i podśmiewają, nie był na to wystarczającym dowodem.

***

"Szklana menażeria" to opowieść o kruchości ludzi i ich wzajemnych relacji, o tym, że rzeczy raz uszkodzonej nie da się naprawić. Jednak nie jest to natychmiastowa konstatacja po opuszczeniu teatru. Pierwsze wrażenie jest bowiem takie, że reżyserujący spektakl Jacek Poniedziałek nie mógł się zdecydować, w którą stronę go pociągnąć; czy pójść w kierunku komizmu, czy dramatu. Ale gdy się nad tym bardziej zastanowić, to widowisko jest takie jak życie: to mieszanka słodko-gorzkich momentów. Z przewagą tych drugich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji